Pozostało pięć kolejek do końca T-Mobile Ekstraklasy. O ile w najważniejszych ligach wszystkie rozstrzygnięcia już dawno są rozwiązane, o tyle u nas sprawa mistrza wygląda… bardzo dołująco.
Legia po fazie zasadniczej i po podziale punktów przystąpiła do rundy mistrzowskiej z pozycji lidera, czyli tak jak w 90% tego sezonu. 31. kolejka przyniosła jej smutny koniec dzierżenia korony, przegrana na własnym stadionie z Lechem musiała zaboleć, szczególnie w tak newralgicznym momencie. Warszawianom pozostało wciąż berło i perspektywa zmiany optyki, czyli pogoń za swoją własną koroną.
I kiedy wielu ekspertów (i piłkarzy Lecha) obwieściło, że ligę NA BANK wygrają poznaniacy, ci kolejkę później przegrywają na własnym stadionie z Jagiellonią 1:3. Co robi w takim wypadku Legia? Mając idealną okazję do szybkiego powrotu i wskoczenia w buty, które na moment jej ściągnięto, rozkłada się we Wrocławiu, przez blisko 30 minut grając w dziesięciu, z jednym strzałem na bramkę, zamienionym na gola po faulu w ataku.
Czytaj także: Ekstraklasa 2012/2013: Legia nie popełniła błędu sprzed roku
Zaczyna się bardzo powolna walka o najwyższe podium. Wyścig między żółwiami, ślimakami i tymi, którym brakuje orientacji w terenie. To wszystko już było i to wcale nie tak dawno, bo dwa lata temu. Reforma rozgrywek teoretycznie przyniosła więcej emocji i meczów o stawkę, tylko co z tego, skoro znów nikt nie chce wygrać?!
Legia w ofensywie umarła po odejściu Radovicia. Całkowicie. W ogóle nie ma o czym dyskutować. Ondrej Duda bez Serba gra tak, jakby boisko było pokryte mgłą, nie wie co zrobić z piłką i komu ją podać, bo… nie ma komu. I przynajmniej w tym aspekcie nie ma mu się co dziwić. Większą część ważnych spotkań w ataku rozgrywa Marek Saganowski, czyli gość, który teoretycznie powinien już kończyć karierę w swoim ukochanym ŁKS-ie. Niestety drużyna z Łodzi błąka się obecnie po boiskach nadających się co najwyżej na wypas krów, dlatego Marek dociąga do końca u mistrza Polski. Z całym moim uwielbieniem do Sagana, w obecnej formie się nie nadaje. Występuje w pierwszej jedenastce, mimo zerowego dorobku bramkowego w T-ME w tym sezonie. Niesamowicie skuteczny Orlando Sa? Ławka bądź trybuny. Przecież ich na to stać.
W Poznaniu także trudno znaleźć kogoś, kto bezdyskusyjnie ciągnie ten zespół w klasyfikacji strzeleckiej. Najskuteczniejszy jest Kasper Hamalainen, z 10 bramkami i 8 asystami. W Legii – rezerwowy Portugalczyk z 11 trafienia i 3 ostatnimi podaniami.
Dwóm najsilniejszym drużynom w Polsce, o największym potencjale, brakuje armat! Brakuje regularnie grających, bramkostrzelnych napastników! Dla porównania u konkurencji w pierwszej ósemce ligi:
– Jagiellonia (Piątkowski 14/3, Tuszyński 11/2)
– Wisła (Brożek 15/4, Stilić 8/13!)
– Śląsk (Flavio 15/4, Pich 9/4)
Nawet walczący o utrzymanie Ruch Chorzów, który mimo wąskiej kadry i długiej (jak na Polskie realia) walce w Lidze Europy, potrafił za sprawą samego Kuświka i Starzyńskiego zanotować bilans 20 bramek i 8 asyst. W Warszawie na taki dorobek pracuje czterech piłkarzy pierwszego składu! Bądź dwóch i jeden rezerwowy ;-)
Hamalainen po ostatnim spotkaniu wypalił, że w drużynie brakuje świeżości. Pięć kolejek przed końcem. Niektórych reforma wciąż zaskakuje z ręką w nocniku. Biednym piłkarzom każą grać.
Legia rozegrała w tym sezonie na wszystkich frontach 54 spotkania. Dla organizmów zawodników Berga musi być to całkowity szok. Dla porównania, piłkarze Lecha zagrali 43 razy, Śląsk 36, a Wisła, Lechia i Jagiellonia po 33/34 razy. Trzecia w tabeli Jagiellonia, z jednym punktem straty do lidera, ma 20 meczów rozegranych mniej niż mistrz i o 10 mniej niż pretendent! To bez wątpienia ma wielki wypływ na to, co widać na boisku, ale czy dla drużyny, która jeszcze nie tak dawno wygrywała w lidze drugim składem, jest usprawiedliwieniem? No nie jest.
Ten sezon pokazał niektórym piłkarzom, szczególnie Legii, ile się zapieprza na Zachodzie, i to wcale nie grając w najlepszych drużynach. Sielanka 30. kolejek już się skończyła. Nie była warta ich kontraktów. Jak dla mnie, tych kolejek powinno być jeszcze więcej niż 37. Ale to może kiedyś.
Po tym wyścigu pokrak, wcale bym się nie zdziwił, gdyby 7 czerwca na najwyższym miejscu podium machała do wszystkich Jagiellonia Białystok. Tylko z czym do Europy?