Dom aukcyjny Bonhams zlicytował Ferrari GTO Berlinetta z 62’ roku. Samochód ten został uznany za najdroższy na świecie. Licytacja trwała niecałe 10 minut, a Ferrari sprzedano za 38 115 000 dolarów. Każdy z uczestniczących w aukcji musiał zapłacić na wstępie 18 000 dolarów.
W okresie pomiędzy 1962 a 1964 powstało jedynie 39 takich samochodów. Auto waży niecałą tonę i pod maską ma benzynową V12-stkę, której pojemność wynosi 3 l. Jednostka zasilana sześcioma gaźnikami Webera potrafiła rozwinąć moc 300 KM. Projektantem nadwozia był Sergio Scagietti. Maksymalna prędkość tego Ferrari wynosiła 280 km/h, a do setki rozpędzało się w 6,2 sekundy.
Pierwszym właścicielem zlicytowanego samochodu był francuz Joseph Schlesser. W 1968 roku zginął tragicznie w wypadku w czasie Grand Prix Formuły 1 Francji. Prowadzony przez niego bolid, eksperymentalna Honda, uderzył w skarpę i zapalił się. Kierowca zginął na miejscu. Akcja ratunkowa była praktycznie niemożliwa, ze względu na bardzo wysoką temperaturę, w której paliła się rama pojazdu wykonana z magnezu.
Czytaj także: 37 lat temu rozpoczęto produkcję Poloneza
W 1962 roku zmarł dobry znajomy Josepha Schlessera, Henri Orellier, narciarz olimpijski, który chciał się sprawdzić jako kierowca rajdowy. Siódmego października Henri ścigał się wypożyczonym od Josepha Ferrari 250 GTO na torze w Linas – Montihery. W momencie, kiedy licznik GTO osiągnął 160 km/h pękła opona i kierowca stracił panowanie nad pojazdem, który uderzył w jeden z budynków. Mimo usilnych starań lekarzy, sportowiec zmarł jakiś czas później w szpitalu Hopital Cochin.
Mimo poważnego uszkodzenia, auto dało się odbudować, dlatego Schlesser odesłał je do producenta. Po gruntownym remoncie samochód ten nabył Paolo Kolombo – entuzjasta wyścigów górskich. Kolombo był najszczęśliwszym posiadaczem samochodu, ponieważ nie uległ w nim żadnemu wypadkowi.
W 1964 roku właścicielem tego samochodu został Ernesto Prinoth. Tego samego roku, 6 września doznał w nim poważnego wypadku na torze wyścigowym w Monza. W czasie jednego z wyścigów Grand Prix Formuły 1 Prinoth stracił kontrolę nad pojazdem i wjechał w zarośla z tak dużą siłą, że złamał się dach a całe nadwozie było doszczętnie zniszczone. Na szczęście kierowca nie odniósł poważniejszych ran i po kilkudniowym pobycie w szpitalu wrócił do domu. Samochód został odremontowany w niecały miesiąc.
Tak właśnie wygląda całkowita ironia losu – samochód, który przynosił poprzednim właścicielom nieszczęścia i śmierć został po 50 latach najdroższym autem na świecie. Miejmy nadzieję, że ten młody duchem 52-latek nie przyniesie nieszczęścia nowemu właścicielowi.