Analizując wydarzenia z tegorocznego Marszu Niepodległości warto zastanowic się nad tym czy gorsze rzeczy dzieją się 11 listopada czy może w każdy inny dzień roku kiedy Warszawą nie rządzi narodowy tłum, lecz politycy.
Przez cały czas jaki upłynął od zakończenia wczorajszego wydarzenia media zdążyły już do maksimum wykorzystać w swoich relacjach wszystkie negatywne zdarzenia, często niekoniecznie związane z Marszem Niepodległości. Warto przytoczyć kilka pomijanych aspektów.
Przed Marszem
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Trzeba przyznać, że w ciągu tych kilkunastu godzin, które spędziłem w Warszawie przed manifestacją temat Marszu był bardzo gorąco dyskutowany. Jak łatwo się domyślić opinie co do tego wydarzenia, jego organizatorów oraz uczestników były mocno podzielone. Około godziny 13:00 w centrum widoczne były już głownie mniejsze lub większe grupki z biało-czerwonymi flagami. Przed początkiem dotarła do nas informacje, że Policja uniemożliwiła wyjazd z Krakowa sporej grupie osób spisując je tak długo, aż odjechał ostatni pociąg do Warszawy. Jak się później okazało była to informacja prawdziwa, więc już na wstępie obalony zostaje mit, że stróżowie prawa tego dnia w żaden sposób nie uprzykrzali życia uczestnikom Marszu.
Waleczny Squat
Marsz Niepodległości podobnie jak w poprzednich latach zgromadził niesamowite tłumy. Aż chciałoby się podyskutować z mainstreamowymi dziennikarzami uparcie podającymi, że w wydarzeniu wzięło udział kilkanaście tysięcy osób. Pierwszym incydentem jaki zdarzył się w trakcie pochodu, ale nie na jego trasie(!) były wydarzenia w pobliżu squatu na ulicy Skorupki. Być może ktoś chciałby z mieszkańców tamtejszego budynku zrobić ofiary, ale tak się złożyło, że część z nich zgromadziła się na dachu wraz z ogromną ilością przedmiotów, którymi mogli „uszkodzić” osoby znajdujące się na dole. Ewidentnie zatem obie strony dążyły do starcia się ze sobą co w przypadku prawicowych poglądów uczestników Marszu oraz lewicowych upodobań niektórych mieszkańców Squatu było całkiem prawdopodobne.
Płoń, Tęczo płoń
Kilkanaście, a może kilkadziesiąt minut po tym jak cokolwiek zaczęło się dziać na ulicy Skorupki doszło do kolejnego zdarzenia NIE na trasie Marszu (jak bardzo chcieliby to przedstawić dziennikarze), lecz na placu Zbawiciela, który był z trasy manifestacji dobrze widoczny. Podpalona została tzw. tęcza, która powszechnie kojarzona jest ze środowiskami LGBT. Zastanawiające są dwie rzeczy. Po pierwsze wiele osób udaje teraz zaszokowanych całą sytuacją natomiast tęcza była atakowana już kilkukrotnie i najwyraźniej nie jest mile widziana, a już na pewno nie w tym konkretnym miejscu. Drugi aspekt to nagrania z całego zdarzenia. Mamy teren poza trasą Marszu, jest obecna Policja i ma pole do popisu jednak nie interweniuje. Niewątpliwie media bardzo żałowałyby gdyby to zdarzenia szybko zakończyło się aresztowaniem – trzeba byłoby pokazywać ten nudny pochód tysięcy Polaków z flagami.
Pod Ambasadą
Kolejny raz ogień zapłonął pod Ambasadą Rosyjską. Podpalona została budka wartownicza i tutaj możemy oczekiwać bardzo dokładnych nagrań z monitoringu. Jeśli wszystko było tak jak się powszechnie uważa to myślę, że szybko ujrzymy nagrania. Jeśli tak się nie stanie to sprawa zacznie „śmierdzieć” gdyż powszechnie wiadome jest, że w Marszu uczestniczyły również osoby źle życzące jego organizatorom i także one mogły prowokować tego typu sytuacje.
Prowokacja policyjna na Belwederskiej
Po zrobieniu ostrego zakrętu w lewo uczestnicy Marszu weszli na ulicę Belwederską. Tam, kiedy trasa zrobiła się nieco węższa, na czoło Marszu zaczęła napierać Policja. Dlaczego? Na czyje polecenie? Jaki był tego sens przy takiej ilości osób? Narodziło się w naszym kraju uwielbienie dla odpowiedzialności zbiorowej. Po co aresztować sprawców skoro można prowokować cały tłum, prawda? Ostatecznie przejście po krótkiej chwili zostało udrożnione, a uczestnicy Marszu udali się na Agrykolę.
Niesamowita atmosfera
Krzywdzące byłoby skupienie się na wspomnianych sytuacjach, a nie opisanie chociaż w kilku zdaniach samego przejścia ulicami Warszawy. Chociaż nie popieram Ruchu Narodowego w każdej kwestii to Marsz Niepodległości należy uznać za prawdziwy fenomen. Prawdziwe biało-czerwone morze do którego należą osoby w każdym wieku. Oczywiście większość to ludzie młodzi, ale ilość osób dwa pokolenia ode mnie starszych po raz kolejny była ogromna. Do tego fantastyczny efekt rac w połączeniu z naszymi barwami narodowymi i oczywiście okrzyki niepoprawne politycznie – potępiające komunizm i odnoszące się do wyższych wartości.
Marsz Niepodległości 2013 był na wielu płaszczyznach odpowiedzią na to, co dzieje się w naszym kraju przez cały rok.
Nie mógłbym krytykować osób, którym przeszkadza demolowanie Warszawy. Problem pojawia się jeśli nie są oni w stanie dostrzec, że nie tylko stolica, ale cała Polska niszczona jest każdego dnia na różne sposoby przez naszą obecną władzę. Wielokrotnie słyszałem już pytania dlaczego nie umiemy spokojnie obchodzić Święta Niepodległości. Być może będziemy w stanie kiedy odzyskamy faktyczną, pełną wolność. Gdy mówię takie słowa, widzę szydercze uśmiechy na twarzach osób, które przez cały rok nie interesują się tym co dzieje się w ich kraju natomiast po 11 listopada są pierwsi w kolejce do komentowania.
Co zatem powoduje wydarzenia podobne do tych z 11 listopada?
Przykład pierwszy z brzegu. Bardzo dużej części naszego społeczeństwa nie odpowiada nasilająca się homo-propaganda. Z kolei decyzją naszych władz środowiska gejowskie i lesbijskie, bądź też im bliskie otrzymują pieniądze na swoje inicjatywy, podczas gdy brakuje ich na inwestycje nie powodujące protestów. Gdyby tego było mało symbole „postępowców” pojawiają się akurat w takim miejscu jak plac Zbawiciela. Tutaj też nikt nie odkryje Ameryki mówiąc, że duża część naszego społeczeństwa jest dumna z chrześcijańskich korzeni i docenia je, nawet jeśli nie wszyscy jesteśmy zawsze zgodni co do oceny Kościoła Katolickiego. Władza zainteresowana jest jednak tylko przypodobaniem się innym państwom w efekcie czego mamy walkę z polską tożsamością. Podpalenie tęczy nie jest więc skutkiem pomysłu zadymiarza, ale oporem społeczeństwa przed narzucaną ideologią.
Inna kwestia to sprawa Policji. Znowu zacząć trzeba od władzy, która doprowadza finanse państwa do tragicznej sytuacji. W efekcie szuka się wpływów do budżetu w kieszeniach Polaków, teraz już również za pośrednictwem Policji. I nie ma znaczenia czy Polacy faktycznie na kary finansowe zasługują – odgórnie zostają ustalone normy i pieniądze muszą się znaleźć. Tutaj znowu pojawia się temat nieświadomej części społeczeństwa, która nie zdając sobie sprawy z działań stróżów prawa na codzień, dopinguje ich 11 listopada gdy starają się prowokować uczestników manifestacji.
Premier Donald Tusk stwierdził, że „nie ma zgody na dewastowanie demokracji”. Opinie na temat tego ustroju mogą nas różnic, ale jednym z elementów demokracji jest referendum, którego miłościwie nam panujący jest ostatnio wielkim wrogiem. Zapachniało hipokryzją.
Warto dostrzec drugie dno. Są tacy, którzy rzucają kostką brukową w Twoim mieście, ale jednocześnie na codzień inni ludzie okradają Cie z połowy pieniędzy, uniemożliwiają Ci rozwój we własnym kraju i mówią czego powinny się uczyć Twoje dzieci. Kto zatem jest dla Ciebie bardziej niebezpieczny?