Na początku tego roku Lech Wałęsa ogłosił, że chce debaty zorganizowanej przez Instytut Pamięci Narodowej. Miała ona dotyczyć jego przeszłości, a udział mieli w niej wziąć m.in Sławomir Cenckiewicz, Piotr Semka i Grzegorz Braun. Ostatecznie były prezydent zmienił zdanie i do debaty nie dojdzie, bo według niego IPN nie dostosował się do zaproponowanych warunków.
Zobacz: Nie będzie debaty o „Bolku”. Wałęsa zarzuca IPN niedbałość
W rozmowie z portalem www.gdansk.pl Wałęsa przyznał, że żałuje tego, że nie doszło do debaty. Jego zdaniem to wina Instytutu Pamięci Narodowej. Nie zabrakło również ostrych słów w kierunku potencjalnych przeciwników, których główny zainteresowany określił mianem „oszustów i kłamców”:
Czytaj także: Debata o \"Bolku\" w TVP? Padła taka propozycja. Wałęsa odpowiedział
Oczywiście, że żałuję, bo bym ją wygrał. Ale ja zaproponowałem taki przebieg debaty: moi przeciwnicy mówią po osiem minut, a potem ja odpowiadam im po pięć minut każdemu. I koniec. A IPN wprowadził, że po każdym moim pięć minut, jeszcze trzy minuty każdy z nich komentuje. To oni by kłamali, kładli swoje kłamstwa na moje słowa, a ja już bym z tym nic nie zrobił. Nie mogłem tego przyjąć, bo tam w większości byli oszuści, kłamcy, i by mnie „urządzili”.
Nie oznacza to jednak, że były prezydent porzucił pomysł debaty:
Ale będzie taka debata, jednak w innym składzie. Ja przecież tego nie daruję! Organizujemy. Jest kilka koncepcji. Jedni chcą, żeby zrobić debatę z dziennikarzami, tu w ECS [Europejskie Centrum Solidarności]. Albo żeby dziennikarze chociaż pilnowali w czasie debaty z historykami porządku, żeby dało się pogadać. Zastanawiamy się, co z tym zrobić.
Dziennikarz Sebastian Łupak zapytał również Lecha Wałęsę, czy obawiał się konfrontacji min. z Cenckiewiczem. Ten jednak zdecydowanie zaprzeczył:
W ogóle się nie bałem! Inna sprawa, że Cenckiewicz był pracownikiem IPN, a IPN mi dał potwierdzenie, że nie byłem agentem. To jak mógł pracownik państwowy pisać przeciwko wyrokom IPN? To się nie mieści w głowie! On wie, że jest przegrany. Musi przegrać, bo nie może pracownik państwowy być przeciwko własnym instytucjom, przeciwko prawomocnym wyrokom sądowym. Mógł pisać w swojej książce „wydaje mi się…”, „w świetle tych dokumentów być może…”, ale nie mógł pisać przesądzająco. A on mówi przesądzająco. Więc jest z góry przegrany. Tylko że po co mu to wszystko?!
Były prezydent odniósł się również do tego, że już wcześniał miał zaplanowaną podróż do Chile właśnie w terminie, kiedy miała się odbyć debata:
Gdybym wiedział, że debata będzie dogadana, wtedy bym to Chile jeszcze odwołał. Mogłem się wcześniej wymigać, pozwoliliby mi przesunąć termin. Ale jak nie ma debaty, to jadę do Chile.
Cała rozmowa dostępna tutaj.
Źródło: gdansk.pl/weritum.pl
Fot. Wikimedia/Michał Koziczyński