Warszawski „rajd” wydarzeniem tygodnia
Każdym działaniom musi przyświecać jakiś cel. Celem działań policji drogowej, ale i też Inspekcji Transportu Drogowego, winno być tylko i wyłącznie podniesienie bezpieczeństwa na naszych drogach. Niestety mam wrażenie (chyba nie tylko ja), że dziś celem działań tych instytucji, i to za sprawą rządu, jest uzupełnienie budżetowej kasy. Skoro nie ten cel, to i efekty nie te.
Od kilku dni oglądamy telewizyjny serial pt. „Rajd ulicami Warszawy”. Serial o tyle ciekawy, że emitowany przez niemal wszystkie stacje informacyjne i komentowany przez wszystkich „mędrców i znawców tematu”, w tym ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza, a nawet premiera Donalda Tuska.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Serial jak najbardziej korzystny dla rządu, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to kolejny temat medialny pozwalający na odwrócenie uwagi społeczeństwa od nieudolnych działań rządu. Po drugie, jest to okazja dla rządu na wykazanie się, jak to „dzielnie walczy” z piratami drogowymi. Ruchy te są niewątpliwie tylko i wyłącznie propagandowe.
Pamiętamy przecież „twarde” (tak określił je premier Tusk) działania rządu wymierzone przeciwko handlującym tzw. dopalaczami. Skutek działań: do dziś dopalacze są sprzedawane, tylko pod innym szyldem. Pamiętamy „twarde” działania rządu przeciwko kierującym „na gazie”, między innymi pomysł samego premiera o montażu alkomatów w samochodach. Efekt – byli, są i będą kierujący po spożyciu alkoholu. Teraz z kolei premier zapowiada „twarde” działania wymierzone przeciwko piratom drogowym. Z tych „twardych” działań oczywiście nic nie wynika (oprócz pijaru), bo wynikać nie może.
Nie może z jednego (chociaż można znaleźć też inne) podstawowego powodu: rząd próbuje zawłaszczyć sobie uprawnienia władzy ustawodawczej i wymiaru sprawiedliwości, a tych nie posiada. W Polsce, i nie chodzi tu tylko o powyższą sprawę, zatarta została podstawowa zasada państwa prawa – zasada trójpodziału władzy.
Przypomnę tylko, że od stanowienia prawa (w tym ustaw karnych, prawa o ruchu drogowym etc.) jest władza ustawodawcza, tj. sejm, senat i prezydent w zakresie ustawodawczym. To w kompetencji tej właśnie władzy jest polityka karna państwa. To ta władza ma uprawnienia do ewentualnego podnoszenia ustawowego zakresu kar dla pijanych kierowców, czy piratów drogowych. To ta władza ma uprawnienia do zmian w ustawie Prawo o ruchu drogowym, w tym na przykład regulacji dotyczących wyposażenia pojazdów w alkomaty (bzdurny pomysł, ale też w kompetencji władzy ustawodawczej). Nie rozumiem więc wygłaszanych gróźb i zapowiedzi przez premiera, czy ministra spraw wewnętrznych o podniesieniu kar dla sprawców przestępstw i wykroczeń drogowych. Jest to czcza gadanina mająca tylko pokazać jak to rząd „dzielnie walczy” z zagrożeniami na drogach.
Oczywiście rząd może (tylko i wyłącznie) przedłożyć projekt ustawy, który (mając większość parlamentarną i „swojego” prezydenta) może zostać uchwalony. Nie może jednak przedstawiciel władzy wykonawczej z góry zapowiadać co uczyni władza ustawodawcza, bo to swoiste przekroczenie kompetencji.
Podobnie rzecz się ma jeśli chodzi o samo wymierzanie kar. W tym względzie mamy do czynienia z naruszeniem kompetencji władzy sądowniczej. To niezależny i niezawisły sąd wymierza karę (określoną w ustawie) sprawcy przestępstwa lub wykroczenia drogowego, i wpływ premiera czy ministra na jej wymiar jest żaden. Podkreślam: żaden. Nie rozumiem więc groźnych zapowiedzi przedstawicieli władzy wykonawczej, że sądy będą bezlitosne dla tego typu sprawców. Kolejny więc przykład czczej gadaniny miłościwie nam rządzących.
W sprawie warszawskiego pirata Policja zapowiada nawet (nie bardzo rozumiem czy w swoim imieniu, czy w imieniu prokuratury), że zostanie mu przedstawiony zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym – art. 174§1 kodeksu karnego. Osobiście nie wierzę, że zarzut ten utrzyma się, ale nawet gdyby, to jest to kompetencja prokuratury (przypominam niezależnej od premiera).
W kompetencji premiera, czy ministra jest jedynie wpływ na Policję, która może zwiększyć swoją aktywność w ściganiu sprawców (na wszelkie możliwe sposoby), może też zwiększyć represyjność w zakresie postępowań mandatowych – i to wszystko co może Policja. Nawet każde zatrzymanie prawa jazdy przez Policję kierowcy naruszającemu przepisy drogowe (co tak gorliwie zapowiada minister Sienkiewicz) wymaga zatwierdzenia przez sąd.
Jak widać możliwości i kompetencje rządu w tym zakresie są niewielkie. Zresztą, nawet gdybyśmy nie wiem jak podnieśli górne zakresy kar, zwiększyli znacznie ilość policjantów na drogach, nie unikniemy sytuacji, że jakiś idiota będzie prowadził pojazd w stanie nietrzeźwości lub w sposób zagrażający bezpieczeństwu – jest to nieuniknione.
Kolejna „polska specjalność” to działanie po szkodzie, czyli dopiero gdy się coś wydarzy. Dopiero, gdy jakiś pijany kierowca zabije kilku niewinnych ludzi, gdy ktoś nagra i wrzuci do sieci piracki rajd na drodze, niezmordowany w walce ze złem premier i jego przyboczny minister ostrzą zęby na morderców na drogach. Następuje potem kilkudniowy serial telewizyjny, wygłaszane są rządowe groźby i zapowiedzi, po czym …przechodzimy do porządku dziennego. Jedyny skutek tych zapowiedzi to …rosnące (choć nieuzasadnione merytorycznie) poparcie dla rządu – i o to tu tylko zapewne chodzi. Naiwni uwierzą, że rząd coś robi z problemem, a tak naprawdę nie robi nic, bo niewiele może.
Oczywiście problem jest, i to niemały. Moim skromnym zdaniem rozpocząć trzeba od edukacji (od najmłodszych lat), a skończyć na surowej polityce karnej. Państwa, w których osiągnięto najwyższy wzrost bezpieczeństwa na drogach, między innymi sąsiadujące z nami Czechy, zrobiły to tylko i wyłącznie …surowymi sankcjami. Rola rządu (a konkretnie Policji) jest też znacząca, aczkolwiek w zakresie nie tak dużym jak wielu sądzi, i nie tym, o którym wspomina premier.
Każdym działaniom musi przyświecać jakiś cel. Celem działań policji drogowej, ale i też Inspekcji Transportu Drogowego, winno być tylko i wyłącznie podniesienie bezpieczeństwa na naszych drogach. Niestety mam wrażenie (chyba nie tylko ja), że dziś celem działań tych instytucji, i to za sprawą rządu, jest uzupełnienie budżetowej kasy. Skoro nie ten cel, to i efekty nie te. Ale to już temat na oddzielny felieton.
Foto: YouTube