Dziennikarz „Wirtualnej Polski” postanowił przekonać się, czy uliczny handel zniczami, mimo nakładanych mandatów, jest opłacalny. W tym celu kupił w markecie kilka zgrzewek towaru, a następnie udał się pod cmentarz. Tam przez kilka godzin sprzedawał znicze i kwiaty. Wynikami prowokacji podzielił się z czytelnikami.
„Sezon na nielegalny handel pod cmentarzami można uznać za otwarty. Postanowiłem na własnej skórze sprawdzić, czy mimo kar jest on opłacalny. Maksymalna kara to 500 złotych. Zyski przekraczają 1 000 zł dziennie” – napisał Witold Ziomek w tekście zatytułowanym „Cmentarny biznes na nielegalu. Mandat można wliczyć w koszty”.
Dziennikarz kupił w markecie zgrzewek zniczy o różnych kształtach i wielkościach oraz 6 doniczek z chryzantemami. Za całość zapłacił 427 złotych. Najtańsze znicze kupił po 84 gr za sztukę, postanowił sprzeda je po 3 zł/szt. Jedna doniczka kwiatów kosztowała 12 złotych. Początkowo sprzedawał je za 18 zł, później obniżył cenę do 15 złotych.
Dziennikarz handel zniczami rozpoczął przed cmentarzem na warszawskim Ursusie po godz. 8 rano, przy parkingu. Zaobserwował, że ruch jest duży, ale klientów mało, ze względu na to, że do Wszystkich Świętych zostało jeszcze kilka dni. Większość osób miała ze sobą sprzęt do sprzątania grobów. W ciągu dwóch godzin redaktor WP sprzedał kilka zniczy, cztery wkłady i trzy doniczki kwiatów.Przy straganie stał przez cztery godziny.
Mandat za nielegalny handel
Dziennikarz relacjonuje, że obok jego stanowiska kilka razy przejeżdżał radiowóz Straży Miejskiej. Dopiero, gdy zwijał interes podjechał do niego patrol.
Za brak zezwolenia na handel został ukarany mandatem w wysokości 50 złotych. Dlaczego nie 500? Według taryfikatora to najwyższa kwota, jaką można zapłacić. Funkcjonariusze tłumaczą, że jeśku ktoś jest spokojny, grzeczny, nie robi awantury i przyjmuje mandat, to nie daje mu się najwyższej kary. Jak jest trudny, to dostanie więcej.
Jak podkreśla dziennikarz, sto złotych mandatu to mniej niż koszt dzierżawy miejsca na stoisko pod bramą cmentarza. 1, 2 i 3 listopada za możliwość handlu w takim miejscu trzeba zapłacić kilkaset złotych.
Gdyby sprzedał całą zawartość bagażnika, odliczając koszty zakupu towaru zarobiłby prawie 1000 złotych. Nawet gdyby uznać, że otrzymanie mandatu jest pewne, nielegalny handel wciąż się opłaca.
Cały tekst z dokładnym opisem prowokacji można przeczytać TUTAJ
Źródło: finanse.wp.pl, wMertium.pl