Prezydent Andrzej Duda nie uczestniczył w sejmowej debacie dotyczącej przedłużenia stanu wyjątkowego na granicy polsko-białoruskiej. Reprezentował go szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch. Jego zachowanie w pewnym momencie wywołało duże kontrowersje.
Sejm przychylił się do wniosku prezydenta i przedłużył stan wyjątkowy na polsko-białoruskiej granicy o kolejne 60 dni. Decyzję poparło 237 posłów z Prawa i Sprawiedliwości, Konfederacji oraz Kukiz’15. Przeciwko zagłosowało 179 polityków z Koalicji Obywatelskiej, Lewicy i Polski 2050, natomiast 31 wstrzymało się od głosu – są to politycy PSL, Porozumienia i koła Polskie Sprawy.
Zanim odbyło się głosowanie, w Sejmie miała miejsce burzliwa dyskusja. Padło wiele mocnych słów, które zdecydowanie nie powinny pojawić się podczas debaty. Podczas dyskusji podniesiono miedzy innymi temat migrantów z Michałowa na Podlasiu, wśród których było ośmioro dzieci. Z medialnych relacji wynika, że autobusem wszyscy oni zostali wywiezieni w stronę granicy polsko-białoruskiej.
W Sejmie pojawiły się transparenty w obronie dzieci migrantów, poseł Koalicji Obywatelskiej Adam Łącki wszedł na mównicę ze zdjęciem jednego z dzieci. „Dlaczego pozwalacie szczuć psami na te dzieci?” – pytał. „Ale was nie ma o co pytać, bo to jest wołanie na puszczy. Pytam się pana prezydenta: niech nam pan powie, gdzie jest to dziecko? Co się z nim stało? Oczekujemy odpowiedzi od pana prezydenta” – dodał.
Następnie polityk położył zdjęcie na oparciu ławy zajmowanej przez Pawła Solocha, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Ten ostentacyjnie zrzucił zdjęcie na podłogę. Gdy poseł ponownie je położył, ten zrobił to samo, a na sali rozległo się buczenie.
Żr.: Twitter/Artur Łącki