Epizod bez większego znaczenia, czy sensacyjna historia? Akcja zatrzymania rodziny prezydenta Bolesława Bieruta przez połączone oddziały Narodowych Sił Zbrojnych oraz Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość powoli obrasta opowieściami. Dowodzone wspólnie przez Stefana Brzuszka „Borutę” i Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia” oddziały dokonały czegoś, co było bez wątpienia bezprecedensowym wydarzeniem w skali całego kraju. Przebieg wydarzeń i podejmowane decyzje mówią nam wiele o ludziach, którzy w nich uczestniczyli.
Z tych dwóch młodych dowódców „Jastrząb” jest bardziej znany. Myślę, że warto na wstępie opowiedzieć o drugim, o „Borucie”.
Stefan Brzuszek urodził się 31 sierpnia 1917 roku w Lublinie. Był najstarszym spośród pięciu synów Antoniego i Bronisławy z domu Sawickiej. Ojciec prowadził warsztat szewski przy ul. Świętoduskiej 10. Po ukończeniu szkoły powszechnej nr 3 im. Chrobrego w Lublinie Stefan uczył się wieczorami w szkole zawodowej, w ciągu dnia pomagał ojcu w zakładzie. Wolny czas spędzał dokształcając się u księży Salezjanów. W 1935 r. wyjechał do Łucka, do pracy przy budowie linii telegraficznych. Dwa lata później zgłosił się na ochotnika do wojska i po przeszkoleniu został skierowany do szkoły podoficerskiej, którą ukończył z drugą bądź trzecią lokatą. W trybie eksternistycznym zdał również maturę i rozpoczął starania o przyjęcie do szkoły oficerskiej Policji Państwowej. Wybuch wojny zniweczył te plany.
W 1939 r. Stefan Brzuszek zaczął służbę w Korpusie Ochrony Pogranicza w Rakowie pod Mołodecznem. Agresję ZSRS z 17 września relacjonował później bratu, który zrobił z tych rozmów notatki i napisał po latach życiorys „Boruty”. W tym tekście czytamy: „Czerwone hordy armii sowieckiej przekraczają granice Polski. Strażnice KOP stawiały czynny opór, lecz pod naporem bolszewickich wojsk cofaliśmy się na zachód. Mimo sowieckiej propagandy żołnierze polscy nie poddawali się sowietom. Jako, że trudno było przemieszczać się dużymi jednostkami, podzieliliśmy się na małe grupy i kierowaliśmy [się do] miejsc zamieszkania”.
W trakcie wycofywania się grupa, w której znajdował się Brzuszek, zdradzona przez miejscową ludność, została otoczona i wzięta do niewoli przez Rosjan. W czasie transportu na wschód, w kierunku Mińska, Stefan Brzuszek wraz z trzema innymi jeńcami wyskoczył z ciężarówki. Udało im się zbiec. Podczas ucieczki, przemieszczając się w stronę Lublina, spotkali oddziały armii generała Kleeberga. Brzuszek znalazł się w oddziale KOP należącym do Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”. Ostatnią bitwą Kampanii Wrześniowej, w której uczestniczył, była bitwa pod Kijanami pod koniec września 1939 r. Na początku października był już w rodzinnym domu.
Od początku okupacji Stefan Brzuszek należał do organizacji podziemnej. Jakiej? Najprawdopodobniej były to Narodowe Siły Zbrojne, jednak przy braku źródeł na ten temat, nie mamy całkowitej pewności. Brat „Boruty” Antoni Brzusek pamięta, że w ich mieszkaniu odbywały się spotkania konspiracyjne.
Podczas wojny Stefan pracował u ojca w warsztacie, a następnie od 1943 roku, w niemieckim szpitalu mieszczącym się w budynku Seminarium Duchownego.
Trzeba do lasu
Po „wyzwoleniu” przyszło wezwanie do Ludowego Wojska Polskiego. Po namowach żony Brzuszek decyduje się wstąpić do LWP, jednakże będąc świadomym masowych aresztowaniach i represji wobec członków podziemia niepodległościowego dezerteruje w czasie świąt wielkanocnych. Już 8 kwietnia 1945 r. zostaje członkiem oddziału NSZ Eugeniusza Walewskiego ps. „Zemsta”. Znają się jeszcze sprzed okupacji. „Zemsta” mianuje go dowódcą drużyny. W maju 1945 r. Stefan zostaje ranny w prawe ramię podczas rozbrajania posterunku żołnierzy sowieckich we wsi Marynin. Wraca do zdrowia pod opieką Antoniego, używającego wtedy pseudonimu „Tolek”.
-Był człowiekiem głęboko wierzącym – wspomina po latach Antoni. – Nie palił papierosów. Nigdy nie nadużywał alkoholu, jeśli już pił, to bardzo umiarkowanie. Za pijaństwo niejeden z żołnierzy otrzymał poza kolejnością karną wartę.
Z powodu odniesionych ran „Boruta” nie był ani w Wierzchowinach, ani na Hucie. Po odejściu z oddziału dotychczasowego zastępcy „Zemsty” – Jana Dyni ps. „Ziembada”, jego funkcję obejmuje „Boruta”. W tym czasie cały oddział liczy około 40-50 ludzi, rozlokowanych po melinach. Jedynie 20 z nich wciąż przebywa „w lesie” jako lotny patrol. Dowodzi nimi Stefan Brzuszek. Oddział rozbraja posterunki MO, wyłapuje konfidentów UB oraz bandytów i złodziei, którzy rabują podając się za żołnierzy podziemia.
Patrol nadal w pogotowiu
25 października 1945 roku oddział pozoruje ujawnienie się – to warunek uwolnienia żony komendanta, Zofii Walewskiej. Po zgłoszeniu do Państwowej Komisji Amnestyjnej oddają w miejscowości Siedliszcze starą, popsutą, bezużyteczną już dla nich broń. „Zemsta” wraz z adiutantem „Krukiem” ujawnili się naprawdę, natomiast reszta oddziału wraca do lasu. Patrol nadal pozostaje w pełnym pogotowiu.
Po ujawnieniu oddział podzielono na trzy drużyny pod dowództwem ”Sokoła”, „Dońca” i „Boruty”.
Drugiego grudnia 1945 roku „Zemsta” ginie zastrzelony wraz z adiutantem Józefem Mikszą ps. „Kruk” w restauracji w Siedliszczu, najprawdopodobniej przez UB. Komendantem oddziału zostaje „Boruta”, któremu podporządkowuje się także drużyna „Sokoła”. „Doniec” wraz z czterema innymi żołnierzami działa na własną rękę.
Od tej pory „Boruta” dowodził oddziałem, który według zeznań Władysława Walicy „Bartka”, liczył 28 ludzi. Czy ta liczba nie jest przypadkiem zaniżona? Chyba tak, bo Stanisław Szczepański „Omelko” w swoich wspomnieniach spisanych w latach dziewięćdziesiątych stwierdza, że było ich 55. I ta właśnie liczba jest najbardziej prawdopodobna. Zgadza się z zeznaniami Stanisława Prusa, iż grupa liczyła 36 osób stale pod bronią, ponadto na placówkach około 17, co w sumie daje liczbę około 53 członków. Formacja miała werbować nowych do organizacji, prowadzić propagandę antykomunistyczną, tępić wszelkie przejawy bandytyzmu, oraz likwidować szpicli Urzędu Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej. W marcu 1946 roku we wsi Jasieniec, podczas inspekcji, Leon Szady ps. „Szczepan” po odebraniu przysięgi nowych członków i krótkiej przemowie, poinformował Brzuszka o zatwierdzeniu jego wniosku awansowego i mianowaniu go podporucznikiem.
Oddział „Boruty” wykonał wiele akcji na terenie powiatów chełmskiego, lubelskiego i włodawskiego. Pod koniec maja nawiązał kontakt z oddziałem WiN pod dowództwem Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia”. Połączone siły liczyły około 50-60 osób. Najsłynniejszą wspólną operacją było zatrzymanie rodziny ówczesnego prezydenta Bolesława Bieruta.
Gorący lipcowy dzień
Na początku lipca 1946 r. obydwa oddziały kwaterowały w Kuliku-Kolonii, ale 17. lipca przeniosły się do wsi Krowica, przy lesie pawłowskim, niedaleko szosy Lublin – Chełm. Dowódcy dostali meldunek, że do Siedliszcza wyjechały dwa auta ubeków w celu aresztowania ludzi z organizacji. Natychmiast postanowiono urządzić zasadzkę i odbić aresztowanych.
Było południe, gdy „Boruta” z „Kostkiem” – Wacławem Rybakiem – wyszli na szosę i zatrzymali trzy przypadkowe samochody ciężarowe. Zarekwirowano je na potrzeby planowanej akcji. Zrzucono z ciężarówek ładunek desek i kamieni. Przed godzina 13.00 grupy „Boruty” i „Jastrzębia” wyjechały w ustalone miejsce zasadzki. W Kamionce – ok. 18 km od Chełma – „Boruta” zebrał wszystkich i ogłosił, że tu organizowana będzie zasadzka na UB. Partyzanci zajęli stanowiska ok. 150 m od szosy Lublin – Chełm, w odstępach co 5 metrów od siebie. Około godziny 14.00 rozpoczęli pozorowana wojskowa kontrolę drogową. Minęły trzy, może cztery godziny. Przez ten czas „skontrolowali” i zaprowadzili do pobliskiego lasu kilka ciężarówek. Żadna z nich nie wiozła funkcjonariuszy chełmskiego UB.
Ludzie z chevroleta
Około godziny 18.00 na trasie pojawiły się dwa lekkie auta: jeep amerykański typu Willys i osobowy chevrolet. To właśnie w tym drugim jechało kilka cywilnych osób. Wśród nich kobieta, która przekonana, że ma do czynienie z rutynową kontrolą drogową, poinformowała głośno i dobitnie, że jest siostrą prezydenta Bieruta, a pozostali pasażerowie to rodzina prezydenta!
Tego się nikt nie spodziewał! Samochód z pasażerami natychmiast odtransportowano do pobliskiego gospodarstwa pod lasem. Po wylegitymowaniu pasażerowie chevroleta okazali się rzeczywiście rodziną Bieruta. Siostra Julia Malewska, jej mąż, syn i synowa oraz szofer usłyszeli, że są aresztowani.
Oddział szybko zwinął zasadzkę – okazało się, że chełmskie UB wróciło inną, boczną drogą. Partyzanci ruszyli w stronę lasu Makoszka. W okolicy Uścimowa zwolniono samochody ciężarowe. Chevroleta rodziny Bieruta ukryto, natomiast samych jej członków odwieziono na furmance do Kolonii Krasne. Sztab złożony z „Boruty”, „Jastrzębia”, „Kostka”, „Białego”, „Bystrego”, „Kruka”, „Wiarusa”, „Zimnego” i „Hulajnogi” objął pieczę nad zatrzymanymi. Partyzanci z obu oddziałów rozlokowali się w pobliskich gospodarstwach.
Wszystkie nasze dzienne sprawy
Aresztowani przez trzy dni mieszkali w gospodarstwie Władysława Borysika. Traktowano ich bardzo grzecznie, chociaż z dużym dystansem. Zatrzymani nie wiedzieli, gdzie przebywają, jednak mieli dużo swobody: „Kobiety mogły poruszać się swobodnie po całym obejściu, a nawet udawać się na brzeg lasu. Nieprzerwanie towarzyszyła im jakaś dziewczyna uzbrojona w pistolet TT (była to sanitariuszka oddziału „Boruty” – Wanda Wolanin). Do posiłków zasiadali razem, dopiero po nich posilali się partyzanci z obstawy. Ci zachowywali się wobec jeńców z grzecznym dystansem, ale dla przekory wymusili na nich, aby przed śniadaniem „bierutowcy” odśpiewali: „Kiedy ranne wstają zorze”, a przed kolacją: „Wszystkie nasze dzienne sprawy”.
Nazajutrz po zatrzymaniu Malewskich z Włodawy przyszła wiadomość, że wysłano 80 wagonów wojska w celu odnalezienia uprowadzonej rodziny. Partyzanci poinformowali o tym aresztowanych.
fot. Halina Szymańska
W związku z zaistniałą sytuacją zdecydowano o zwolnieniu zatrzymanych. Trzeciego dnia wieczorem posadzono rodzinę Bieruta na furmankę i pod obstawą odwieziono do wsi Białka. Tam, w stodole u gajowego, stał chevrolet.
Nie chcemy przelewu krwi bratniej
Julia Malewska dostała do przekazania list, adresowany do brata. Oto jego treść: „Zatrzymaną rodzinę Pańską wypuszczamy na wolność całych i zdrowych. Gdybyśmy chcieli zastosować wobec rodziny Pana metody jakie stosuje Urząd Bezp[ieczeństwa] Publ[icznego] wobec rodzin aresztowanych politycznie Polaków – winniśmy rodzinę Pańską zmasakrować, powybijać zęby, wyłamać ręce. Nie zrobimy tego, nam obce są bestialstwo i rozpasanie, nie zatraciliśmy etyki chrześcijańskiej, walczymy tylko z tymi, którzy mają umazane ręce w niewinnej krwi bratniej. My nie chcemy przelewu krwi bratniej, a do tego rozpaczliwego kroku pcha Urząd Bezp[ieczeństwa] Publ[icznego]. Wypuszczamy Pańską rodzinę na wolność – nie żądając za to nic – uważamy jednak, że podobnie postąpi Pan Panie Prezydencie i każe Pan zwolnić aresztowane rodziny ściganych politycznie”.
Chevrolet odjechał, a oddział pomaszerował w stronę lasu Albertowskiego. Zaraz po tych wydarzeniach „Boruta” podzielił swój oddział na trzy grupy, by ułatwić kwaterowanie i utrudnić organom bezpieki ściganie.
„Boruta” zginął od strzału w głowę dokładnie miesiąc po zatrzymaniu Malewskich, w obławie we wsi Wola Korybutowa. Spoczywa na cmentarzu w Cycowie. Leon Taraszkiewicz „Jastrząb” zginął 3 stycznia 1947 roku, w wieku 21 lat.