Jeśli deklaracje producenta o skuteczności szczepionki potwierdzą także niezależne organy rejestracyjne, to byłaby to bardzo dobra wiadomość – ocenił doniesienia koncernu Pfizer prof. Leszek Szenborn, kierownik Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu i b. prezes Polskiego Towarzystwa Wakcynologii.
Amerykański koncern farmaceutyczny Pfizer poinformował w poniedziałek, że rozwijany przez niego projekt szczepionki przeciwko COVID-19 ma ponad 90 proc. skuteczności. Firma ogłosiła, że w 2021 r. może wyprodukować do 1,3 mld dawek substancji. Projekt szczepionki jest rozwijany we współpracy z niemiecką firmą biotechnologiczną BioNTech SE. Premier Mateusz Morawiecki poinformował w wtorek, że Polska kupi w najszybszym możliwym terminie maksymalną liczbę dawek szczepionki – oczywiście w relacji do liczby naszej ludności. Szef rządu przekazał też, że we wtorek rozmawiał z przedstawicielami firmy Pfizer.
Prof. Leszek Szenborn w rozmowie z PAP ocenił te doniesienia jako optymistyczne. Zastrzegł jednak, że o skuteczności szczepionki będziemy mogli mówić dopiero wtedy, gdy te wyniki badań potwierdzi instytucja odpowiedzialna za rejestrację leków. „Firma będzie musiała też wystąpić o skróconą ścieżkę wprowadzenia szczepionki, którą przewidziano w pandemiach i którą zastosowano już przy dopuszczeniu szczepionki pandemicznej w sezonie 2009/2010” – wyjaśnił.
Dodał, że jeśli deklaracje producenta o 90 proc. skuteczności szczepionki się potwierdzą, to byłaby to bardzo dobra wiadomość, ponieważ – jak mówił – nie ma szczepień, które byłyby w 100 proc. skuteczne.
Profesor zwrócił też uwagę, że w przygotowaniu szczepionki znaczenie odgrywa też czynnik szczęścia. „Jeżeli naukowcom udało się wybrać tak dobry fragment, który pobudza wytwarzanie właściwych przeciwciał i pobudzenie odporności to może być to skuteczne. Dodatkowo, jeśli ktoś ma tak duży potencjał jak Pfizer i niemiecka firma BioNTech SE, które jednocześnie mogły prowadzić badania w wielu miejscach w tym samym czasie, to zwiększało to prawdopodobieństwo sukcesu” – tłumaczył.
„Oby te informacje się potwierdziły. Z niecierpliwością czekam, żeby swoje ramię wystawić do zaszczepienia się, jako lekarz zajmujący się na pierwszym froncie pacjentami z COVID” – dodał.
Prof. Szenborn wskazał też, że ze względu na masowe występowanie zakażenia, rzeczywista skuteczność tej szczepionki będzie bardzo szybko zweryfikowana. „Osoby, które zostaną zaszczepione będą, w różnym momencie od szczepienia, eksponowane na naturalne zakażenie i to pozwoli na określenie czasu potrzebnego do powstania skutecznej odporności poszczepiennej. Jest to wyjątkowa sytuacja, więc szybko się przekonamy, jak szczepionka działa i jak długo działanie to utrzymuje się. Normalnie, kiedy wprowadza się jakąś szczepionkę, a choroba występuje rzadko, to trzeba czekać czasami latami, żeby przekonywująco wykazać efekt skuteczności klinicznej” – zauważył.
Zdaniem profesora, grupą, która powinna zostać zaszczepiona w pierwszej kolejności, są pracownicy ochrony zdrowia pracujący bezpośrednio z pacjentami, zwłaszcza w wieku ryzyka 60+, bo takich w służbie zdrowia pracuje wielu. Mimo że, jak ocenił profesor, seniorzy zwykle odpowiadają na szczepienia nieco gorzej niż dzieci i młodzi, szczepienia tej grupy będą miały duże znaczenie w zmniejszeniu obciążenia szpitali, ale mniejsze znaczenie w ograniczeniu transmisji zakażeń.
„Przykładowo szczepionka przeciw grypie jest najbardziej skuteczna u młodych i zdrowych, ale to seniorzy bardziej cierpią z powodu grypy i doświadczają jej negatywnych skutków. Potrzeba szczepień w tej grupie przekłada się tu jednak na ochronę większej ilości ludzi i większe korzyści dla systemu ochrony zdrowia” – powiedział lekarz.
Dodał też, że równolegle z seniorami powinni zostać zaszczepieni wszyscy pracownicy ochrony zdrowia z pierwszej linii frontu, którzy jeszcze nie zachorowali na COVID-19. Wyraził przy tym nadzieję, że szczepionek będzie wystarczająco dużo, że nie trzeba będzie dokonywać wyborów, kogo zaszczepić najpierw.
Profesor zauważył też, że z dostępnością do szczepionki na koronawirusa, jeśli zostanie zrejestrowana i pojawi się na rynku, nie powinno być problemów, ponieważ przy jej produkcji stosowane są inne technologie niż w przypadku szczepionki przeciw grypie, gdzie technologa jest tradycyjna i namnożenie antygenu do szczepionki stanowi wielką trudność i jednocześnie ograniczenie.
Jak podkreślił, w pracach nad szczepionką ważne jest, aby wybrać jako antygeny takie konserwatywne części drobnoustroju, które się nie zmieniają. Wówczas, nawet jeśli wirus nieco zmutuje, to szczepionka będzie nadal skuteczna.
Prof. Szenborn dodał, że wirus ten aktualnie zmienia się nieco na innej zasadzie niż wirusy grypy. Wyjaśnił, że koronawirus to jednoniciowy wirus RNA. Wirusy te charakteryzują się tym, że jeśli powstają z nich wirusy potomne to każdy jest nieco inny od poprzedniego. „Tak na szybko nie można wiarygodnie ocenić znaczenia tych zmian poza geograficznym określeniem wirusa pierwotnego i z niego potomnych. Pamiętam pod koniec wakacji, we wrześniu, wielu naukowców mówiło, że wirus teraz jest już mniej zjadliwy, tylko łatwiej zakaża. Rzeczywistość szybko zweryfikowała niedostateczne podstawy tej hipotezy” – mówił.
„Tak naprawdę w Polsce dopiero teraz doświadczamy +okropności wojny+ z wirusem. Efekt skali, czyli nawet mały procent ciężko chorych, przy jednoczesnym i powszechnym występowaniu zakażeń może prowadzić do niewydolności systemu medycznego. Nośmy więc maseczki także jako znak solidarności z medykami! Dlatego, że w codziennej pracy na ryzyko narażamy nasze zdrowie i nierzadko także życie” – zaapelował. (PAP)
Źródło: Serwis Nauka w Polsce – www.naukawpolsce.pap.pl, Autorka: Agata Tomczyńska