Obserwując sytuację w naszego wschodniego sąsiada zapominamy zastanowić się nad możliwymi konsekwencjami wydarzeń w Kijowie.
Aby sobie to uzmysłowić, warto przypomnieć sobie sytuację w jakiej znalazła się Ukraina w latach 2005-2010 tj. w następstwie Pomarańczowej Rewolucji. Pomimo wspólnych rządów Wiktora Juszczenki i Julii Tymoszenko, nie udało się skonsolidować prozachodniego środowiska na tyle mocno, aby nie groziło to ponownemu przejęciu władzy przez Partię Regionów, co szybko okazało się zadaniem przerastającym ówczesnego Prezydenta i Premiera Ukrainy. Należy przy tym pamiętać, że tamta opozycja wyrosła z pokojowej rewolucji, podczas której policja (w przeciwieństwie do obecnej sytuacji) stanęła po stronie demonstrantów. „Pomarańczowi” mieli więc o wiele prostsze zadanie niż dzisiejsi opozycjoniści. Nie sprostali temu zadaniu wdając się w spory polityczne zmniejszając tym samym jedność prozachodniego środowiska i tym samym wzmacniając Wiktora Janukowycza. Wybory Prezydenckie w 2010 roku i sprawa Julii Tymoszenko uświadomiła światu jedno: „Pomarańczowa Rewolucja” ostatecznie zakończyła się klęską.
Dzisiaj regularne bitwy uliczne i krwawe starcia będą tworzyć dla opozycji nowych bohaterów, którzy (w wypadku zwycięstwa opozycji) nie pogodzą się z możliwością marginalizacji na scenie politycznej. Obawy wielu Polaków przed wzmocnieniem nastrojów nacjonalistycznych są uzasadnione, nie można jednak zapomnieć o niewidocznych na protestach, ale od 2007 roku powiększających swoją liczebność w parlamencie komunistach. Podziały zaczynają tworzyć się już teraz – ujawniają się stopniowo grupy umiarkowane, ale też i radykalne. Do rangi symbolu wzrasta sytuacja, kiedy nawołujący do zachowania spokoju Władimir Kliczko został potraktowany gaśnicą przez jednego z protestujących.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
>>Czytaj też: Ukraina – moje wnioski
Zwycięstwo rewolucji nie stworzy nowej, nowoczesnej Ukrainy – przecież w wypadku jej powodzenia mieszkańcy wschodnich obwodów państwa nie powitają nowej władzy entuzjastycznie. Szybko zawiedzie się młodzież, której ciężko będzie wytłumaczyć że samo ustąpienie Janukowycza nie poprawi od razu sytuacji gospodarczej kraju, a wejście w struktury unijne nie zajmie paru miesięcy, a kilkanaście lat.
Ukraina ulegnie za to destabilizacji. W policji rozpoczną się dezercje. Pamiętajmy, że w rewolucyjnym tłumie wiele osób pojawia się nie z sympatii dla przekonań, czy idei, ale z chęci zrobienia „rozróby”. Nie liczmy więc na szybkie uspokojenie sytuacji w miastach. Destabilizacji z pewnością ulegnie sama polityka. Kraj ten nawiedzać będą kryzysy rządowe, strajki niezadowolonych z przemiany pracowników, a w konsekwencji kryzysy gospodarcze. Pogrążony w chaosie kraj może się z niego nie wyciągnąć przez wiele lat i najprawdopodobniej wyciągnie go z niego… Wiktor Janukowycz, któremu zmęczone społeczeństwo powtórnie zaufa. Wiele będzie tu zależało od samego Kliczki. Jeśli pozostanie przywódcą, może okazać się drugim Lechem Wałęsą, umiejętnym podczas walki opozycyjnej, ale nieudolnym politykiem. Zmarginalizowanie go jednak będzie pozbawiało opozycję jedynej osoby będącej w stanie skonsolidować wokół siebie dużą część tego środowiska i pełnić w nim rolę spoiwa.
Te prognozy można uznać za pesymistyczne, ale trzeba je potraktować jako kubeł zimnej wody dla osób myślących, że jednego dnia Euromajdan zwycięży, a drugiego dnia Ukraina stanie się nowoczesnym, zachodnim państwem z dominującą klasą średnią, dynamicznie rozwijającą się gospodarką i stabilizacją polityczną. A do tego, jak pokazują ostatnie wydarzenia, daleka droga…
~Karol Handzel Fot: Аимаина хикари/wikicommons