Debiutancka płyta Oli Ost pokazała, że polskiej scenie muzycznej objawiła się niezła wokalistka, która hołduje czystemu, szlachetnie rockowemu brzmieniu. Surowy powiew wocy potwierdza talenty artystki, z tym że jest to płyta jeszcze lepsza i bardziej dojrzała od poprzedniczki zatytułowanej Pozory.
Ola zaufała tym samym osobom, z którymi tworzyła Pozory. Tak więc za kompozycje odpowiada Tomek Kalczyński operujący również za basem, a za stołem produkcyjnym czuwał weteran – Andrzej Puczyński. Na pozostałych instrumentach wspomagają ich: gitarzysta Marcin Sienkiewicz, perkusista Irek Szczygieł, klawiszowiec Łukasz Dąbrowski i saksofonista Przemek Skałuba.
Weź udział w konkursie i wygraj nową płytę Oli Ost!
Czytaj także: \"Jeśli chodzi o śpiewanie, kieruję się muzyczną intuicją i sercem\". Wywiad z Olą Ost
Na płycie królują ostre, rockowe dźwięki oblepione wokół zgrabnych, melodyjnych piosenek z przebojowymi refrenami. I już otwierający płytę, napędzany świetnym riffem i klasycznymi zagrywkami organów w tle Pusta sala pokazuje, że będzie dużo czadowych kawałków na płycie z wchodzącymi w głowę partiami wokalnymi. 1500 h nie przynosi tak mocnej gry na sześciu strunach, więc Ola ma więcej miejsca dla swojego mocnego głosu. Spotkajmy się we śnie jest po prostu klasyczny, z potężnym riffem kojarzącym mi się z szkockim Nazareth (ten cowbell!).
Dziękuje ci przynosi chwilę wytchnienia, jest delikatniej i subtelniej. Łagodniejsze klimaty na Surowym powiewie nocy znajdują się jeszcze w kompozycji I po co, w której Ola pokazuje głębie i swoją wspaniałą barwę głosu. Kawałek tytułowy, z loopami w tle również wpisuje się w spokojniejsze momenty na albumie. Kończący płytę, balladowy utwór Kolory z pięknie zawodzącym saksofonem, akustycznymi gitarami w tle jest ślicznym dopełnieniem stonowanych dźwięków, które zaproponowała artystka swoim słuchaczom.
Ola Ost potrafi swój przepis na rockowe granie podawać w różnych sosach. Gęsty w swojej strukturze Hejt z fajnym basem w zwrotkach to ciąg dalszy czadowania. Bejbe zaskakuje jednak rytmem disco i grą gitary rodem ze współczesnej sceny brytyjskiej. Koniec świata posiada punkowy puls, który idealnie współgra z ostrymi dźwiękami. Ja powietrze ma coś z muzyki industrialnej, może gotyku. Jest to kawałek w wolnym tempie z natchnionym wręcz w refrenie śpiewem Oli.
Wszystkie teksty do piosenek są napisane przez wokalistkę. W wielu z nich Ola zgłębia odwieczny temat relacji damsko-męskich. Fakt, nie jest to wybitnie odkrywcze, ale z drugiej strony liryki są dalekie od banałów i najzwyklejszej grafomanii. W efekcie teksty są podane prostym, lecz zdecydowanie nie prostackim językiem, świetne pasującym do rockowego zgiełku, którego przecież pełno na płycie. I tak, w ostrym, nazarethowym Spotkajmy się we śnie Ola zdecydowanym głosem wyśpiewuje: Zbyt wiele w życiu chciałam dostać i mieć/Dwukrotnie przeżyć jednej chwili nie da się/Nie ze złej woli ale teraz to wiem/Lepiej jest nie zrozumieć/Niż zrozumieć coś za późno. Wspomniana wyżej tematyka nie jest jedyną na płycie. Pusta sala traktuje o wyobcowaniu. 1500 h jest o nieuchronnym przemijaniu życia, a Ja powietrze jest afirmacją wolności.
Surowy powiew nocy słucham z nieukrywaną przyjemnością i uśmiechem na twarzy, a moja noga chodzi sama do rytmu kolejnych piosenek. Jest gitarowo, momentami hard rockowo, klasycznie, przebojowo i przede wszystkim: ciekawie. Tych trzynaście kawałków, to bardzo porządna kompozytorska praca, momentami dająca olbrzymie nadzieje na przyszłość, bo takie kompozycje jak chociażby: Obiecuje sobie czy Kolory to potencjalne hity. Oczywiście nie jest idealnie, momentami przydałoby się więcej odwagi w śpiewie Oli, czasami mogą irytować wokalizy, ale tak sobie artystka to ułożyła na płycie i należy to szanować, bo Surowy powiew nocy to ponad 40 minut muzyki niezwykle obiecującej artystki, na którą w przyszłości należy zwracać baczną uwagę.
Foto: cantaramusic.pl