Europosłowie Prawa i Sprawiedliwości poinformowali o dokumencie Parlamentu Europejskiego, w którym wskazano drażliwe słowa. Wśród nich: „murzyn”, „nielegalni migranci” i „cukrzyk”. – To brednia absolutna, której nie można traktować inaczej, jak tylko kolejny dopalacz polityczny – przekonuje Dominik Tarczyński w rozmowie z portalem wpolityce.pl.
Sprawę nagłośnili w ostatnich dniach eurodeputowani Prawa i Sprawiedliwości. Z ich relacji wynika, że Parlament Europejski rozesłał eurodeputowanym tajemnicze pismo. Treść wskazuje, że jest to instrukcja dotycząca języka, a właściwie używania go w sposób, który nie uraża innych.
„Murzyn”, „cukrzyk” i inne słowa, których należy unikać…
„Niniejszy glosariusz ma pomóc osobom pracującym w Parlamencie Europejskim we właściwej komunikacji, kiedy mowa o niepełnosprawności, osobach LGBTI+ oraz rasie, pochodzeniu etnicznym i religii” – czytamy w dokumencie.
Wśród zakwestionowanych terminów znalazły się m.in.:
- „niewidomy” (sugerowane zastępstwo: „osoba niewidoma”),
- „głuchy” (osoba głucha),
- „cukrzyk” (osoba z cukrzycą),
- „osoba normalna” (osoba neurotypowa),
- „Murzyni” (osoby czarnoskóre),
- „nielegalni migranci” (migranci o nieuregulowanej sytuacji prawnej).
Tarczyński: Zaczną budować Wieżę Babel i w końcu nie będą mogli się już porozumiewać między sobą
Zdecydowanym przeciwnikiem pomysłu sztucznego korygowania języka jest Dominik Tarczyński. „Rewolucja zjada własne dzieci. Zaczną budować Wieżę Babel i w końcu nie będą mogli się już porozumiewać między sobą, to jest kwestia czasu. To absurd, który ma zmieniać rzeczywistość lub ją ukrywać” – powiedział portalowi wPolityce.pl.
„Czepiają się wszystkiego, ale doprowadzi to tylko i wyłącznie do tego, że się ośmieszą, a nie będą chronić kogoś, kogo ten język miałby, nie wiem, ranić, urażać? Co z osobami, które przez wiele lat same o sobie mówiły na przykład, że są homoseksualistami? One też się myliły, nazywając siebie w ten sposób, czy o co tutaj chodzi? To brednia absolutna” – dodał.
W opinii Tarczyńskiego postulowane zmiany językowe to polityczna zagrywka o zabarwieniu lewicowym. Europoseł podkreśla jednak, że tego typu pomysły należy nagłaśniać. „Oczywiście trzeba te absurdy pokazywać, prezentować śmieszność tych propozycji, ich irracjonalność, a następnie czekać na ocenę wyborców” – stwierdził.