W tym tygodniu kibice w całej Europie mogli wreszcie cieszyć się futbolem na najwyższym poziomie. Wróciła Liga Mistrzów, a wraz z nią uaktywnił się nowy szef UEFA. Aleksander Ceferin najwyraźniej bardzo chce zapisać się w historii piłki nożnej. Pytanie z jakim skutkiem.
Otóż Ceferin wymyślił sobie, że Liga Mistrzów nie powinna być zarezerwowana tylko i wyłącznie dla Europy. Jego zdaniem za kilka lat finał tych prestiżowych rozgrywek powinien odbywać się gdzieś poza Europą. – Podróż nie powinna być problemem dla kibiców. Z Portugalii do Azerbejdżanu leci się tyle samo czasu, co do Nowego Jorku – tłumaczy swoją propozycję szef UEFA.
Niby wszystko jasne, ale wydaje mi się, że to nadal nie usprawiedliwia pomysłu, by przenieść finał Ligi Mistrzów do np. Nowego Jorku czy Pekinu. Każdy kibic piłkarski wie, że w finale Ligi Mistrzów nigdy nie zagra drużyna z Azerbejdżanu. A na pewno nie zagra w nim przez najbliższe kilkanaście lat. Tak samo z Armenii, Gruzji czy Kazachstanu. Tamtejsi kibice nie będą zatem musieli jeździć przez całą Europę na finał. O to jestem spokojny.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Troska o kibiców jest godna pochwały. Jednak żeby zadbać o komfort podróży fanów z Portugalii czy Hiszpanii wystarczy nie organizować finału Ligi Mistrzów w Azerbejdżanie. W Europie mamy dziesiątki pięknych stadionów w świetnie skomunikowanych miastach. Naprawdę nie musimy przenosić finału tych elitarnych rozgrywek do miejsca gdzie diabeł mówi dobranoc.
Skoro jesteśmy przy Azerbejdżanie, to Stadion Olimpijski w Baku nadałby się na finał. Z trybun mecz może obejrzeć niemal 70 tysięcy ludzi. I to jedyne zalety tego miasta. Podróż samolotem z Paryża do Baku trwa prawie 10 godzin, z Barcelony ponad 7,5 godziny, a z Paryża 5. Kibice z Polski mogą dostać się na Kaukaz w 6 godzin samolotem lub pokonać ponad 3 tysiące kilometrów samochodem. Opcja niezbyt kusząca.
Dlatego UEFA zamiast przenosić rozgrywki na drugi koniec świata, powinna wybierać miejsca w centrum, nie na peryferiach Europy. Finał tej edycji Ligi Mistrzów odbędzie się w Cardiff (Walia), kolejne w Kijowie. Kandydatami do goszczenia finału w najbliższych latach są m.in. Paryż, Londyn, Rzym, Madryt, Monachium. Miasta, do których każdy kibic z Europy dostanie się bez większych problemów. Miasta, które mają wielką piłkarską przeszłość. Finał musi odbywać się w świątyni. Dla kibiców nie jest nią Stadion Olimpijski w Baku czy Stadion Hrazdan w Erywaniu (Armenia).
Tak samo Nowy Jork to nie miejsce na finał Champions League. Yankee Stadium może gościć kibiców New York Yankees, New York City FC czy innych amerykańskich miast. Europejczycy do Stanów nie pojadą na jeden mecz. Ceferin zapomniał, że w finale Ligi Mistrzów nie grają tylko drużyny z Portugalii (ostatni raz Porto w 2004 roku), ale z krajów położonych bardziej na wschód Europy. I tak podróż z Madrytu to ponad godzin 7, Monachium niecałe 8 godzin, a z Turynu 11. Troskę o kibiców UEFA niech włoży między bajki. A ktoś zastanawiał się nad kosztami? Oficjele UEFA polecą sobie za pieniądze organizacji, a kibice? Będą zmuszeni odłożyć większe sumy, by móc polecieć za ocean.
Źle wygląda to również z punktu widzenia marketingowego. Finał Ligi Mistrzów odbywa się w sobotę o 20:45. Gdyby przenieść go do Nowego Jorku, to musiałby zaczynać się o 15:45 czasu nowojorskiego lub o 1:45 czasu „europejskiego”. Ręka do góry, kto będzie oglądał mecz o 2 w nocy? Pewnie, że znajdą się tacy fanatycy. Jednak z pewnością nie będzie to tyle set milionów ludzi, co o „normalnej” porze. A czy mecz przed 16 przyciągnie wielu Amerykanów? Dziś Champions League w USA, jutro Bayern Monachium będzie grał z K-Electric F.C. (Pakistan) w finale Pucharu Euroazjatyckiego. Pieniądz ponad wszystko!