W ostatnim czasie zrobiło się bardzo głośno o wypadku kolumny rządowej z udziałem premier Beaty Szydło. Zapewne każda z osób czytających ten tekst zdążyła już nie raz usłyszeć o szczegółach tego zdarzenia. Ale czy faktycznie usłyszeliście prawdę czy tylko „prawdę” wygodną dla pewnych mediów? Choć od samego zdarzenia dla mnie ważniejsze są konsekwencje, zwłaszcza te polityczne, takiego zajścia. Czyli kilka słów o tym, dlaczego to Polska”dwóch prędkości”.
W ostatnim roku mieliśmy kilka zdarzeń drogowych z udziałem kolumny rządowej.
Pierwszy z nich wydarzył się na autostradzie A4, gdzie kolumna rządowa wiozła prezydenta Andrzeja Dudę. Jak wiadomo, doszło do pęknięcia opony w aucie, w którym jechał prezydent, jednak dzięki dobrej reakcji kierowcy wszystko skończyło się happy endem. Jednak, jak okazało się później, opony w samochodzie powinny już dawno zostać wymienione na nowe, zatem tutaj winę ponosi BOR.
Czytaj także: Arrinera Hussarya - pierwszy polski super samochód - wywiad z Łukaszem Tomkiewiczem
Następnie, dokładnie 21 listopada 2016 r. doszło do wypadku kolumny rządowej z Beatą Szydło w Izraelu. Jednak samochodem, który spowodował zdarzenie, kierował kierowca izraelskiej ochrony. Zatem tutaj nie można w jakiś sposób stwierdzić, iż winę ponosi strona polska, tym bardziej, że za ochronę premier odpowiada wówczas strona izraelska.
Kolejnym wypadkiem był ten z udziałem kolumny wiozącej szefa MON Antoniego Macierewicza. Minister wracał z Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, gdzie składał wizytę. Jechał wówczas na galę „wSieci”, gdzie Jarosław Kaczyński został ogłoszony „Człowiekiem wolności 2016 r.”
Tuż po wypadku zastępca prokuratora okręgowego ds. wojskowych Prokuratury Okręgowej w Poznaniu mjr Wojciech Skrzypek informował, że według wstępnych ustaleń, jeden z samochodów w kolumnie, z uwagi na trudne warunki drogowe, stracił przyczepność z nawierzchnią. Uderzył w tył poprzedzającego go pojazdu, następnie oba pojazdy, wytracając prędkość, uderzyły w samochody stojące przed skrzyżowaniem.
Następnie głos zabrał sam szef MON, który stwierdził, że wypadek nie został spowodowany przez kierowcę, z którym jechał Macierewicz. Jak twierdził, inny samochód uderzył w tył auto, w którym jechał minister. Jednak odległość jaka dzieli oba miejsca i czas, w jakim został pokonany ten odcinek drogi wskazują, że prędkość kolumny szefa MON mogła być właśnie powodem całego zajścia. Czyli prościej mówiąc nie dostosowano prędkości do warunków panujących na jezdni.
Kolejny wypadek z udziałem rządowej kolumny to ten ostatni, z Oświęcimia. Wypadek miał spowodować 21-latek jadący seicento, który chciał skręcić w lewo z głównej drogi, a nie zauważył kolumny – trzech aut BOR. W środkowym, pancernym audi A8 jechała premier Szydło do domu pod Brzeszczami. Kierowca limuzyny, by ominąć fiata, odbił w bok i uderzył w drzewo.
To na tyle informacji o ostatnich zdarzeniach z udziałem kolumn rządowych.
Teraz należy postawić sobie pytanie kto zawinił w tych trzech wypadkach (pomijam zdarzenie w Izraelu). Pierwszy wypadek z prezydentem Dudą to ewidentna wina BOR, bo to oni odpowiadają za stan techniczny auta. To nie unika wątpliwości. W drugim przypadku powodem mogła być nadmierna prędkość, czyli można uznać, że winę ponoszą także funkcjonariusze, z tym, że tutaj bodajże z Żandarmerii Wojskowej, która ochrania szefa MON.
I teraz do meritum. Kto ponosi winę zdarzenie drogowe w Oświęcimiu? Czy, jak to podkreślają w TVP, niedoświadczony, młody kierowca Seicento? A może to brawura kolumny rządowej? Nawet, jeśli kolumna (jak twierdzi BOR) miała włączone nie tylko sygnały świetlne, ale i dźwiękowe, to czy to upoważnia ich to tego, aby wyprzedzać w takim miejscu?
Posłużę się słynnymi słowami Pana Marka Dworaka z programu „Jedź bezpiecznie”: „Popatrzcie państwo. Kolejny przykład niebezpiecznej jazdy. Gdzie ten kierowca się spieszy?”
A więc, jeśli nawet kolumna rządowa miała zarówno sygnały świetlne i dźwiękowe, to czy faktycznie powinna wyprzedzać w tym miejscu? Jeśli auto po uderzeniu w drzewo ma takie wgniecenia, to jaka była rzeczywista prędkość kolumny rządowej? Mówienie o tym, że było to 50 km/h jest nie tyle manipulacją, co próbą zrzucenia winy z funkcjonariuszy BOR na kierowcę, który co prawda mógł nie wiedzieć jak się zachować w tej sytuacji, ale to nie oznacza, że to jego wina.
Manipulacje mediów z obu stron „barykady”.
Media sprzyjające władzy z miejsca niemalże wydały wyrok na kierującego Fiatem, a z kolei media będące w opozycji do rządu, wskazały na winę funkcjonariuszy BOR-u. I w jednym i w drugim przypadku mamy do czynienia z nadinterpretacją. Bowiem od wydawaniu wyroku są sądy, a nie dziennikarze czy też „eksperci” w programach publicystycznych.
Rozumiem, że spieszyć może się karetka pogotowia do wypadku z poszkodowanymi, albo straż pożarna do pożaru, czy policja wezwana do jakiejś akcji. Ale czym poparty jest pośpiech kolumny rządowej? To pokazuje, że w Polsce mamy dwie prędkości. Prędkość A dla rządu i polityków oraz prędkość B dla obywateli. Przecież wiadomo, że „to co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie”. Tutaj mamy kolejny przykład takiego zachowania.
Ktoś, kto ukradł lizaka jest traktowany jak kryminalista, ale wystarczy, że ktoś inny ukradnie mln zł to ciężko jest postawić mu zarzuty, a jak już to sprawy ciągną się latami. Przykład pierwszy z brzegu: Amber Gold.
Proponuję wprowadzić obowiązkowo kamery do pojazdów rządowych. Przecież nie mają nic do ukrycia, zatem jeśli chcą być czyści wobec obywateli, niech pokazują nagrania z takich sytuacji.
Trzeba zdać sobie sprawę również z tego, że jazda pojazdem uprzywilejowanym nie upoważnia do jazdy „jak mi się podoba”. Owszem, taki pojazd może ominąć podwójną ciągłą, jednak kierowca musi uważać, aby przy okazji nie doprowadzić do wypadku, bo wówczas ponosi za niego odpowiedzialność.
Ale jaką podwójną ciągłą?
W TVP1 w wieczornym wydaniu „Wiadomości” miejsce zdarzenia zostało celowo tak ukazane, aby opinia publiczna widziała tam zwykłą drogę bez skrzyżowania. Bo w jakim celu użyto tam linii przerywanej na całej długości odcinka? Zdjęcie jest ewidentnie pokazane w wersji „rządowej”, ale nie ma nic wspólnego z realiami.
Na poniższym zdjęciu można zobaczyć, że znajduje się tam skrzyżowanie oraz widać doskonale podwójną ciągłą. Zatem czy to jest ta misja telewizji publicznej, na którą mamy wszyscy bez wyjątku płacić abonament? Mamy płacić na tak nierzetelne media i wspierać dezinformację? Gdzie te rzetelne dziennikarstwo, które pozwala widzom/słuchaczom/czytelnikom na wypracowanie własnej opinii na podstawie suchych faktów?
Owszem, obecnie linie są już wytarte i nie widać ich aż tak dobrze, jednak z pozycji samochodu przy 50 km/h nie dałoby się nie zauważyć takiej linii. Należy chyba na nowo namalować te linie, aby i kolumna rządowa mogła je zobaczyć..
Jednak jest jedna istotna kwestia, o której mało kto wspomina. Rząd wykorzystuje takie okazje bardzo często do własnych, politycznych celów. Obecnie w mediach przychylnych władzy trwa nagonka na młodych kierowców. Nagle pojawiają się gotowe statystyki, w których to winę za spowodowanie wypadków w przeważającej części ponoszą młodzi kierujący. Ktoś posunął się nawet do granic propagandy twierdząc, że winę za niewiedzę tego młodego kierowcy ponosi osoba, która go szkoliła! Tak władza właśnie reaguje na pojedyncze, indywidualne zdarzenie. Nagle konsekwencje tego muszą ponosić wszyscy młodzi kierowcy, potem uczepią się instruktorów nauki jazdy, ale jak rządzącym coś nie wychodzi to winy nie ponosi nikt!
Czy słyszeliście o przypadku, w którym to w mediach ktoś po złej decyzji urzędnika stwierdził, że trzeba w końcu wziąć się za wszystkich urzędników, bo są nieodpowiedzialni? Ja niestety nie. Tym „miłym” akcentem kończę moje nieco przydługie rozważania.
Zachęcam także do zapoznania się z wpisem, który w szerszym kontekście analizuje całe zdarzenie pod względem możliwości reakcji kierowcy samochodu i pokazuje szereg niedomówień, manipulacji ze strony mediów czy też funkcjonariuszy. A także z opisem konferencji Mariusza Błaszczaka wykonanym przez jednego z użytkowników portalu wykop.pl, której nie chciałem tutaj zbytnio przytaczać. Dziękuję wszystkim, którzy dotarli do końca.