Pisanie recenzji nowej płyty Braci Figo Fagot jest z grubsza pozbawione większego sensu. Nie jest to muzyka pretendująca do miana sztuki, ba! nawet nie stoi w jej bliskiej odległości. Wszyscy wiemy, jacy są Bracia Figo Fagot. Ich twórczość to jedna wielka satyra, przesycona pastiszem; czasami jednak ich obserwacje społeczne są zaskakująco trafne. Nowe dzieło zatytułowane Discochłosta to kontynuacja dwóch poprzednich krążków. Udana, lecz pojawiają się również drobne rysy.
Szczerze mówiąc, twórczość Bartosza Walaszka i Piotra Połacia jest dla mnie jedynym – w cudzysłowie – słuchalnym aspektem fenomenu, jakim niewątpliwie jest muzyka disco polo. Zupełnie nie rozumiem popularności hitów jak Ona tańczy dla mnie. Jest to dla mnie wręcz niepojęte i byłem pewny, że wraz z końcem epoki programów typu Disco Relax te muzyczne koszmary zeszły do hmmm… nazwijmy to – podziemia. Myliłem się. Popularność telewizji Polo TV i programu Disco Star świadczą dobitnie, że powróciła moda na disco polo. No cóż, o gustach się nie dyskutuje… Na szczęście są jeszcze Bracia Figo Fagot, którzy swoją parodią obnażają przy okazji nicość tego nurtu.
Nie rozumiem ponadto nienawiści niektórych recenzentów skierowanej na zespół, którzy to w swoich recenzjach chętnie używają słów takich jak: rynsztok, chamstwo, prymitywność. Przepraszam bardzo, a czym ma być twórczość Braci Figo Fagot? Wyszukanymi tekstami, pełnymi wymyślnych przenośni czy epitetów, które powodują artystyczne uniesienie wśród słuchacza? Nie lubicie ich, to nie piszcie o nich i nie recenzujcie.
Faktem jest, że poziom satyry jest troszkę niższy niż na Na Bogatości czy Eleganckich Chłopakach. Powiem szczerze, że nie tylko mnie teksty na pierwszych płytach potrafiły rozśmieszyć do łez, powodując natychmiastową poprawę humoru. Niestety, na Discochłoście teksty są jakby wymuszone, jakby z panów troszkę zaczęła wyparowywać wena. Może trzeba było doszlifować teksty? Odczekać chwilę z wydaniem płyty? No cóż, teraz to możemy tylko dywagować, Bracia poszli za ciosem i zafundowali nam Discochłostę, która w gruncie rzeczy na pewno nie rozczaruje ich wiernych fanów disco w rytmie polo.
Muzycznie jest bez zmian. Mamy na Discochłoście wszelakie wariacje na temat muzyki disco. Brzmi to bardzo dobrze, od strony produkcyjnej nienagannie; w sumie zawsze byłem pod wrażeniem sprawności kompozycyjnej Braci Figo Fagot. Klawiszowe motywy potrafią dalej zapadać w pamięć i zapętlać się w głowie… Trochę brakuje zaskoczeń, jak Pościelówa na Eleganckich Chłopakach. Ale mamy za to trochę reggae, jak w Zalegizybac Marihuanem i euro dance w Bella Putanesca. Są ludowe klimaty w Jak już coś jebać to tylko wódę. Czyli rzekłbym, że Bracia Figo Fagot z płyty na płyty rozwijają się nam, he he…
Lirycznie również bez zmian. To nadal dobrze nam znana mieszanka opowieści rodem z wiejskich dyskotek i wątpliwej jakości małomiasteczkowych barów. Wszystko, rzecz jasna, jest skąpane w oparach wódki. Zapewne tej najtańszej. Jednak poza opisem przygód, których przeważnie akcja się dzieje w pobliżu kabin WC, mamy parę nowości, jak Zalegizybać Marihuanem, gdzie tekst nawiązuje do popularnego filmu na serwisie You Tube, w którym dwie starsze panie wypowiadają się na temat legalizacji pewnej rośliny. W Heteromagnesie panowie rozprawiają się nad stanem męskości współczesnych mężczyzn: Co za czasy, Jezu miły nie odróżnisz chłopa od Świni/Spodnie obcisłe jak babskie rajstopy/jaja się czują jak w chowie klatkowym. No cóż, ciężko im nie przyznać racji. Ale chyba najcelniejsza, wręcz w punkt, obserwacja została poczyniona w Jebać studia. Panowie bez litości rozprawiają się z nadwyżką osób z wyższym wykształceniem w Polsce, którzy są bez pracy: No chyba, że za granicę/Ścierka w łapę i miednicę/Inż. i mgr/myją gary w IRL. No cóż, nic tylko przyklasnąć.
Discochłosta może nie trzyma poziomów poprzedników, ale dalej jest to solidne granie w rytmie polo z niezwykle charakterystycznymi tekstami dla Braci Figo Fagot, którzy nie unikają celnych uwag społeczeństwu polskiemu lub jego konkretnym grupom. Należy tylko pamiętać o tym, że projekt Piotra Połacia i Bartosza Walaszka jest od samego początku satyrą i pastiszem, i trzeba podchodzić do tej twórczości z wielkim dystansem. Jeśli ktoś tego nie zrobi, nie ma się nawet co zbliżać do Discochłosty.
Foto: SP Records.