Ukraina nie miała wyjścia, musiała kontratakować – przekonuje premier Mateusz Morawiecki. Szef rządu przekazał informację na temat prawdopodobnego pochodzenia pocisku, który wywołał eksplozję w granicach Polski.
Przypomnijmy, że we wtorek po południu w miejscowości Przewodów w woj. lubelskim eksplodował pocisk, zabijając dwóch obywateli Polski. Choć początkowo przekazywano, że może chodzić o rosyjską rakietę, to jednak później ukazały się inne informacje.
Według niemieckiej agencji dpa, Joe Biden poinformował, że nie był to pocisk z Rosji. Zdaniem amerykańskiego prezydenta chodziło o rakietę ukraińskiej obrony przeciwlotniczej.
Do sprawy odniósł się w środę, w Sejmie premier Mateusz Morawiecki. – Wiele wskazuje na to, że był to pocisk wystrzelony przez stronę ukraińską, pocisk pochodzenia radzieckiego – podkreślił.
– Ale musimy mieć świadomość, że atak ze strony Rosji wczoraj to był atak bezprecedensowy, liczył ponad 100 pocisków, rakiet i dronów skierowanych w stronę Ukrainy, w tym znaczna część pocisków rakiet, dronów skierowana na zachodnią Ukrainę, na tereny leżące przy granicy z Rosją – zauważył.
Szef rządu tłumaczy, że ukraińska obrona wystrzeliła kilkaset rakiet, w celu strącenia pocisków rosyjskich. – Kilkaset rakiet ukraińskich, które zostały odpalone jako próba strącenia tych rosyjskich rakiet skierowanych przeciwko ludności cywilnej i infrastrukturze energetycznej wielu miejsc i miejscowości Ukrainy – powiedział.
– Ukraina musiała, nie miała wyjścia, musiała kontratakować. Skala ataku na cele cywilne i na infrastrukturę energetyczną była tak duża, że ten kontratak musiał nastąpić – dodał.