Jeśli ubezpieczyciele zaczną masowo wprowadzać innowacyjne urządzenia, wzorując się na liderze rynku, to z czasem ceny OC i AC nie będą już tak szybko rosły, a być może zostaną zastopowane. Firmy będą prześcigać się w rozdawaniu zniżek i coraz bardziej funkcjonalnych narzędzi. Oczywiście przyniesie im to duże korzyści. Będą one wizerunkowe, ale przede wszystkim finansowe. Towarzystwa będą promować się jako nowoczesne podmioty, które dbają o bezpieczeństwo i oszczędności klientów. Dzięki temu będą miały coraz więcej argumentów do podważania wysokości odszkodowań. Pojawia się jednak pytanie, jak daleko pójdą te zmiany, w tym na ile klienci będą elastyczni w „oddawaniu” swojej prywatności. Nie wiadomo też, jak szybko rynek będzie wdrażał nowości.
Przełom na rynku?
Ostatnio w mediach zrobiła furorę usługa PZU GO, która polega na połączeniu aplikacji mobilnej z beaconem. Pozwala na automatyczne wezwanie pomocy w razie kolizji lub wypadku. Zestaw czujników wykrywa sytuacje awaryjne i wysyła sygnał do centrum alarmowego, które kontaktuje się z kierowcą w celu zapewnienia mu wsparcia. W przypadku braku połączenia, wysłane zostaną służby ratunkowe. Jednak opinie ekspertów są podzielone na temat tego, czy jest to dobre rozwiązanie dla branży i czy rynek ubezpieczeniowy akurat pójdzie w tym kierunku.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
– Nowy system to w istocie Beacon Bluetooth z wbudowanym akcelerometrem, czyli przyrządem służącym do pomiaru przyspieszenia pojazdu. Ważną rolę pełnią algorytmy pomagające odróżnić zwiększenie prędkości będące skutkiem zderzenia od spowodowanego np. dziurą w asfalcie. Ze względu na rodzaj zastosowanej technologii, urządzenie jest w stanie przekazać dane tylko na stosunkowo bliską odległość do smartfona. Tak w dużym skrócie można opisać działanie tego systemu – wyjaśnia dr inż. Paweł Prociów z firmy technologicznej Proxi.cloud.
Trzeba też pamiętać, że system nie oceni w pełni konsekwencji zdarzania, bo nie będzie miał wielu dodatkowych danych, m.in. dotyczących ilości pasażerów. Priorytetyzowanie zdarzeń przez dyspozytora na podstawie odczytów z takiej czarnej skrzynki, niepołączonej z odpowiednimi systemami zintegrowanymi, będzie bardzo trudnym zadaniem.
– Na europejskim rynku jest już wiele rozwiązań, które technologicznie mocno wykraczają poza wspomnianą koncepcję. Przykładem mogą być urządzenia podłączane do gniazd OBD na zasadzie plug and play i monitorujące zachowania kierowcy wraz z możliwością wykrycia kolizji. Funkcjonują one np. w Wielkiej Brytanii. Podają dokładną prędkość pojazdu, parametry silnika, a więc w pewnym sensie oceniają stan techniczny. Dostarczają zatem więcej porównywalnych parametrów. Ale bez wątpienia usługa największego polskiego ubezpieczyciela jest bardzo przyjaznym użytkownikowi konceptem. Jeśli zostanie wdrożona na masową skalę, to może przerodzić się w jego sukces – twierdzi Piotr Kurowski, ekspert ds. technologii Bluetooth z firmy Notinote.
Z kolei dr Prociów przypomina, że od 31 marca br. na terenie Unii Europejskiej wszystkie nowo wyprodukowane samochody będą musiały mieć fabrycznie zamontowane urządzenie w tzw. systemie eCall. Zasada jego działania jest podobna do naklejki PZU GO. Ale jest on lepiej zsynchronizowany z układami elektronicznymi samochodu. Oznacza to większą ilość danych, które pozwalają precyzyjniej zidentyfikować dane zdarzenie. Ekspert dodaje, że w przeciwieństwie do omawianej sytuacji, system eCall posiada bezpośrednie połączenie z siecią komórkową. Zakodowane dane są przekazywane do centrum ratunkowego. Wprowadzenie obowiązku posiadania tego systemu sprawi, że przestanie to być kwestią dobrej oferty ubezpieczyciela. Pojawia się więc pytanie o to, czy inwestowanie w nowoczesną technologię będzie nieuniknione, żeby utrzymać się na rynku.
Konieczny rozwój
– Branża w Polsce powinna szybko się unowocześnić. Jednak towarzystwa ubezpieczeniowe muszą najpierw rozwinąć swoje wewnętrzne systemy pracy i wprowadzić np. bardziej funkcjonalne i zaawansowane technologicznie bazy danych, niż tabelki Excel. Dopiero, gdy firmy przejdą ten etap modernizacji, powinny zacząć oferować klientom innowacyjne produkty na szeroką skalę. Inaczej mogą nie być w stanie zapewnić im odpowiedniej obsługi. W mojej ocenie, branża potrzebuje na takie zmiany minimum 5 lat – stwierdza Michał Kwasek z zarządu ANG Spółdzielnia.
Zdaniem wielu ekspertów rynkowych, w perspektywie następnych 5-10 lat polskie towarzystwa ubezpieczeniowe będą podążały w tym kierunku, który wyznacza PZU. Jednak to, co obecnie oferuje największy gracz, jest dopiero namiastką tego, co będzie się działo w niedługiej przyszłości. Na popularność innowacyjnych urządzeń wpłynie też fakt, że w Polsce stale rosną koszty OC i AC. Nowe rozwiązania technologiczne pozwolą ubezpieczycielowi i klientom osiągnąć pewnego rodzaju kompromis. Firma zgromadzi więcej danych na temat sposobu jazdy, a konsument zyska w zamian tańszą ofertę.
– Rosnące stawki ubezpieczeń komunikacyjnych powodują, iż użytkownicy samochodów coraz częściej przystępują do rozwiązań uzależniających koszt polisy od stylu jazdy. Przykładem tego są nie tylko rynki zagraniczne. W zeszłym roku w Polsce zostało wprowadzone ubezpieczenie opierające się na prostej koncepcji – jeździsz bezpiecznie, płacisz mniej. W najbliższych latach rynek tego typu ubezpieczeń będzie dynamicznie się rozwijał i należy oczekiwać premier podobnych rozwiązań u innych towarzystw – przewiduje Piotr Kurowski.
Jak informuje dr Jacek Wiśniewski z Deloitte Polska, badanie European Motor Study z 2016 roku wykazało, że w 50% decydującym czynnikiem o zakupie polisy z telematyką jest właśnie możliwość uzyskania zniżki. W USA, Wielkiej Brytanii i we Włoszech przybywa klientów, dla których jest to wystarczającą zachętą. Szczególnie dla młodszych kierowców ważne są dodatkowe funkcje takich urządzeń, m.in. ostrzeżenia drogowe. Współzawodnictwo w punktach za bezpieczną jazdę również budzi zainteresowanie młodych osób. I to właśnie może być idealny bodziec do tego, aby rynek odebrał to jako zachętę do inwestowania i wprowadzania tego typu możliwości.
Kto na tym skorzysta?
Natomiast Łukasz Kulisiewicz z Polskiej Izby Ubezpieczeń (PIU), przypomina, że telematyka powinna dawać korzyści obu stronom. Ubezpieczycielowi ma pozwolić na bardziej indywidualne oszacowanie ryzyka, a konsumentowi – na premię, np. w postaci niższej stawki za bezpieczny styl jazdy. Założeniem jest natomiast dobrowolność takiego rozwiązania, tj. zgoda klienta na montaż tego urządzenia. Bez wątpienia, część kierowców nie zdecyduje się na takie rozwiązanie.
– Według badań Deloitte, 30% klientów w Polsce byłoby skłonnych dzielić się swoimi danymi z firmami ubezpieczeniowymi. Cieszą się one stosunkowo dużym zaufaniem, w porównaniu do innych branż lub sektorów. Wskazuje to na istotny potencjał wzrostu dla rozwiązań telematycznych w naszym kraju, oceniany nawet na 20% rynku do 2020 roku. Do dzielenia się informacjami będą zachęcać dodatkowe usługi udzielane, w zamian za cenne dla ubezpieczyciela dane – dodaje dr Wiśniewski.
Nowoczesne rozwiązania oczywiście mogą przyczynić się do podniesienia bezpieczeństwa ruchu drogowego poprzez fakt, że kierowcy świadomi premii, jaką mogą uzyskać, będą jeździć bezpieczniej. Jednak, jak podkreśla ekspert z PIU, urządzenia telematyczne, nie są atestowane ani tworzone w celu analizy danych o przyczynach wypadków. Nie są w stanie pokazać obiektywnie warunków drogowych, które mogły przyczynić się do kolizji. W ocenie Kulisiewicz, nie staną się więc szczególnym dowodem w sytuacji ewentualnej odmowy wypłaty odszkodowania.
– Klienci widzą w rozwoju technologii przede wszystkim poprawę swojego bezpieczeństwa. Wykazały to nasze badania, przeprowadzone w 6 dużych krajach – w Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Japonii, Korei Południowej, Chinach oraz Indiach. Zostały one opublikowane w raporcie o pojazdach autonomicznych, przygotowanym przez Deloitte Center for Financial Services w 2017 roku w USA. Jedną z najwyżej punktowanych kategorii jest właśnie uruchomienie automatycznych działań po wypadku – zapewnia dr Jacek Wiśniewski.
W opinii wielu obserwatorów branży, w wyborze i implementacji nowoczesnych rozwiązań dla klientów towarzystwa ubezpieczeniowe będą zwracać najmniejszą uwagę na bezpieczeństwo. Ale zapewnianie go, nawet w minimalnym stopniu, będzie im sprzyjało wizerunkowo. W działaniach promocyjnych z pewnością będzie to jeden z najważniejszych walorów, po oszczędności wynikającej z zastosowania danej usługi. Prawdziwym zyskiem dla ubezpieczyciela będą jednak korzyści finansowe, wynikające z niewypłaconych odszkodowań osobom, którym to nie będzie się należało.
– Dzięki działaniu innowacyjnego urządzenia, ubezpieczyciel będzie dysponował zestawem danych o przyczynach danego wypadku lub kolizji. Jeżeli będzie wiedział, że np. kierowca gwałtownie zahamował bądź przyspieszał bezpośrednio przed nieszczęśliwym zdarzeniem drogowym, to nie będzie musiał sam składać doniesienia na swojego klienta. Z tego punktu widzenia, nie powinien obawiać się, że nowoczesny sprzęt postawi go to w trudnej sytuacji prawnej. Ale, jeżeli zgłosi się do niego Policja, to nie będzie mógł ukrywać materiału dowodowego ani utrudniać śledztwa – zaznacza adwokat Jacek Dubois.
Jak podsumowuje dr Wiśniewski, ideą ubezpieczeń jest ochrona konsumenta, a nie stawianie go w trudnej sytuacji. Firmy ubezpieczeniowe starają się zapewniać klientów, że ich dane o stylu jazdy, np. o przekraczaniu ograniczeń dozwolonej prędkości, nie będą służyły do wystawiania mandatów. Jednak popularyzacja telematyki będzie wymagała od firm ubezpieczeniowych jasnej komunikacji dotyczącej tego, w jaki sposób będą przetwarzane dane. Istotne będzie to, kto ma mieć do nich dostęp i w jakich celach. W związku z rozwojem technologii, powstanie szereg dodatkowych problemów, w tym prawnych i etycznych, które będą wymagały dobrych rozwiązań, np. jeżeli zostanie wprowadzony algorytm rozpoznający styl jazdy charakterystyczny dla stanu nietrzeźwości.
Czytaj także: Siedlce: ZUS ocenił zdolność do pracy na podstawie aktywności na Facebooku