Bez jego głosu emocje słuchaczy pewnego wieczoru w roku 1974 byłyby na pewno inne. Gdyby żył, legendarny komentator Polskiego Radia i Telewizji Polskiej, Jan Ciszewski kończyłby 85 lat.
Od toru żużlowego do mikrofonu
Jan Ciszewski urodził się 22 maja 1930 roku w Sosnowcu. Jako młody chłopak uprawiał żużel, ale wypadek sprawił, ze musiał porzucić swoje marzenia. Inni twierdzą, że defekt prawej nogi, krótszej od lewej aż o 12 centymetrów, był związany z chorobą , którą przeżył w dzieciństwie. Nie odszedł jednak od sportu, bowiem od zakończenia szkoły był spikerem na sosnowieckim stadionie.
Radio, telewizja
W 1952 roku trafił do Polskiego Radia Katowice. Na moment przerwał pracę spikera, by uzupełnić wykształcenie (miał tylko podstawowe, maturę uzyskał w wieku 40 lat). W 1966 roku upomniała się o niego Telewizja Katowice. Do centrali telewizji w Warszawie trafił w 1974 roku. Ściągnął go tam pochodzący z Sosnowca Maciej Szczepański, prezes Radiokomitetu. Trafił do zespołu, gdzie pracowali m.in. Bohdan Tomaszewski czy Jerzy Zmarzlik. Do radia zatrudnił go Witold Dobrowolski, który także pochodził z Sosnowca.
Rok 1974
„Cis” jak nazywali go przyjaciele towarzyszył najważniejszym wydarzeniom polskiego sportu lat 70. XX wieku. To on komentował pamiętny „wygrany remis” z Anglikami na Wembley. Był obecny na Olimpiadzie w Moskwie w 1980 roku, mistrzostwach świata 1982 i szeregu innych ważnych imprez sportowych. Specjalista od żużla, piłki nożnej, jeździectwa, ale radził sobie ze wszystkimi dyscyplinami. Sympatyk Górnika Zabrze.
Styl Ciszewskiego
Mimo, ze nie posiadał wykształcenia dziennikarskiego wytworzył swój własny styl komentarza. Zyskał rzesze fanów, gdyż potrafił tak skomentować dany mecz, ze wizja nie była konieczna i widzowie czuli się jak na miejscu wydarzeń. Stał się wzorem dla wielu młodszych kolegów. Dariusz Szpakowski kiedy pierwszy raz komentował mecz Anglików na Wembley tak rozpoczął swój komentarz: Dzień dobry państwu. Ze stadionu Wembley wita Dariusz Ciszewski. Znane były jego liczne lapsusy. Gdy trwała walka o medal w jeździectwie na olimpiadzie w Moskwie dla Jana Kowalczyka wypalił: wszystko w rękach… konia. Awans do Mundialu 1974 skwitował słowami: Mój Boże, co ja mam Państwu powiedzieć… Tyle lat na to czekałem. Słowa te wypowiedział już w roku 1972 po meczu z Węgrami na olimpiadzie w Monachium. W 1966 roku na Mundialu nie oswojony z powtórkami o mały włos nie ogłosił wyniku w meczu gospodarzy z Węgrami na 2:0 dla Madziarów. Krytykowano jego polszczyznę oraz nieznajomość języków obcych. On jednak robił swoje.
Niebezpieczne związki
Od 1971 roku zarejestrowany jako kontakt operacyjny SB o kryptonimie „Sprawozdawca”. Bezpieka wykorzystała jego nałogi (zwłaszcza hazard). Współpraca trwała do 1973 roku, gdyż uznano „Cisa” za nieszczerego z SB.
Na posterunku do końca
Ostatnią imprezą, która komentował był Mundial w 1982 roku. Był jednak wtedy bardzo chory, gdyż walczył z nowotworem i egzystencję umożliwiały mu jedynie końskie dawki morfiny. Zmarł 12 listopada w Warszawie, trzy miesiące po ostatnim meczu, który komentował (finał mistrzostw świata). Już na wieki zamilkł charakterystyczny głos i aż chce się sparafrazować jego charakterystyczne powitanie: Halo, halo! Żegna się z państwem Jan Ciszewski.
Czytaj także: 9. rocznica śmierci Kazimierza Górskiego
Fot.: Jan Ciszewskim z Janem Tomaszewskim/youtube.com/sporttvppl