W „Dzieciach drzewa jakarandy” debiutująca Sahar Delijani podjęła się zadania odważnego, ale także trudnego w realizacji. Pochodząca z Iranu pisarka sięgnęła do przeszłości swojego kraju, kiedy to rewolucja z 1979 roku przekształciła się z ruchu walki o wolność w niszczycielskie zniewolenie społeczeństwa przez islamskich fundamentalistów. Zadanie okazało się odważne i trudne także dla samej Delijani, bowiem jej rodzina była jedną z ofiar Strażników Rewolucji. W tej opartej na biograficznych wątkach powieści autorka odkrywa bolesne losy jej ojczyzny.
„Dzieci dzewa jakarandy” to lektura nieprzyjemna w odbiorze, lecz nie dlatego, że jest napisana źle. Jest w niej po prostu dużo cierpienia i poczucia, że życie bardzo łatwo wymyka się spod naszej kontroli. To jak cios w splot słoneczny, gdy na chwilę tracisz oddech i jedyne o czym myślisz to przekonanie, że nie chcesz tak oberwać po raz drugi. Trudno doszukiwać się w powieści Delijani pozytywnych odczuć i radosnych refleksji. Przekaz jest prosty i brutalny: bezkarni ciemiężyciele, którzy mają pełnię władzy w Iranie pastwili się i pastwią nad obywatelami kraju, a jeśli nic się nie zmieni, to będzie tak nadal. Autorka krytykuje obecną władzę, ale nie na poziomie politycznym bądź religijnym. To rozbite rodziny i utracona młodość wypełniona niespełnionymi marzeniami są według Delijani największą zbrodnią reżimu.
Czytaj także: Wielogłosem o....: \"Anglicy na pokładzie\" - Matthew Kneale
Sahar Delijani podzieliła „Dzieci drzewa jakarandy” na siedem części, które opowiadają o konkretnych ludzkich tragediach na szerokiej płaszczyźnie czasowej – zarówno z początku lat osiemdziesiątych, jak i czasów najnowszych. Rodzi to świadomość, że czas w Iranie się zatrzymał; jak było źle wtedy, tak jest i teraz. A ponieważ kluczowe w książce są postacie i ich tragiczne losy, akcja nie jest prowadzona w sposób, jaki powinien charakteryzować powieść. Pomimo tego, że niektóre historie się łączą i przeplatają, są to jedynie sploty międzyludzkie, wątki natomiast najczęściej zamieniają się we wspomnienia. Z reguły powracają w formie retrospekcji dorosłych już ludzi, którzy pierwsze lata rewolucji przeżyły jako małe dzieci. Tylko że zwykle dzieli je wtedy kilka innych historii, więc ciężko uporządkować wszystkie wątki w trakcie lektury. Sam musiałem parokrotnie przeglądać przeczytane już wcześniej strony, aby przypomnieć sobie, o co chodziło i o kim mowa. Z drugiej strony, chociaż tak naprawdę nie ma dla czytelnika znaczenia kim są poszczególne postacie, to każdej z osobna chce się podarować choć odrobinę współczucia. Pomimo że mają imiona, niczym się nie wyróżniają poza tym, że zostały dotknięte przez los. Dlatego mógłbym powiedzieć, że kreacja bohaterów właściwie nie istnieje, bo to tylko szablony anonimowych osób, które nie wyróżniają się niczym konkretnym – ale czy właśnie nie o to chodziło? Dyskutowanie, która z postaci jest najciekawsza, to jak spierać się o to, która z nich najwięcej wycierpiała. A przecież każda z nich trafiła do piekła za życia, i każda z historii jest w pewien sposób nieporównywalnie tragiczna.
Gdy doceni się, że historie, o których opowiada Delijani, zostały zebrane z opowieści jej rodziny i przyjaciół, powoli docierają do odbiorcy okropne słowa, które wręcz krzykiem rozbrzmiewają w głowie: „to się naprawdę stało!”. Dojmujący smutek i ból rodzin bezpardonowo potraktowanych przez system uświadamia, przez co musieli przejść zwykli ludzie i z czym musieli sobie poradzić – aby dalej żyć nie tylko dla siebie, ale także dla innych. Polski czytelnik może sobie skojarzyć losy Irańczyków z rzeczywistością, która spotkała nasz kraj zaraz po drugiej wojnie światowej, gdy na naszych ziemiach działał Urząd Bezpieczeństwa. Wrażliwość na zbrodnie systemów totalitarnych z pewnością pozwala wczuć się w tragizm przedstawiany w „Dzieciach drzewa jakarandy”. Tyle, że polityka została zastąpiona ludzkim cierpieniem, którego nie da się przełożyć na język dyplomatyczny. Metaforyczne drzewo jakarandy to Iran, a ludzie to jego kwiaty, które przedwcześnie więdną i opadają na ziemię. Delijani nie wprost, ale stanowczo wypomina, że władza powinna troszczyć się o swoich ludzi, a nie podcinać im skrzydła; że podczas rewolucji – gdy ludzie byli pełni nadziei na nowe, lepsze życie – coś poszło nie tak. Pokolenie jej rodziców straciło szansę na normalne życie, ona sama miała szczęście wyemigrować do Stanów Zjednoczonych – lecz przecież nie wszyscy otrzymali szansę rozpoczęcia nowego życia. Jej głos nie jest rzucony na wiatr, ponieważ z samej lektury wynika, że Iran nadal nie jest bezpiecznym miejscem do życia, ale to jednak ojczyzna, o której dobro należy walczyć. Tym bardziej, że jest to jedyny dom dla tych pięknych kwiatów jakarandy, które również chcą żyć godnie.
Czy można dyskutować z opowieściami Delijani, gdy po lekturze jedyne co pozostaje to współczucie oraz żal, że życie potrafi być tak niesprawiedliwe? Wystarczy wejść w skórę jednego z bohaterów lub bohaterek przytaczanych historii, aby poczuć się jak skazany na strach i ból anonimowy mieszkaniec Teheranu. Gdy toczy się życie niezgodne z własnymi pragnieniami, gdy codziennie rano wstaje się z myślą, że zaprzepaściło się własne marzenia i nie ma już odwrotu – czy da się jeszcze myśleć racjonalnie? To jest lekcja, którą daje czytelnikowi Sahar Delijani. To również hołd dla ofiar reżimu, które nie mają szans na zabranie głosu.
„Dzieci drzewa jakarandy” to książka wyciosana ze straconych żyć wielu ludzi, a w swojej prawdziwości jest horrorem, który przestaje być powieścią, a staje się historią. Dlatego też nie uważam, żeby to była pozycja dla każdego czytelnika. To nie jest książka do zaliczenia w jeden wieczór, nie jest to też literatura rozrywkowa z trzymającą w napięciu linią fabularną. Wydaje mi się, że tej książki nie da się zresztą czytać jak powieść – przeskoki są tu zbyt duże i zbyt częste, aby w głowie czytelnika wykrystalizowała się składna nić fabularna. Dlatego zalecam, aby czytać ją na wyrywki i poświęcić czas na kontemplowanie bólu i żalu, który Delijani stara się uzmysłowić czytelnikowi. Należy do niej podejść ze świadomością, że to wiwisekcja duszy Sahar Delijani, jej najbliższych i całego narodu irańskiego; to lektura trudna i wymagająca od czytelnika ogromnego pokładu empatii, którym nie każdy włada w takim stopniu, aby zachwycić się tą książką.
Fot.: wydawnictwoalbatros.com