Jednym z najważniejszych terminów, jaki kojarzy się nam współcześnie z okresem średniowiecza są krucjaty. Stereotypowe rozumienie krucjat opiera się na przeświadczeniu, że były to wojny mające na celu zabicie lub zmuszenie do chrztu innowierców przez katolików. Cała sprawa jest jednak jest dużo bardziej skomplikowana. Ruch krucjatowy, będący połączeniem duchowości, kultury rycerskiej i interesów ekonomicznych wywarł olbrzymi wpływ na średniowieczne społeczeństwo, szczególnie jego elity i ugruntował zachodnioeuropejskie postrzeganie tego, co nazywamy rycerskością.
Krucjaty zapoczątkowane pod sam koniec XI wieku (pierwsza wyruszyła w 1096 roku) były organizowane przez kolejne stulecia. O ile siedem najważniejszych wypraw do Ziemi Świętej miało miejsce między XI a XIII wiekiem, to różne wojny o charakterze krucjat miały miejsce w zasadzie do końca XVII wieku i obejmowały szereg różnych konfliktów między krajami katolickimi a innowierczymi. Nie wszystkie krucjaty do końca realizowały zakładane cele, wiele z nich kończyło się militarną porażką, niektóre nawet praktycznie kompletnie zaprzeczały szczytnym założeniom ruchu krucjatowego. A jakie to były założenia?
Ruch krucjatowy rozpoczął się na Synodzie w Clermont, gdzie liczni zebrani duchowni, papież, a także świeccy możnowładcy podjęli decyzje o zorganizowaniu bezprecedensowego przedsięwzięcia: zbrojnej pielgrzymki pobożnych rycerzy, mającej odbić, zajętą przez muzułmanów ponad 400 lat wcześniej, w latach 636–640, Jerozolimę. Miały też zapewnić mieszkającym w niej, licznym w tamtym czasie chrześcijanom bezpieczeństwo oraz wspomóc Cesarstwo Wschodniorzymskie (dziś często zwane Bizantyjskim) zagrożone ekspansją Turków. Polityczno-militarne cele krucjaty były jednak tylko częścią szerszego programu, którego innym sensem było stworzenie możliwości zaangażowania religijnego chrześcijańskich wojowników: rycerzy, arystokracji i królów, którzy też uważali się za wojowników – obrońców poddanych. Krucjata miała być przede wszystkim pielgrzymką, modlitwą i środkiem prowadzącym do osiągania moralnej doskonałości, przez ludzi trudniących się wojną.
Skąd pomysł, że przez walkę zbrojną można realizować sposób życia prezentowany przez Jezusa? Wynika on z kilku istotnych względów. Po pierwsze walka z innowiercami, miała być, w oczach architektów całego ruchu, obroną słabszych, defensywą, uczynkiem miłosierdzia wobec tych, którzy sami nie byli sobie w stanie zapewnić bezpieczeństwa. Nawet jeśli toczyła się tysiące kilometrów wgłąb terytoriów wroga. Po drugie krzyżowcy, zawsze teoretycznie, ale często też faktycznie stanowili moralny wzór, bohaterów broniących uciśnionych, a wyjazd z rodzinnych stron miał wyrwać ich z prozy życia motywując do bardziej moralnego postępowania.
Realizowanie chrześcijańskiego powołania przez wojnę jest kontrowersyjne, szczególnie dziś, kiedy umyka nam fakt, jak bardzo wczesnośredniowieczne społeczeństwo było przesiąknięte wojną. W IX czy X wieku wojny w europie trwały cały czas, nie było władcy, ani pana feudalnego, który by nie jeździł regularnie na wojny, czy to walczących między sobą królestw, możnowładców czy nawet pojedynczych rycerzy. Walka zbrojna była prozaicznym sposobem dochodzenia swoich praw na różnych poziomach, często nie mniej powszechnym niż sądy. Nawet gdy ktoś już zdecydował się oddać swoją sprawę do rozpatrzenia wymiarowi sprawiedliwości, wyrok często mógł być wykonany dopiero po bitwie, gdzie złamano opór skazanego. Do tego dochodziły ordalia, czyli pojedynki sądowe, będące alternatywą dla procesu sądowego, gdzie ten, który nie przeżył walki był uznawany za winnego. Kościół Katolicki starał się jak mógł wykorzenić zwyczaje załatwiania spraw zbrojnie, zakończyć prywatne wojny i wprowadzić pokój, przynajmniej, między chrześcijanami.
Krucjaty były jednym ze sposobów zakończenia permanentnej wojny w Europie, tym razem przez wysłanie nadgorliwych wojowników gdzieś daleko od domu i pozwolenie realizowania swoich ambicji zdobywania chwały wojennej w sposób kontrolowany przez duchowieństwo i pozbawiony zbędnego okrucieństwa. Niestety kontrola duchownych nad poczynaniami krzyżowców szybko okazała się iluzoryczna, a rycerze krucjatowi dokonywali zbrodni wojennych, wtedy jeszcze nie nazywanych w ten sposób, z równym okrucieństwem co wcześniej w domu. Najtragiczniejszym zaprzeczeniem pierwotnej idei wypraw krzyżowych była czwarta krucjata, której dowódcy zamiast udać się w stronę Jerozolimy walczyć muzułmanami, napadli i zdewastowali Konstantynopol, a potem podzielili się ziemiami Cesarstwa Wschodniego, którego pierwotnie mieli bronić.
W dziejach Krucjat do Ziemi Świętej zapisało się bardzo wielu Francuzów, Anglików, Niemców czy Włochów, wiemy o ludziach z dzisiejszej Belgii, Holandii, czy nawet Skandynawii. A Polacy? Cóż, Polacy z wielu powodów nie pojawiali się na wyprawach krzyżowych w większych ilościach. Powodów tego, że nasi rodacy raczej niechętnie brali na siebie płaszcze z krzyżami krucjatowymi było kilka. Po pierwsze nie wszyscy krzyżowcy musieli wyruszać do Palestyny: o ile Jerozolima pozostawał istotnym hasłem krucjat aż do czasów nowożytnych, była to często Jerozolima rozumiana alegorycznie. Dojść do “Jerozolimy” czyli Królestwa Bożego mogli dobrzy rycerze, nie popełniający grzechów i broniący słabszych, nawet jeśli jechali… na Mazury. Rycerze z krajów które graniczyły z agresywnymi innowiercami mogli realizować duchowość krucjatową na granicach własnej ojczyzny. Polacy w okresie siedmiu wielkich wypraw mających za zadanie odbicie bądź ochronę Jerozolimy graniczyli aż z dwoma pogańskimi społecznościami: słowianami połabskimi na północnym zachodzie i plemionami bałtyjskimi (w tym Litwinami i Prusami) na północnym wschodzie, między innymi na terenach obecnego województwa warmińsko-mazurskiego.
Mimo tego przyzwolenia kilku piastowskich książąt faktycznie wybrało się jednak zbrojnie do Palestyny. Pierwszym z nich, zauważonym przez kronikarzy był Władysław Wygnaniec, książe śląski zmuszony przez przyrodnich braci do opuszczenia Polski i udania się na dwór króla niemieckiego Konrada. Grek Jan Kinnamos, w 1147 roku zauważył jego obecność i opisał, że razem z królem niemieckim Konradem przybył jakiś książe plemienia Lechitów (Polaków). Więcej sławy jako krzyżowiec uzyskał jego przyrodni brat, Henryk Sandomierski, który przybył do Palestyny między drugą a trzecią krucjatą, w celu wsparcia królestwa Jerozolimskiego. Jego wyprawa z 1154 nie jest liczona jako odrębna krucjata, bo miała ograniczoną liczebność i siłę. Nie da się jednak zaprzeczyć, że Henryk był sławnym krzyżowcem. Obecność innych Piastów w palestynie jest dyskusyjna, podobnie jak polskich rycerzy. Nie da się zatem ukryć, że Polacy nie byli silnie reprezentowani.
Polacy dostali od Papieża możliwość traktowania wojen z agresywnymi pogańskimi plemionami prusów jako krucjat. Faktycznie były to wojny obronne mające w założeniu spacyfikować żyjących głównie z rabunku i brania do niewoli okolicznych narodów Prusów. Wyprawy te organizowane od początków XIII wieku początkowo przynosiły bardzo umiarkowane sukcesy. Nawet powołanie w polsce zakonu rycerskiego nie przyniosło skutków w postaci zajęcia ziem plemion Pruskich. Zakon Braci Dobrzyńskich, bo tak nazywał się polski zakon rycerski nie okazał się sukcesem, w okresie największego wzrostu liczył jedynie 35 członków. Powołany w 1216 roku szybko stracił na znaczeniu, a ostatnia informacja o aktywności tego zakonu pochodzi z 1248. Z perspektywy czasu widać, że Polacy nie garnęli się do krucjat. Inaczej sytuacja wyglądała w Niemczech.
Sprowadzeni na granicę polsko-pruską w 1226 roku krzyżacy, Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, wtedy już po utracie placówki w Jerozolimie, za to ze świetną organizacją, doświadczeniem i pieniędzmi potrzebnymi do wielkiego przedsięwzięcia zbrojnego zaczęli niezwłocznie przygotowania do podboju pruskich plemion. Wspierani przez królów Niemiec, a także arystokrację i rycerzy niemieckich, przybywających do nich, by wziąć udział w jakiejś krucjacie od 1230 roku systematycznie podporządkowywali sobie tereny dzisiejszych państw Bałtyckich, obwodu kaliningradzkiego, oraz Warmii i Mazur. Jak dobrze wiemy, Polska szybko stała się ich przeciwnikiem: krzyżacy najpierw zajęli bezprawnie Pomorze Gdańskie, później systematycznie odmawiali podporządkowania się wyrokom papieskim nakazującym im zwrot tej prowincji. Polska, kraj chrześcijański i katolicki stała się w propagandzie krzyżaków przeciwnikiem.
Apogeum tej propagandy przypadało na okres Unii Polsko-Litewskiej i panowania Władysława Jagiełły, gdy Krzyżacy, bez porozumienia ze stolica apostolską, ogłosili samozwańczą krucjatę przeciwko Polsce, zakończoną bitwą pod Grunwaldem. Był to definitywny koniec epoki krucjat północnych, a początek pokojowego współistnienia wielu wyznań w europie środkowej: już wtedy mieszała się tu ludność katolicka, prawosławna, a także muzułmańscy tatarzy.
Dystans wobec całej idei przez wieki okazywali nie tylko polscy rycerze, unikający pod różnymi pretekstami, angażowania się w świętą wojnę, ale także polscy intelektualiści. Prawnicy i teologowie z Uniwersytetu Krakowskiego, już w XV wieku formułowali liczne opinie podważające prawo chrześcijańskich państw do napadania i podbijania innowierców. Najważniejszym z nich był Paweł Włodkowic, prawnik z Uniwersytetu Krakowskiego, który jako jeden z pierwszych w Europie stwierdził, że każdy lud, niezależnie od wyznania ma prawo mieszkać w swoim kraju i nikogo nie należy podbijać. był prekursorem współczesnej idei samostanowienia narodów, ale jego opinie nie znalazły poparcia w Europie Zachodniej, w jego czasach wciąż przesiąkniętej mentalnością krzyżowców.
Polacy w walki w obronie katolickiego chrześcijaństwa włączyli się na większą dopiero gdy Turcy podchodzili już do naszych granic. Pierwszym wielkim krzyżowcem był Król Władysław Warneńczyk, który panował w Polsce i na Węgrzech, a w 1444 poległ z rąk Turków w bitwie pod Warną, kiedy dowodził krucjatą mającą chronić Węgry. Od czasów renesansu termin krucjata coraz bardziej zaciera swoje znaczenie jako czynność religijna i oznaczał po prostu każdą wojnę przeciwko Turkom. Ostatnim z Wielkich królów-krzyżowców jakich widziała europa był Jan III Sobieski który, nie bez sprzeciwu polskiej szlachty wyruszył w 1683 roku bronić Wiednia.
Konkludując: jakoś nam te krucjaty znad Wisły nie wychodziły.
Autor: Rafał Kulicki