Wojna o prawo do aborcji nie została, i szybko nie zostanie, zakończona. W Sejmie już jest projekt ustawy zaostrzającej przepisy antyaborcyjne, a lada dzień dołączy do niego, proponowany przez lewicę, projekt te przepisy łagodzący.
Papież Franciszek ledwo co zdążył opuścić Polskę, a już środowiska lewicowe, tak bardzo go chwalące, sprzeniewierzają się jego naukom. – Życie musi być przyjęte i chronione, od poczęcia aż do naturalnej śmierci. Wszyscy jesteśmy powołani, żeby je szanować i troszczyć się o nie – podkreślił Franciszek w przemówieniu na Wawelu. Lewicowi działacze i dziennikarze chętnie powołują się na autorytet papieża, gdy mówi on m.in. o uchodźcach. Daje im to pretekst do atakowania rządu PiS oraz ludzi prawicy o ksenofobię, rasizm, itp. Sytuacja zmienia się, gdy Franciszek broni życia i prawa do niego. Te nauki do przedstawicieli lewicy nie trafiają. Już w czwartek do Sejmu ma trafić projekt ustawy, pod którą podpisało się 160 tys. Polaków. Zakłada ona złagodzenie obowiązujących przepisów aborcyjnych. Konkretnie zaś dopuszcza możliwość aborcji na życzenie do 12. tygodnia ciąży. Jak informuje portal natemat.pl „wprowadza także szerszy zakres edukacji seksualnej, co ma doprowadzić do większej świadomości i mniejszej ilości aborcji”.
W praktyce pozwolenie na aborcję do 3. miesiąca jest to przyzwolenie na nową metodę antykoncepcji. Jakby tego było mało, zwalnia on kobiety z odpowiedzialności za bezpieczny seks. Aborcja staje się tym samym, czym jest prezerwatywa, czy kalendarzyk – jedną z metod zapobiegnięcia niechcianej ciąży. Poprzez ten projekt ustawy, jego pomysłodawcy mówią: „nie martw się kobieto, korzystaj z życia i kochaj się z kim chcesz. Wpadniesz? Nie ma problemu! Usuniesz legalnie, na NFZ i będziesz żyć”. Zamiast promować bezpieczny i odpowiedzialny seks, lewica ma zamiar zrzucić z pary kochanków ciężar niechcianej ciąży. Nie tędy droga.
Czytaj także: Pedofilia. O edukacji seksualnej wg minister, moim zdaniem
By zmniejszyć liczbę aborcji nie należy wprowadzać jej jako środka antykoncepcyjnego. To jakby zmniejszyć sprzedaż piwa, obniżając jego cenę. Dlatego warto pochylić się nad drugą częścią projektu, czyli „szerszy zakres edukacji seksualnej”. O seksie trzeba mówić. W szkole, w domu, w Sejmie. Jednak należy to robić z głową. Dzieci i młodzież muszą poznać czym jest seks od strony teoretycznej. Muszą wiedzieć do czego on służy i jak z niego bezpiecznie korzystać. Tylko poprzez edukację można zmniejszyć liczbę nastoletnich matek. W wielu domach rodzice nie rozmawiają z dziećmi o ich seksualności. Wstydzą się tego tematu i traktują go jak powietrze. Z powodu nieodpowiedzialności rodziców za dzieci niektóre dziewczynki nie wiedzą, że „za pierwszym razem można wpaść”, a chłopcy, że „wyjęcie <przed> to nie metoda antykoncepcyjna”. I niby dlaczego mieliby wiedzieć, skoro ich rodzice nie dopuszczają do nich tej wiedzy. A w szkole, która powinna kształcić nie tylko z zakresu dziedzin ścisłych i humanistycznych, o seksie nie uczą. A jak uczą, to są to lekcje nieobowiązkowe i najczęściej korzystają z nich ci, którzy wiedzą coś o bezpiecznym współżyciu.
Niestety, znając polską lewicę, projekt ten zakłada, zamiast nauki o seksie, naukę o homoseksualizmie. Zamiast przykładów antykoncepcji, zapisy o tolerancji dla „innych”. Zamiast przygotowania do macierzyństwa, przygotowanie do aborcji. A szkoda. Szkoda, że prawica i lewica nie potrafią się porozumieć w tak ważnej sprawie. PiS chce zakazać aborcji, feministki i lewica chcą aborcji dla każdego. Nikt nie chce zaś edukacji. Porządnej, nienacechowanej propagandą edukacji. Bo po co się uczyć planowania rodziny? Lepiej „wpaść” na imprezie i pobierać pieniądze oraz paczki z MOPS-u. W końcu mamy takie bogate państwo, że nas stać.