Obława na Grzegorza Borysa, poszukiwanego w związku z zabójstwem 6-letniego synka, zakończyła się. Przeprowadzono sekcję zwłok. Jednak w sprawie wciąż pojawia się wiele pytań. Oficjalna wersja przedstawiona przez służby jest zdumiewająca. Zwrócił na to uwagę m.in. dr Paweł Moczydłowski, socjolog i kryminolog. – Nie wyobrażam sobie tego, ktoś mu pomógł – podsumowuje w rozmowie z serwisem natemat.pl.
Obława na Grzegorza Borysa trwała od 20 października. 44-letni żołnierz Wojska Polskiego był poszukiwany w związku z zabójstwem jego 6-letniego synka, Olusia. W poniedziałek, po trwającej 18 dni akcji poszukiwawczej, służby poinformowały o odnalezieniu ciała mężczyzny nad zbiornikiem wodnym Lepusz.
Wkrótce potwierdzono tożsamość. Jednak przeprowadzona sekcja zwłok zamiast wyjaśnić okoliczności, doprowadziła do powstania wielu pytań. Wykazano w niej, że Borys zmarł z powodu utopienia. Jednak na ciele 44-latka znaleziono liczne rany cięte (m.in. ud, rąk i szyi) a także ślady po postrzale na skroniach, prawdopodobnie od broni gazowej.
Obława na G. Borysa zakończona. Po sekcji zwłok pojawia się mnóstwo pytań. Ekspert: Tragikomiczna i absurdalna jest dla mnie desperacja, z jaką miał dążyć do samobójstwa
Borys, doświadczony żołnierz, miał podejmować szereg prób samobójczych, a następnie umrzeć w wyniku zwykłego wypadku, przez utopienie? Wielu ekspertów poddaje w wątpliwość taką wersję. Serwis natemat.pl rozmawiał w tej sprawie z dr. Pawłem Moczydłowskim, profesorem Krakowskiej Akademii Andrzeja F. Modrzewskiego.
Ekspert jest zdumiony informacjami związanymi z obławą. – Tragikomiczna i absurdalna jest dla mnie desperacja, z jaką miał dążyć do samobójstwa – podkreślił. – Gdyby chciał, zrobiłby to wcześniej, a nie ganiając po lasach, gubiąc wybiórczo przedmioty, komórkę czy plecak. Rzucano granatami hukowymi, by wypłoszyć go z jam? To brzmi absurdalnie – zauważył.
Dr Moczydłowski zwraca uwagę na kwestie ran postrzałowych na skroniach. – Po co wychodził kilkaset metrów od domu, jak mógł po prostu zastrzelić się w mieszkaniu? – pyta retorycznie. – Zwiewał, dopadło się go, a potem „pomogło” w samobójstwie i potrzymało w wodzie. Czuć, że boją się kompromitacji – podsumował.