Dziś mija dokładnie 95 lat od śmierci Jurka Bitschana, 14-letniego obrońcy Lwowa. Należy do legendarnego już grona Orląt Lwowskich. Przed II Wojną Światową był wzorem dla polskiej młodzieży, pisano ku jego czci wiersze i piosenki. Jego historia była powszechnie znana, a jego postać była symbolem Obrony Lwowa.
Jurek Bitschan nie pochodził wbrew pozorom ze Lwowa. Urodził się 29 listopada 1904 w Piaskach niedaleko Sosnowca. Jego matka – Aleksandra Zagórska wyszła za mąż za lekarza, który pracował na lwowskim Kulparkowie i tam właśnie przeprowadziła się wraz z swym synem.
Jurek w roku 1918, czyli w czasie trwania procesu odzyskiwania przez Polskę niepodległości, uczęszczał do IV klasy gimnazjum im. Henryka Jordana we Lwowie. Aktywnie brał udział w życiu szkoły, należał do harcerzy z IX Drużyny Lwowskiej. Szczególną wagę przykładał do przedmiotów przyrodniczych, gdyby nie wojna może poszedłby w ślady ojczyma i został lekarzem. Niestety nie taki los był mu pisany…
Gdy wybuchł polsko – ukraiński konflikt, Jurek postanowił wziąć udział w walce. Na przeszkodzie stanął mu ojczym, który nie chciał się na to zgodzić. Kazał mu siedzieć w domu i oczekiwać matki, która była komendantką Ochotniczej Legii Kobiet. Jerzy nie posłuchał jednak rady, którą otrzymał i 20 listopada uciekł z domu, pozostawiając taki oto list :
Kochany Tatusiu! Idę dzisiaj zameldować się do wojska. Chcę okazać, że znajdę tyle sił, by służyć i wytrzymać. Obowiązkiem moim jest iść, gdy mam dość sił, bo brakuje ciągle ludzi dla wyswobodzenia Lwowa. Jerzy
W Kulparkowie do natarcie gotował się wówczas oddział por. Petriego. Tam właśnie trafił Jurek. Nie chciano go jednak przyjąć z racji dziecinnego wyglądu. Prosił tak długo, aż dowódcy zmienili zdanie, ale przydzielili mu opiekuna – chorążego Aleksandra Śliwińskiego. Oddział natychmiast wyruszył do walki. Ranek 21 listopada zastał ich na Cmentarz Łyczakowski. Wywiązała się wówczas walka z Ukraińcami. Jurek stał na warcie zgodnie z rozkazem, jednak zachęcony przez innych żołnierzy ruszył z karabinem do walki. Ukraińcami, z którymi przyszło się zetrzeć oddziałowi Jurka, okazali się być Strzelcy Siczowi, doświadczeni i zdyscyplinowani żołnierze. Jurek ostrzeliwał ich pozycje stojąc za pomnikiem znajdującym się pomiędzy kaplicami Baczewski i Fogtów. Jego opiekun krzyknął by ten przybiegł do niego w bezpieczne miejsce. Jurek posłuchał wezwanie i wtedy został postrzelony w obie nogi. Z bitewnego zgiełku rannego chłopaka wyciągnął porucznik Adam Plutecki. Przeniósł go za kaplicę Baczewskich i opatrzył jego rany. Niestety na nic się to zdało. Dzień później ciało Jurka odnalazł jego ojczym, w pobliżu odnaleziono również żołnierza odpowiedzialnego za jego ochronę – chorążego Aleksandra Śliwińskiego. Tego samego dnia Lwów został ostatecznie wyzwolony. 26 listopada 1918 doszło do pogrzebu Jurka Bitschana w katakumbach na Cmentarzu Orląt Lwowskich. Tak tę chwilę wspomina inny uczestnik walk, Wiktor Budzyński :
Byłem z tatą na pogrzebie Jurka Bitschana. Biedne „Orlątko”. Leżał w trumnie w mundurze piątoklasisty, o dwa lata chodził wyżej ode mnie. Taki leżał dziś blady… Tyle krwi oddał dla Lwowa.
Zawsze po przeczytaniu tego typu artykułów przychodzi refleksja. Czy moralne było dawanie tak młodym ludziom, wręcz dzieciom, broni? Moim zdaniem – tak. Nie można tych sytuacji porównywać do tej panującej choćby w dzisiejszej Afryce. Warto zauważyć, że Orlęta Lwowskie nie były zmuszane do walki, więcej, były do niej zniechęcane, a często po prostu potencjalnych młodych żołnierzy odsyłano do domów. Ówczesna młodzież wychowywana była w duchu patriotyzmu, w miłości do Polski, do miasta w którym żyła. Gdy nadeszła godzina próby młodzi nie schowali głowy w piasek, lecz wierni swym ideałom poszli w bój za wolną ojczyznę. Jakkolwiek to ktoś oceni, należy się tym ludziom wieczysta pamięć i chwała, a każde dziecko w Polsce winno znać historię Jurka Bitschana…
fot. wikimedia i Grafika Patriotyczna