Państwowy holding spożywczy nigdy by nie powstał, a państwowe kopalnie nie zostałyby doprowadzone do obecnego stanu, gdyby politycy przestudiowali nowozelandzką historię gospodarczą. Czego konkretnie uczy nas ten przykład można się dowiedzieć, czytając moją najnowszą książkę pt. „Na antypodach wolności”. Samo istnienie zbiurokratyzowanych tworów nie mieści się w zakresie racjonalnego gospodarowania i jest cofnięciem się do czasów szczęśliwie minionych.
Przy okazji kolejnych „reform” państwowego górnictwa węgla kamiennego pisałem wielokrotnie, że bez prywatyzacji nic one nie dadzą. Niestety, późniejsze lata pokazały, że miałem rację. Trzymanie branży w państwowych rękach tylko pogłębiało problem i doprowadziło ją do obecnego katastrofalnego stanu. Ale nie trzeba być jasnowidzem, żeby to przewidzieć. Wystarczy przeczytać jedną z książek Ludwiga von Misesa lub prześledzić nowozelandzkie reformy. W mojej książce przytaczam kilka przykładów na to, jak przed reformą na antypodach działały państwowe przedsiębiorstwa. Richard Prebble, minister, który zajmował się reformą państwowych jednostek prowadzących działalność gospodarczą, pisze: „Politycy wykorzystują władzę w państwowych firmach, aby stać się popularnymi. Kiedy miałem do czynienia z państwową firmą telekomunikacyjną, to odkryłem, że istniało 100 tys. darmowych linii telefonicznych. Ponieważ w rzeczywistości nie mogły być darmowe, płacili za nie użytkownicy innych telefonów. W ten sposób politycy bezkosztowo tworzyli elektorat. Politycy przez ostatnie 70 lat podczas kampanii wyborczych rozdawali darmowe telefony różnym grupom wyborców. Szkoły miały darmowe telefony, pracownicy firmy telekomunikacyjnej mieli darmowe telefony, nawet byli pracownicy telekomunikacyjni na emeryturze mieli darmowe telefony. Ja to zatrzymałem. Koniec z darmowymi telefonami. Każdy musi płacić za siebie. To samo było z kolejami. W jednej z linii kolejowych 25% pasażerów miało darmowe bilety. I to działało w ten właśnie sposób”.
Wszechogarniające marnotrawstwo
Nowozelandzka historia gospodarcza dostarcza wielu ilustracji marnotrawienia zasobów i środków przez państwowe urzędy zajmujące się prowadzeniem biznesu, o których Prebble napisał w swojej książce „Now it’s time to act”. Kiedyś jako minister kolei otrzymał list od pewnego farmera, skarżącego się, że państwowe koleje zgubiły jego traktor, przewożąc go z Hamilton do Taumaranui. Po kilku tygodniach bezowocnych interwencji, farmer poddał się i przestał prosić o pomoc biurokratów. Wsiadł w samochód i przez tydzień jechał wzdłuż torów, szukając swojego traktora. W końcu znalazł go na bocznicy, a oprócz tego sześć innych wagonów, które kolej również zgubiła. W ten sposób kolej traciła nie tylko miliony dolarów, ale również klientów. Inna historia. Nowozelandzkie państwowe koleje miały wartościowe tereny w każdym większym mieście, które najczęściej zarastały chwastami. Któregoś dnia Prebble zarządził sporządzenie spisu nieruchomości. Na końcu jednej z nieużytkowanych od 20 lat linii kolejowej odkryto magazyn. W magazynie tym pracował magazynier, trzymając pełny inwentarz potrzebny do obsługi nieużywanej linii. Kiedy produkty przeterminowywały się, zgodnie z przepisami kolejowymi, usuwał je i zamawiał nowe. Nikt przez 20 lat nie kwestionował dostaw do tego magazynu. Podobnie było z zespołem sygnalistów, których kolej nie zwolniła z pracy, mimo że 10 lat wcześniej zlikwidowano w tym miejscu sygnalizację.
Kolejny przykład związany z państwowymi kolejami: pewnego dnia Prebble jako minister kolei leciał samolotem z człowiekiem, który przedstawił się jako przedstawiciel dużej firmy komputerowej. Miała ona podpisać z państwowymi kolejami wielomilionowy kontrakt na dostawę systemu komputerowego do obsługi bardzo skomplikowanego systemu płac. Biznesmen chwalił się, że nowozelandzka kolej będzie miała najlepszy system komputerowy do obsługi płac. Pracownicy kolei rzeczywiście mieli najbardziej zawiły system wynagradzania: otrzymywali podstawowe pensje, pieniądze na środki czystości, za pracę na zmiany, za nadgodziny, za pracę w niebezpiecznych warunkach, postojowe, dodatki na święta itp. Nikt w rzeczywistości nie wiedział, ile powinien dokładnie zarabiać. Do obsługi tego systemu potrzebna była armia urzędników. Prebble postanowił przeciąć ten gordyjski węzeł poprzez uproszczenie systemu wynagradzania, zamiast kupowania systemu komputerowego, który w ten sposób stał się niepotrzebny. Przedstawiciel firmy komputerowej musiał być zły na siebie, że przedstawił się ministrowi w samolocie, bo przez to stracił wielomilionowy kontrakt. I historia telekomunikacyjna. W latach 80. XX wieku większość połączeń telefonicznych w Nowej Zelandii, które obsługiwał monopol państwowej poczty, odbywało się manualnie. Ludzie czekali miesiącami na telefon. Urzędnicy postanowili kupić w Szwecji odpowiedni system komputerowy. Samo przetłumaczenie go na język angielski kosztowało 1 mln NZD. Pełny koszt to 37 mln NZD. Prebble jako minister ds. przedsiębiorstw państwowych spytał się generalnego menadżera odpowiedzialnego za system, czy będzie on dobrze działał. Menadżer odpowiedział, że nie. Wtedy Prebble spytał, dlaczego nie anulował tak drogiego programu. Menadżer odparł: „Jak można anulować program kosztujący 37 mln?”.
Mankamenty prowadzenia działalności gospodarczej przez urzędy państwowe zilustrował także Roger Douglas, ówczesny minister finansów, podczas wystąpienia w 1986 roku: „W ciągu ostatnich 20 lat rząd sukcesywnie przelał 5 mld NZD (licząc w dolarach z 1986 roku) podatników do departamentów zajmujących się prowadzeniem działalności gospodarczej: Urząd Lotniczy, Ministerstwo Ziemi i Badań, Służba Leśna, Poczta, Państwowe Kopalnie Węgla i Wydział Elektryczny znajdujących się w Ministerstwie Energii… Tego roku zwrot netto dla podatników po opodatkowaniu z tych organizacji wyniesie zero. Różnica pomiędzy naszymi aktualnymi zwrotami na aktywach i zwrotem, jaki by wystąpił, gdyby działalność tę prowadziły firmy komercyjne… jest prawdopodobnie większa w dolarach niż nasze całkowite wydatki na zdrowie i edukację”. W 1986 roku oszacowana całkowita wartość księgowa rządowych biznesów wynosiła 11,8 mld NZD. Finanse publiczne były obciążane z dwóch stron: poprzez potrzeby inwestycyjne oraz obsługę zadłużenia tychże państwowych przedsiębiorstw. Skutkowało to brakiem pieniędzy na realnie potrzeby społeczeństwa.
Nigdy nie generowały zysków. „Na antypodach wolności”
Dr Roderick Deane, nowozelandzki ekonomista, polityk i przedsiębiorca, podkreślał, że pewnych mechanizmów istniejących w sektorze prywatnym nie da się powielić w sektorze publicznym. Problem ten podsumował Prebble: „Mając do czynienia z wszystkimi 21 rządowymi biznesami, doszedłem do następującego wniosku: nie istnieją cele socjalne, a to, czego ludzie potrzebują to jak najtańszy produkt o jak najlepszej jakości. Sektor publiczny nie jest w stanie tego dokonać lepiej niż sektor prywatny. Zadałem wówczas sobie pytanie: dlaczego rząd się tym zajmuje, skoro sektor prywatny może to zrobić o wiele lepiej? Gdybym miał do czynienia z jednym lub dwoma przedsiębiorstwami państwowymi, może nie doszedłbym do tego wniosku, ale ponieważ miałem do czynienia z nimi wszystkimi, to zorientowałem się, że rządowe biznesy, które w Nowej Zelandii mają 150-letnią historię, gdyby wziąć je razem, to by się okazało, że nigdy nie generowały zysków. Nigdy!”.
W przeciwieństwie do rządów PiS, które próbują realizować powrót do państwowej własności, skompromitowanej i w II RP, i w PRL, i w III RP, władze Nowej Zelandii w optymalny sposób doprowadziły do szerokiej najpierw korporatyzacji i komercjalizacji, a następnie prywatyzacji aktywów państwa w połączeniu z głęboką deregulacją, demonopolizacją i liberalizacją gospodarki wraz z jej odbiurokratyzowaniem. Nie muszę dodawać, że efekty przerosły oczekiwania reformatorów. O tym również można przeczytać w mojej książce.
Przyglądając się Nowej Zelandii, wiosek nasuwa się oczywisty. I nie zmienią go czary ani zapewnienia polityków PiS, że tym razem państwo sobie poradzi, a urzędnicy pracujący w nowym holdingu spożywczym (urzędnicy, bo państwowa firma nie działa jak firma prywatna, tylko bardziej jak urząd!) nie będą kraść i marnotrawić jego majątku. Tak właśnie będzie! To tylko kwestia czasu, kiedy afery związane z państwowym holdingiem spożywczym, z państwową spółką, która ma produkować samochody elektryczne czy CPK wyjdą na jaw. Te związane z budową przez państwo elektrowni atomowych są znane. Bo prowadzenie przez państwo jakiegokolwiek biznesu oznacza marnotrawienie zasobów, a państwowe firmy zawsze są siedliskiem nepotyzmu i korupcji.
Tomasz Cukiernik
Tomasz Cukiernik, „Na antypodach wolności”, Wydawnictwo 3DOM, Częstochowa 2020.
https://3dom.pro/tomasz-cukiernik-na-antypodach-wolno%C5%9Bci.html