Kiedy skandaliczna grafika reklamowa Tigera została nagłośniona przez media, część osób zapowiadała bojkot. Serwis rp.pl sprawdził jaka część polskich konsumentów rzeczywiście zrezygnowała z Tigera i innych produktów koncernu spożywczego Maspex. Czy wyniki powinny niepokoić władze firmy?
W pierwszej połowie sierpnia media w Polsce informowały o bulwersującej grafiki reklamowej Tigera, która ukazała się w dniu rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Przypomnijmy, że udostępniony na instagramie obraz przedstawiał środkowy palec pod datą 1 sierpnia z informacją: „Dzień Pamięci”. Pod grafiką znalazł się napis: „Chrzanić to, co było. Ważne to, co będzie”.
Wkrótce po tym, kiedy o kontrowersyjnej kampanii dowiedzieli się Polacy, zareagowała firma – wadowicki Maspex (w którego skład wchodzi m.in. Tiger). Zamieszczono oficjalne przeprosiny, a nawet wpłacono 500 tys. zł na konto „Zbiórki dla Powstańców”. Kolejną decyzją było rozwiązanie umowy z agencją reklamową, która tworzyła kontrowersyjną kampanię.
Czytaj także: Kontrowersyjna grafika Tigera nie była odosobnionym przypadkiem? Internauci znaleźli inne przykłady, wśród nich z 10 kwietnia
To jednak nie przekonało niektórych, a w sieci pojawiały się nawoływania do bojkotu nie tylko napoju, ale także innych produktów, których właścicielem jest Maspex. Tak postąpiła jedna ze spółek państwowych – Polskie Radio. To nie wszytko, bowiem w tym samym czasie o rezygnacji z napoju Tiger poinformowała Anna Lutek, dyrektor komunikacji Grupy Lotos.
A jak zareagowali Polacy? Kwestię bojkotu konsumenckiego zbadał serwis rp.pl, z sondażu zrealizowanego przez firmę SW Research – na zlecenie portalu – wynika, że 25 proc. respondentów deklaruje, że nie zamierza kupować produktów Maspeksu. Przeciwnego zdania było 47 proc. badanych, którzy nie zamierzają rezygnować z produktów. Z kolei 28 proc. było niezdecydowanych.
Z badania wynika, że największą część nastawionych na bojkot stanowią: mężczyźni, osoby o wykształceniu zawodowym, z dochodami nieprzekraczającymi 3 tys. zł. Poza tym okazuje się, że do rezygnacji łatwiej dało się przekonać mieszkańców miast, które liczą do 499 tys. mieszkańców.