Wszystko ma jakieś granice – pisze jedna z matek. Kobieta jest przerażona studniówką córki. Jak przekonuje, coś co miało być świętem maturzystów, zamieniło się w festiwal mody i sztuczności. – Zamiana studniówki na wesele to już totalna przesada – podkreśliła.
Styczeń to miesiąc, który kojarzy się m.in. z balami studniówkowymi. Niestety, tradycyjne święto maturzystów, powoli zamienia się w wyścig kreacji, sztuczności i pokaz materializmu. Dlaczego?
Doskonale odzwierciedla to list pewnej czytelniczki portalu Interia.pl. Kobieta podkreśla, że wspomina bal maturalny do tej pory. „Byłam na pięknym balu z pierwszych chłopakiem, starszym od siebie. Sukienka po mamie, buty od starszej siostry. Wyglądałam inaczej niż na co dzień. Czułam się taka ważna i taka poważna” – napisała.
Jak przekonuje, studniówka była krokiem w dorosłość. Nieco ponad trzy miesiące później wszystkich czekała matura – czyli najważniejszy w życiu egzamin. Teraz sytuacja się zmieniła. Kobieta miała okazję pomagać w przygotowaniach swojej córce.
„Serce boli, gdy widzę w oczach córki smutek. W najbliższy weekend ma studniówkę. Pomijam koszty związane z tzw. wpisowym czy biletem wstępu. Ale ta zamiana studniówki na wesele to już totalna przesada” – podkreśla.
Kobieta informuje, że koleżanki ostrzegały ją już kilka lat przed studniówką, żeby zaczęła oszczędzać. Jednak nie przejmowała się ona takimi sugestiami, nie wierzyła w nie… . Życie brutalnie zweryfikowało jej przekonania.
„Gdy tylko wybrzmiało po raz pierwszy słowo studniówka, zaczęło się. Przeszukiwanie stron, bieganie po galeriach i wieczorny płacz. 'Ja w tym nie pójdę, wszystkie mają suknie od tego, tamtego, buty, makijaż u najlepszej makijażystki…’ Padały też kwoty. Przy każdej czułam coraz silniejsze kłucie w sercu” – podkreśla.
Autorka listu przyznaje, że zdała sobie sprawę w pewnym momencie, że nie będzie w stanie udźwignąć finansowo wszystkich wydatków. Bała się, iż będzie trzeba wziąć pożyczkę, na co nie chciała się zgodzić.
„Próbowałam to na spokojnie wyjaśnić, po wielu próbach udało się znaleźć coś w przystępnej cenie, makijażystka też okazała się strzałem w dziesiątkę i nie za taką kwotę, o jakiej słyszałam. Jednak nadal wiem, że to i tak nie zmyje z mojej córki pewnego poczucia 'że jest gorsza’, 'że nie stać jej na balowe atrakcje'” – pisze kobieta.
Na końcu przyznaje, że zdała sobie sprawę z pewnego bardzo smutnego faktu. Studniówka córki wprowadziła ją w stan smutki, zamiast radości. Apeluje o opamiętanie, powrót do istoty balu.
„Chyba czas na opamiętanie. Bal balem, ale na litość. Wszystko ma jakieś granice. Nie wynajmujmy limuzyn – podjedźmy bryczką (…). Co do weselnych studniówek – też liczę w na to, że w końcu ktoś powie stop! I wymyśli bal, w którym nie przepych, a pozytywna zabawa jest na pierwszym miejscu” – podkreśla.