Ewa Błaszczyk zabiera głos ws. polskiego pacjenta ze szpitala w Plymouth. – Dla mnie jest kuriozalne, że człowiekowi, który żyje i ma szansę na zdrowie, tę szansę się odbiera – powiedziała w programie WP „Newsroom”.
Trwa batalia o sprowadzenie do kraju Polaka ze szpitala w Plymouth (Wielka Brytania). Mężczyzna, który kilka miesięcy temu doznał poważnych uszkodzeń mózgu, znajduje się obecnie w stanie wegetatywnym, a lekarze dają mu niewielkie szanse na powrót do niskiego poziomu świadomości.
Brytyjski sąd zezwolił na odłączenie pacjenta od aparatury (podającej pożywienie), jednak część rodziny (matka i dwie siostry) sprzeciwiają się takiemu rozwiązaniu. W sprawę zaangażowały się polskie władze, które podejmują starania o ściągnięcie pacjenta do Polski.
Ewa Błaszczyk o sytuacji pacjenta z Plymouth: Dla mnie jest kuriozalne, że człowieka, który żyje i ma szansę na życie, tę szansę się odbiera
Sytuację skomentowała ostatnio Ewa Błaszczyk. – Bijemy się o to, żeby nie odebrać szansy na powrót do życia, do życia świadomego. Do rozpoczęcia neurorehabilitacji – podkreśliła w programie WP „Newsroom”.
Aktorka przekonuje, że pacjent nie jest podłączony na stałe do aparatury podtrzymującej życie. – Jedyne czego chcemy, to żeby go karmić i poić – zauważyła.
Błaszczyk jest krytycznie nastawiona do decyzji sądu. – Cywilizacja śmierci zajmuje się wartościowaniem jakości życia – zauważyła. – U podstaw leży pytanie: Kto dał komu takie prawo, żeby decydował o życiu drugiego człowieka? – dodała.
– Dla mnie jest kuriozalne, że człowieka, który żyje i ma szansę na życie, tę szansę się odbiera – wartościując dodatkowo w idiotyczny sposób – co jest godną śmiercią, a co nie – oceniła.
Założycielka fundacji „Akogo?” i jedna z osób zaangażowanych w budowę kliniki „Budzik” zwróciła uwagę na przypadki osób, którym udało się wyjść ze śpiączki. – Takie osoby zapraszają nas potem na 18. urodziny, zdają maturę, idą na studia, rodzą dzieci albo po prostu żyją z dysfunkcją, ale są zadowolone – mówiła.
Aktorka przyznaje, że praca z takimi pacjentami wymaga wielkiego zaangażowania, troskliwości i samozaparcia. – Ta walka nie jest sprintem, ale maratonem. Jak się to robi, to ponad 50 proc. ludzi wraca w pełni sił do życia – dodaje.