Do kontrowersyjnej sytuacji doszło podczas spotkania sołtysów z władzami Sztumu. Ryszard Wirtwein, zastępca burmistrza Sztumu wezwał policję, by ta usunęła dziennikarza z sali. – W samym trakcie spotkania roboczego obecność pana Pędziwilka nie była niezbędna – tłumaczy się polityk.
To nie jest debata publiczna
Pod koniec stycznia w sali konferencyjnej urzędu miasta w Sztumie odbyło się spotkanie, na którym lokalni politycy debatowali o planowanych remontach gminnych dróg. Dziennikarz lokalnego portalu nowysztum.pl Zbigniew Pędziwilk chciał nagrać obrady i zamieścić je w internecie. To jednak nie spodobało się zastępcy burmistrza Sztumu, który nakazał dziennikarzowi opuszczenie sali, a gdy ten nie posłuchał, wezwał policję.
Pędziwilk bronił się, że ma prawo przebywać w sali, bowiem nagrywa „sprawę publiczną”. Policjanci byli jednak innego zdania. – Przyjechaliśmy tu na interwencję, na polecenie pana burmistrza, który wzywa pana do opuszczenia narady, która nie jest publiczna – powiedział jeden z funkcjonariuszy, dodając, że biorący udział w dyskusji posiadają zaproszenie imienne.
Policjanci po naradzie zdecydowali się na użycie siły i wyprowadzili dziennikarza z sali.
Media nie były potrzebne
Dziennikarz jest przekonany, że interweniujący funkcjonariusze przekroczyli swoje uprawnienia i złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. Innego zdania jest Karolina Gastoł-Zawicka ze sztumskiej policji. – Interwencja była zasadna i o żadnym przekroczeniu uprawnień nie ma mowy – mówi. – Ustawa o samorządzie gminnym wyraźnie reguluje, które spotkania w urzędzie są ogólnodostępne, a które nie – dodaje.
Również Ryszard Wirtwein jest przekonany o słuszności swojej decyzji. – To spotkanie nie było tajne, miało charakter spotkania roboczego – tłumaczy zastępca burmistrza Sztumu. – Uzgadnialiśmy po prostu program modernizacji dróg gminnych. Ustalenia, których dokonaliśmy, zostały opublikowane, natomiast w samym trakcie spotkania roboczego obecność pana Pędziwilka nie była niezbędna – zauważa.
Reporter Nowego Sztumu uważa, że działanie Wirtweina było zemstą za jego wcześniejsze artykuły. Dziennikarz na portalu internetowym nie szczędzi krytyki władzom miasta, a wyrzucenie go ze spotkania traktuje jako działanie odwetowe. – Podejrzewam, że chodziło o publikację dochodów urzędników, która nie była dla nich wygodna. Ale to nie wszystko, bo poruszałem też problemy gospodarcze i tematy związane z niekompetencją urzędników – tłumaczy Pędziwilk.