Warszawiacy z Traces To Nowhere działają na polskim poletku muzycznym od 2010 roku. Po wielu koncertach i jednym mini albumie w tym roku rozpoczęli przygotowania do pełnowymiarowego, debiutanckiego krążka. Na razie dostaliśmy jego przedsmak, czyli EP – Back To The Beginning, na którym pokazują słuchaczom, że warto będzie czekać na longplaya.
Krótki rzut oka na profil facebookowy zespołu, na łamach którego widzimy zapis, że Traces uprawiają gatunek zwany„alternative metal”. Oj, nie jest tak łatwo po prostu zaszufladkować muzykę Traces To Nowhere. Na całym EP mamy zaprezentowaną całą gamę dźwięków: od elektroniki, trip-hopu, rocka progresywnego, post-rocka, aż po metal. Do tego dochodzi nieprzeciętna umiejętność tworzenia dźwiękowych pejzaży, niczym w muzyce filmowej. Co więcej, sama nazwa zespołu powinna dużo mówić sympatykom twórczości Davida Lyncha, bo Traces To Nowhere to nic innego, jak tytuł pierwszego odcinka legendarnego serialu „Miasteczko Twin Peaks”.
W skład Traces To Nowhere wchodzą cztery silne, muzyczne osobowości. Wokalistka Karolina Mazurska posiadająca potężny głos o dużej skali i naprawdę nieprzeciętne umiejętności interpretacyjne, wybija się pośród również nie gorszych instrumentalistów: Tomka Niedzielko operującego na gitarze elektrycznej i syntezatorach, basistę Piotra Zygadlewicza i perkusisty Piotra Sikory. Razem tworzą solidny soniczny monolit, co dobitnie słychać na Back To The Beginning.
Skłonności do muzyki elektronicznej i malowania dźwiękowych krajobrazów pełnych mroku i melancholii zdradza otwierające EP intro, przechodzące w Back To The Beginning, w którym zespół już od początku eksploatuje post-rockowe klimaty z rozmarzonym głosem Karoliny, który mógłby być bardziej wysunięty do przodu w miksie. Utwór z sekundy na sekundę nabiera dramatyzmu, napięcie miarowo się podnosi, aż w końcu muzyka atakuje słuchacza ścianą dźwięku masywnych gitar, przeplatanych pięknym głosem wokalistki. To wszystko w jednym momencie zanika, aby powrócić do początkowej delikatności.
Krótki, znowu elektroniczny z niby dzwonkami, P6 buduje klimat przed creme de la creme całego mini albumu. Z początku Fever nie przynosi jednak zaskoczenia. W pierwszych sekundach jest typowo dla masy post-rockowych bandów, które ostatnio wyrosły jak grzyby po deszczu. Ale zespół sięga po skuteczny schemat znany już z kawałka Back To The Beginning. Czyli powolne budowanie klimatu, z mocnymi gitarami, by momentalnie wyhamować i rozpocząć – nuta po nucie – tworzenie kolejnej dźwiękowej wizji, znowu pełnej ostrych, potężnych dźwięków gitary i uderzeń sekcji rytmicznej. Jakby tego było mało, to mamy na sam koniec rozdzierający krzyk. Gdy to wszystko się skończy, człowiek jest wręcz oszołomiony tymi dźwiękami. Mocne.
Dwie miniaturki i dwie dłuższe kompozycje dobitnie pokazują wielkie możliwości drzemiące w muzyce Traces To Nowhere. EP BackTo The Beginning zaostrza mój apetyt na długograja, bo mamy na niej 18 minut ciekawej, nieszablonowej muzyki; eklektycznej w wyrazie, interesującej w sferze formalnej, a przede wszystkim nie nudzącej nawet po wielokrotnym wysłuchaniu. Nie pozostaje nic, tylko czekać na LP.