Zespół Coria w tym roku popisał się, bardzo dobrze przyjętym przez fanów i krytykę, albumem Teoria Splątania. Właśnie ten krążek był tematem rozmowy z basistą grupy – Dominikiem Stypą. Zapraszamy do lektury.
Na początek mam pytanie, które może się Wam wydawać z lekka infantylne. Jaka jest geneza nazwy waszego zespołu, czyli słowa „Coria”? I czym charakteryzuje się tytułowa „teoria splątania”?
Długo nie mieliśmy nazwy, pod którą moglibyśmy występować już oficjalnie. Coria początkowo nie miała znaczyć nic specjalnego, to nasza twórczość powinna nadać sens nazwie zespołu, a nie nazwa wpłynąć na jej spostrzeganie. Po jakimś czasie okazało się, że można doszukiwać się zapożyczenia z języka hiszpańskiego lub portugalskiego. Dla nas nie ma to jednak najmniejszego znaczenia, ponieważ chcemy skupiać się na muzyce, a nazwa powinna być chwytliwa, intrygująca i łatwo zapamiętywalna. Podobnie sprawa tyczy się nazwy albumu; pozostawiamy swoim słuchaczom pewną możliwość swobody w interpretowaniu tytułu, ale nie tylko. Można pokusić się o szukanie większej całości, patrząc nie tylko na nazwę, ale również na grafikę okładki, sesję zdjęciową promująca album i wreszcie samą muzykę na krążku.
Tytuł płyty, a także nazwa kawałka Efuzja zdradza fakt, że któryś z Was jest fizykiem albo się fascynuje fizyką. Któż to taki?
(śmiech) Zapewniam, że nie, nie ma wśród nas takiego pasjonata, choć w sumie… Kto wie? Może ktoś po nocach lubi czytać sobie książki o tematyce fizyki, teoriach kwantowych czy kwantowym splątaniu (kwantowe splątanie właśnie jest inspiracją do nazwy albumu). Będąc szczerym: prawda jest taka, że wcześniej utwór nazywał się „Sabotaż życia”, co raczej nam w zespole się nie spodobało po pewnym czasie i zmieniliśmy tę nazwę na obecną.
Jesteście zespołem debiutującym, jednak 80% składu, to muzycy Symetrii, którzy mieli okazje grać jako support dla Guns 'n’ Roses w 2012 roku. Już jako Coria zagraliście przed gwiazdami, takimi jak Soundgarden, Eric Clapton, a ostatnio Slash. Powiedzcie mi, jakie to przeżycie występować przed, jakby nie było, gigantami muzyki? Mieliście okazję zamienić parę słów, porozmawiać z kimś od Soundgarden, zespołu Slasha, a może z samym Slashem?
Jest to bardzo miłe wspomnienie, spełniony sen i duży sukces całego zespołu. Ja ze swojej perspektywy powiem, że na początku byłem panicznie przerażony! Ogrom tamtych scen, publika, zadanie jakim jest supportować gwiazdy wieczoru – jest to niepowtarzalne przeżycie, którego nie da się zapomnieć (przed Slashem nie graliśmy, niestety)! Zawsze powtarzałem, ze marzenia nie są po to, aby je tylko mieć i śnić o nich, ale po to, aby je realizować; po prostu do nich dążyć.
Debiutujecie w sporej wytwórni, jaką jest Metal Mind. Jak doszło do współpracy z nimi? Nie boicie się, że przez osobę wokalisty, będziecie zaszufladkowani jako „ci z Must Be The Music”?
Nie oczywiście, że nie. Kto będzie o tym za chwilę pamiętał? Ja już czasami przyłapuję się na tym, że zapominam kiedy, i w jakich okolicznościach, poznałem Tomka. Programowi zawdzięczamy przede wszystkim to, ze Tomek mógł się pokazać, został zapamiętany i dlatego udało się z nim skontaktować.
Przejdźmy do muzyki. Jest mocno, zadziornie, klasycznie. Szczególnie podoba mi się gra gitarzystów, którzy doskonale ze sobą współgrają i uzupełniają. Podobają mi się szczególnie ich solówki i tematy, w których słyszę dalekie echa gry Davida Gilmoura czy wspomnianego Slasha. Dobrze zgaduję inspiracje? A może się mylę?
Odpowiadając jako gitarzysta basowy, powiem, że jestem szczerze zdumiony i zaintrygowany tymi wszystkimi porównaniami. Wiele osób pyta się, czy czerpiemy inspirację z bandów i podają nazwiska i nazwy, których nawet nie znam! Staramy się być niezależni, kreatywni i wyjątkowi. Oczywiste jest, że zawsze będzie można nas porównać do kogoś innego, ale o tym decyduje bogactwo muzyki rockowej.
W Śnie Boga zwracacie uwagę na ważny problem, jakim jest fanatyzm religijny. To swoisty protest-song. Rozumiem, że inspiracją do napisania tekstu przez Tomasza Mrozka są jego własne przeżycia, doświadczenia. Ale powiedzcie coś więcej, bo tekst, a szczególnie frazy w refrenie, są niezwykle mocne i dobitne. Skąd ta niechęć do religii?
Na tekst do utworu Sen Boga, miałem wpływ osobiście. Opowiedziałem Tomkowi pewną historię o filozofii Berkeleya, który uważał, że być oznacza być przez kogoś postrzeganym. Że świat, którego doświadczamy, jest jedynie snem boga. Jesteśmy marzeniem śpiącego twórcy. Opowiedziawszy tę sprawę Tomkowi, zostawiłem go już samego, aby mógł oprzeć na tym motywie tekst utworu.
Narobiliście sporego szumu swoim debiutem. Jak się czujecie jako wschodzące gwiazdy polskiego rocka? Dociera do Was dużo dobrych opinii. Rozumiem, że będziecie chcieli pójść za ciosem i wydać drugi album? Jakie macie teraz plany?
Cieszy nas ten, generalnie ciepły, odbiór, który wiąże się dla nas przede wszystkim z dodatkową pracą i wysiłkiem. Więcej koncertów, podróż, starań, ulepszeń. Samo granie już nie wystarcza. Dominik Stypa stara się ogarnąć wszystko od strony logistycznej i managerskiej, ale to piekielne trudna sprawa. Koncerty są dla nas fundamentem i produktem, który tak naprawdę mamy do zaoferowania słuchaczom. Lubię myśleć, że sam album jedynie zapowiada to, co można doświadczyć na prawdziwym koncercie. Wciąż szukamy wsparcia, aby zawitać w nowe miejsca, coraz bardziej odległe od naszych rodzinnych domów. Obecnie jesteśmy w trasie promującej nasz album, byliśmy w Chojnie, Szczecinie, Zielonej Górze, Strumieniu, Wodzisławiu Śl. Teraz wyruszamy do Leszna, Poznania, Wrocławia, Krakowa, Kielc… Chcemy być wszędzie, ale nie wszystko potrafimy zrobić sami. O koncerty w klubach jest coraz trudniej, podobnie z finansowaniem podróży. Niemniej każdy koncert chcemy za każdym razem wynieść na najwyższy możliwy poziom!
Mówiłem o tym, że jesteście wschodzącymi gwiazdami polskiego rocka. No właśnie, nie kusi Was wydanie tej muzyki na zachodzie i nagranie płyty z anglojęzycznymi tekstami?
Przed nami jeszcze długa droga. To co w nas jest najmocniejsze, to przede wszystkim nastawienie. Chcemy wyznaczać sobie cele i je realizować. Jeden. Po. Drugim. Unikałbym raczej stwierdzenia, że jesteśmy wschodzącymi gwiazdami. Jakie to miałoby znaczenie? Chcemy poruszać ludzi naszą muzyką, przekazywać im w utworach i tekstach rzeczy, które nas doświadczają, chcemy się dzielić pasją, energią i witalnością. Nie ma miejsca na przeciętność – zawsze to powtarzam! Za nagraniem albumu anglojęzycznego, musiałaby iść konkretna propozycja współpracy.
I na koniec pytanie mam takie: czy planujecie jakąś trasę koncertową po kraju?
Już wcześniej zdradziłem, że obecnie już podróżujemy z koncertami na terenie całego kraju. Z tego miejsca chciałbym serdecznie zaprosić na wszystkie razem i każdy z osobna. Ponieważ nie jestem osobą postronną, nie zabrzmię teraz wiarygodnie, ale naprawdę warto zobaczyć nas w akcji. Na naszej stronie na fb, znajdują się wszystkie najpotrzebniejsze informacje oraz relacje z tego co, gdzie i z kim dziś robimy :)
Dziękuje za rozmowę!
Foto: Metal Mind Productions/Kinga Greszczyńska.