Janusza Korwin-Mikkego próbowano usunąć z funkcji Prezesa partii wiele razy. Do pierwszej próby doszło już w 1990 roku, kolejne zaś miały miejsce co kilka lat, i jeśli nawet nie dotyczyły bezpośrednio zmiany lidera, to zmiana ta byłaby ich konsekwencją. Najgłośniejsza była historia z 1995 roku, podczas której interweniowała policja, ochrona, a na partyjną siedzibę przy Nowym Świecie rozpoczął się szturm. Zacznijmy jednak od początku…
Przed wyborami prezydenckimi w 1995 roku na polskiej prawicy pojawiły się wyraźne tendencje zjednoczeniowe, dzięki którym miało nie dojść do powtórzenia się sytuacji sprzed dwóch lat. Wtedy to ugrupowania te poniosły całkowitą klęskę w wyborach. Wśród potencjalnych nazwisk kandydatów na urząd Prezydenta znajdowali się m.in. Aleksander Hall, Jan Parys i prof. Marek Strzembosz. Jednym z ważniejszych kroków ku zjednoczeniu Porozumienia Centrum, Unii Polityki Realnej, Partii Konserwatywnej, „Solidarności” i kilku innych ugrupowań miało być przyjęcie „Wspólnych Zasad Programowych”, których współautorem był ówczesny członek Rady Głównej UPR, Stanisław Michalkiewicz. Rada Główna Unii Polityki Realnej odrzuciła jednak ratyfikację dokumentu, co było wewnątrzpartyjną porażką Korwin-Mikkego, który, podobnie jak Michalkiewicz, głosował za jego przyjęciem. Przeciwna porozumieniu była tzw. Frakcja narodowa, w której znajdowali się między innymi bracia Krzysztof i Mariusz Dzierżawscy. Ostatecznie „Wspólne zasady programowe”, odrzucone również przez Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne upadły, a ich miejsce zajął Konwent Świętej Katarzyny, do którego UPR nie weszła. Korwin-Mikke postanowił kandydować w wyborach samodzielnie, co spotkało się z różnymi opiniami wewnątrz partii. Groźba powtórzenia sytuacji z 1990 roku, kiedy nie zebrano wystarczającej ilości podpisów pod kandydaturą została szybko zażegnana, ale w ostatecznym rozrachunku ówczesny lider Unii Polityki Realnej zdobył zaledwie 2,40% głosów, a w drugiej turze znaleźli się Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski. Wtedy doszło do mocnej, wewnątrzpartyjnej sprzeczki.
Nieukrywający swojej niechęci do Wałęsy Korwin-Mikke (o urzędującym Prezydenckie pisał wówczas, że ten „Zamiast Wielkiego Człowieka, który odważyłby się chcieć—widzimy małego człowieka, który kręci, kłamie i oszukuje”) postanowił nie popierać żadnego z kandydatów. Wobec nieudanej próby kontaktu ze sztabem wyborczym Lecha Wałęsy (do złożenia propozycji temu kandydatowi został on zobligowany przez Radę Główną partii), na łamach tygodnika „Najwyższy Czas” JKM wezwał swoich wyborców do tego, by „raczej nie głosowali na Kwaśniewskiego”. Pomimo tego, kilka dni później bracia Dzierżawscy oraz Krzysztof Bąkowski wydali własne oświadczenie, w którym poparli Wałęsę, stwierdzając, że czynią to wobec groźby „objęcia urzędu Prezydenta przez przedstawiciela socjaldemokracji”. Jak się wkrótce okazało, nawet gdyby wszyscy ówcześni zwolennicy Unii Polityki Realnej zdecydowali się oddać głos na urzędującego prezydenta, niewiele by to zmieniło –Aleksander Kwaśniewski wygrałby, choć minimalnie. Po wyborach atmosfera w partii wyraźnie się ochłodziła. Frakcja liberalna (w której znajdował się Michalkiewicz i były poseł UPR, Lech Próchno-Wróblewski) nazywała swoich oponentów, (określanych mianem konserwatystów lub narodowców) „agentami belwederu”, a przedstawiciele obydwu grup na partyjnych spotkaniach siadali jak najdalej od siebie. Spór w sprawie Wałęsy nie był pierwszym wydarzeniem, które różniło obydwie grupy – do pierwszego poważnego konfliktu doszło po słynnej uchwale lustracyjnej z 28 maja 1992 roku, która w samej partii oceniana była bardzo kontrowersyjnie. O ile jedni z działaczy uważali, że jest ona słuszną drogą ku oczyszczeniu państwa z funkcjonariuszy dawnego systemu, o tyle inni twierdzili, że osłabia ona struktury państwowe.
Pierwszą grupą, która zainicjowała rozłam zostali liberałowie, którzy mając przewagę w Radzie Głównej 9 grudnia 1995 roku zawiesili partyjne członkostwo siedmiu działaczom z frakcji konserwatywnej. Odpowiedź konserwatystów nastąpiła już następnego dnia, kiedy, jak opisuje w biografii JKM Cezary Zawalski, konwentykl (ciało statutowe składające się z członków –sygnatariuszy partii oraz osób przez nich dodanych) w Katowicach podjął decyzję o pozbawieniu Janusza Korwin-Mikkego z prezesury, wybierając jednocześnie na to stanowisko Mariusza Dzierżawskiego. Czternastego grudnia Dzierżawski podjął próbę przejęcia siedziby Unii Polityki Realnej przy ulicy Nowy Świat. Mimo sporej grupy sojuszników, a nawet wynajętej prywatnej ochrony do jednego gabinetu nie udało mu się wejść. Był to gabinet Korwin-Mikkego, który się w nim… zamknął. Rozpoczęło się podwójne oblężenie, ponieważ okolicę gabinetu Prezesa okupowali stronnicy Dzierżawskiego, a obok budynku zaczęli gromadzić się zwolennicy JKM, który zresztą uzyskał poparcie większości oddziałów UPR. Dwudniowe oblężenie przeszło do legendy. Według opowieści wielu działaczy, Janusz Korwin-Mikke nie opuszczał swojego gabinetu przez cały ten czas, wiedząc, że już nie mógłby do niego wrócić. Swoje potrzeby miał więc załatwiać w… doniczce z kwiatkiem. Według innej wersji, w nocy został on wpuszczony do toalety przez litościwą „wartowniczkę”. Problem komunikacyjny rozwiązał modem internetowy, dzięki któremu były-obecny Prezes mógł kontaktować się ze swoimi zwolennikami. Spotykał się on również z dziennikarzami, którzy wpuszczani byli do jego gabinetu.
Ostatecznie, po dwóch dniach koczujący w pobliżu siedziby przeciwnicy nowych władz, mając przewagę liczebną i instrukcje od JKM przystąpili do szturmu budynku. Obecna na miejscu policja informowała o przepychankach w pobliżu okna, przez które do budynku przedostali się zwolennicy Korwin-Mikkego. Jak relacjonował później Korwin-Mikke „mimo ochrony rozłamowcy bali się wyjść na zewnątrz. Dopiero, gdy uzyskałem zapewnienie Policji, że będę mógł wrócić do lokalu i osobiście ich wyprowadzić, odważyli się wyjść. Padło kilka okrzyków „Hańba” (…). P. Ewa Melisa zablokowała swoje drzwi. Ja uczciwie oznajmiłem puczystom, że otworzę okna, bo mam klucze od krat (…) Pierwszy, przez lufcik wdarł się kol. Miłosz Marczuk, naczelny „Lux”-a. Zdołało wejść jeszcze kilka osób, w tym dowodzący szturmem kol. Waszak”. Do akcji miała wówczas przystąpić policja, blokując wejście do okna, jednak po interwencji radnego Warszawy Lecha Próchno-Wróblewskiego odblokowała „przejście” do siedziby. W tym czasie obrońcy lokalu podjęli jeszcze rozpaczliwą próbę zasłonięcia okna szafą, jednak pod naporem tłumu została ona odsunięta. Po zajęciu siedziby doszło do kulturalnej dyskusji, ostatecznie zakończonej opuszczeniem lokalu przez zwolenników Mariusza Dzierżawskiego. W ten sposób akcja nazywana potocznie „powstaniem dekabrystów” upadła. Kilka dni później Sąd Naczelny partii unieważnił zarówno uchwałę Rady Głównej, jak i Konwentyklu. Rozłamu nie dało się już jednak powstrzymać. 7 stycznia 1996 roku Dzierżawski rozwiązał Unię Polityki Realnej i utworzył Stronnictwo Polityki Realnej, do którego przeszła część działaczy, między innymi były poseł Andrzej Sielańczyk, publicysta Tomasz Gabiś, czy Łukasz Warzecha. Stronnictwo rozmyło się wkrótce po przystąpieniu do AWS. Rozwiązanie partii nie zostało uznane przez pozostałych działaczy UPR. Unia Polityki Realnej funkcjonowała dalej, jednak po tym rozłamie straciła swój prestiż i z coraz większą prędkością odchodziła w stronę politycznego niebytu.
Fot: archiwum Unii Polityki Realnej