Kilka dni temu głośno było w mediach o grupie turystów, która w letnich strojach wybrała się na Babią Górę. Wśród nich była turystka, którą uratowali ratownicy GOPR. Kobieta trafiła do szpitala z licznymi odmrożeniami. Tymczasem „Gazeta Wyborcza” dotarła do świadków, którzy informują, jak sytuacja wyglądała naprawdę.
Grupa osób nazywających siebie „morsami górskimi” postanowiła zdobyć zimą Babią Górę. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że robili to w strojach nadających się raczej na letnią plażę. 14-stopniowy mróz i zagrożenie lawinowe nie przeszkadzały im w realizacji swojego planu.
W grupie była kobieta ubrana jedynie w sportowy biustonosz i szorty. To właśnie ona została uratowana przez ratowników GOPR. W akcji brało udział 20 ratowników, którzy najpierw próbowali sprowadzić, a następnie znieśli kobietę na dół. Trafiła ona do szpitala, gdzie, według informacji GOPR, temperatura jej ciała wynosiła 25,9 stopnia. Kobieta miała liczne odmrożenia.
Tymczasem „Gazeta Wyborcza” dotarła do świadków, którzy widzieli całą sytuację. Okazuje się, że kobieta miała prosić innych uczestników, by zawrócili. „Wszyscy wieszają teraz na niej psy, a ona chciała w połowie drogi zawrócić. Dyskusję słyszeli moi znajomi. Kobieta w połowie drogi była już w bardzo złym stanie i wyraźnie to czuła. Partnerzy, z którymi szła na szczyt, przekonali ją jednak, że da radę. Nie dała” – cytuje „GW”.
Czytaj także: Przypadki powikłań możliwych po szczepionce przeciwko COVID-19 w Małopolsce
Źr.: Gazeta Wyborcza