Grudzień 1932 roku stał się dla trójki polskich kryptologów miesiącem przełomu. Po wielogodzinnej, często niezwykle monotonnej i nużącej pracy, Marian Rejewski, Henryk Zygalski i Jerzy Różycki dokonali czegoś, co dotąd uważano za niemożliwe – po raz pierwszy złamali szyfr Enigmy. Być może nawet nie przypuszczali, że w odkryciu tej niezwykłej tajemnicy pomógł im pewien, na pierwszy rzut oka, niepozorny Niemiec…
Rodolphe Lemoine – pracownik Deuxieme Bureau (francuskiego wywiadu) po raz pierwszy spotkał Hansa-Thilo Schmidta 1 listopada 1931 roku w luksusowym apartamencie „Grand Hotelu” położonego w Verviers – niewielkim, belgijskim mieście nieopodal granicy z Niemcami. Schmidt był ponad czterdziestoletnim mężczyzną o niemałych oczach, nieco zaokrąglonej głowie z, widocznymi już wyraźnie, zakolami. Kilka miesięcy wcześniej zgłosił się do ambasady francuskiej w Berlinie z ofertą współpracy. Pracujący tam urzędnik, którego zresztą sam Schmidt nazwał później „imbecylem”, podał mu adres paryskiej centrali wywiadu. List Niemca, przesłany wraz z próbkami dokumentów, zainteresował Francuzów w stopniu wystarczającym do wyznaczenia pierwszego spotkania.
Możliwości Schmidta z pewnością przerosły oczekiwania Lemoine’a i jego kolegów po fachu. Tajemniczy Niemiec – brat znakomicie zapowiadającego się podpułkownika Reichswehry Rudolfa Schmidta – był bowiem pracownikiem Oddziału Szyfrów w Ministerstwie Wojny i tym samym miał dostęp do najtajniejszych dokumentów związanych z niemiecką maszyną szyfrującą – Enigmą. Drzwi do poznania jej tajemnicy uchyliły się i to mimo, iż sam Schmidt uważał, że „niezawodność [Engimy] jest całkowita, absolutna”.
Dlaczego Schmidt zdecydował się na szpiegostwo? Podstawowym motywem jego działań były oczywiście pieniądze. Zanim został pracownikiem ministerstwa, żył z zasiłku dla bezrobotnych, a pensja w Biurze Szyfrów nie pozwalała mu na spłatę długów i wygodną egzystencję. Poza tym pozostawał nieustannie w cieniu swojego brata, pełen rozgoryczenia, iż to właśnie Rudolfowi, a nie jemu, sprzyjało szczęście.
„Asche” [niem. popiół], jak kazał nazywać się Schmidt, bardzo szybko stał się dla Francuzów agentem niezastąpionym. Podczas kolejnych spotkań z przedstawicielami Deuxieme Bureau, przekazał im m.in. instrukcję techniczną do obsługi jednego z typów Enigmy, depeszę zaszyfrowaną przez Engimę wraz z jej otwartym tekstem (tzw. klerem) i, przede wszystkim, dzienne klucze na wrzesień i październik 1932. Materiały te nadal nie pozwalały Francuzom na postępy w pracach nad złamaniem niemieckiego szyfru. W tej sytuacji zdecydowali się udostępnić dokumenty polskiemu wywiadowi, którego zmagania z Enigmą były już wówczas niezwykle zaawansowane. Rezultaty nadeszły nadspodziewanie szybko, bo już w grudniu 1932. Wtedy to Marian Rejewski odkrył klucz do odczytywania niemieckich depesz.
Losy dalszych zmagań z najsłynniejszą maszyną szyfrująca świata są dziś dość powszechnie znane. Co natomiast stało się z jednym z najcenniejszych szpiegów w XX wieku – Hansem-Thilo Schmidtem? Niestety, los nie okazał się dlań zbyt łaskawy. Owocna współpraca z Deuxieme Bureau zakończyła się w marcu 1940 roku. Wtedy to przedstawiciel wywiadu francuskiego spotkał się z nim po raz ostatni w szwajcarskim Lugano, gdzie obaj postanowili zawiesić dalsze kontakty aż do odwołania. Prawie równo trzy lata później aresztowany przez Niemców, Lemoine, zeznał, iż to Schmidt był wtyczką Francuzów w Biurze Szyfrów. 23 maja 1943 roku o szóstej na ranem funkcjonariusze Abwehry wpadli do mieszkania „Asche”. Po dokładnym przeszukaniu Schmidta zabrano do więzienia przy Lehrterstrasse 61., gdzie najprawdopodobniej popełnił samobójstwo, połykając truciznę…
Autor: Patryk Halczak
Fot.: Matt Crypto / wikimedia.commons