O 17-letniej Marii M. zrobiło się w ostatnim czasie bardzo głośno. Nastolatka z Piotrkowa Trybunalskiego zamordowała swoją 75-letnią babcię. Osoby, które znały dziewczynę twierdzą, że coś w niej musiało pęknąć.
O tej tragedii mówiła cała Polska. W piątek odbył się pogrzeb Ireny S. – 75-letniej kobiety zamordowanej przez swoją wnuczkę. Do tragedii doszło 11 marca. 17-letnia Maria M. najpierw dusiła swoją babcię, a następnie ugodziła ją nożem w okolice brzucha. Wybiegła następnie do znajdującego się w pobliżu domu lasu i usiadła na ławce, gdzie została zatrzymana przez policję.
Jak się okazało, dziewczyna przyznała się do winy. Jak podała rzecznik piotrkowskiej prokuratury Magdalena Czołnowska-Musioł, ze względu na zły stan psychiczny, nastolatka trafiła do szpitala. „Przyznała się do winy, złożyła wyjaśnienia, opisując przebieg zdarzenia oraz wskazując, że sama chciała popełnić samobójstwo. Została aresztowana na trzy miesiące. Ze względu na stan psychiczny została przyjęta na Oddział Obserwacji Sądowo-Psychiatryczny Szpitala Zakładu Karnego nr 2 w Łodzi.
Osoby, które znały 17-latkę w rozmowie z „Faktem” wprost mówią, że dziewczyna musiała czegoś nie udźwignąć. „Od roku, kiedy zostaliśmy zamknięci w domach, całkowicie zszedł uśmiech z twarzy tej dziewczyny. Zawsze sprawiała wrażenie, że się spieszy, ciągle patrzyła na zegarek. O godzinie 6 z minutami już była w sklepie po pieczywo, przygotowywała obiady dla rodziny, no i była chora babcia, nie wychodząca z domu, którą się opiekowała. Może to dla niej było za dużo” – mówią.
Dodają, że w ostatnim czasie można było zaobserwować niepokojące zachowanie nastolatki. „Ostatnio obcięła swoje piękne długie włosy na zapałeczkę, na swoje media społecznościowe wrzucała mroczne zdjęcia lasu. Coś w niej musiało pęknąć, czegoś nie udźwignęła” – twierdzą.
Źr.: Fakt