Duch polski to postawa świadcząca o wielkości i żywotności naszej wspólnoty. Na przestrzeni dziejów przybierał on różne formy i był obecny z różnym natężeniem. Wszystkie nasze wielkie wizje i realizacje kulturowe, społeczne i polityczne od czasów piastowskich łączyła obecność pierwiastka samostanowienia i odwagi. Kiedy wielkości naszego własnego polskiego ducha brakowało skazani byliśmy na tylko pozory potęgi, uwiąd, a nierzadko niewolę.
Profesor Tomasz Panfil w ramach cyklu Normalnej Kultury „Dwie Słowie” dzieli się z nami własnymi refleksjami na temat tej właśnie postawy. Czym dokładnie jest duch polski?
Po pierwsze jak mówi Profesor „wielkość ducha to wiara we własne siły”. Wielkość ducha to śmiałość w myśleniu, w wizji, w realizacji. To tworzenie nowego, a nie międlenie utartych schematów. To obsadzenie na tronie „dzikiego” Litwina i potem: perspektywa zagospodarowania Wschodu, wytworzenia wspólnie nowej jakości. Z koniecznością rezygnacji z części dotychczasowego „ja”, z ryzykiem; ale i satysfakcją z odkrywania nowego i poczuciem wielkiej misji cywilizacyjnej. Odbywa się to nie na drodze podboju militarnego, ale w myśl zasady „daję, abyś dał”; nie przez nakaz despoty, a przez zamysł polityczny.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Mieliśmy możliwość pójść jeszcze dalej. Z Rusią – wielką, ale chaotyczną. Zmongoloną i krwawą, ale i łaknącą porządku i pokoju. Prawa i kultury. Czegoś lepszego i bardziej stałego niż kaprys władcy. I znowu elity – już nie Polski a Rzeczypospolitej – mają wielkie możliwości. Ale wielkości ducha już nie staje.
Niezależnie, czy uznamy, że warto było iść na Wschód, czy na Zachód, wizji polityki Polski z okresu XV- i XVII wieku wielkości odmówić nie sposób. Nie znamy poglądów Profesora na dążenia piastowskie, ale my w nich odnajdujemy tę samą wielkość ducha polskiego, choć realizowaną w innych warunkach.
Po drugie owa wielkość ducha zbiorowego składa się coś co Niemcy nazwaliby Teamgeist, a co Rosjanie wyrażają jako Sborna w odniesieniu do rywalizacji sportowej. Jest to postawa gry zespołowej, wspólnoty celu i umiejętności praktycznego współdziałania. To wspólna troska o wspólne dobro. Polskę – Rzeczpospolitą – coś co mogło być jej wielką kontynuacją, jeśli by starczało odwagi. I wielkości ducha właśnie. To poświęcenie i umiejętność oddolnej samoorganizacji narodu, gdy nie było już państwa, gdy małość powołanych do wielkości rozmieniła nasze możliwości na drobne. Okresem ponownej wielkości ducha polskiego zdaniem Profesora jest czas wybijania się Polaków na niepodległość, a potem mozolnej, pełnej poświęcenia pracy dla Rzeczypospolitej w międzywojniu.
„Inne wielkie narody zginęły, nie jest powiedziane, że naród polski musi przetrwać…” mówi Profesor. Nie sposób odmówić mu racji. Gdy Jacek Kaczmarski śpiewa, „że się naszą mizerią płaci ich potęga” jest już przedstawicielem pokolenia notariuszy upadku – i wie o tym. „Lecz większość śpi nadal i przez sen się uśmiecha” w innym miejscu śpiewają razem Kaczmarski, Gintrowski i Łapiński. I w tym miejscy przejawia się intuicja i geniusz prawdziwego artysty. Bo wszak bez uświadomienia sobie niegdysiejszej wielkości trudno jest znaleźć ambitne wzorce na przyszłość. Z tym jest coraz lepiej – chlubimy się pięknymi kartami naszych dziejów, często pragnąc je także lepiej poznać. Ale bez przebudzenia, stanięcia twarzą w twarz z przyczynami upadku, z przyczynami małości nie powrócimy do realnej wielkości.
Czy przejdziemy na następny poziom – twórczej refleksji nad naszą kondycją, jej źródłami i możliwościami naprawy słabszych stron? Czy duch polski znowu zatryumfuje?
Czytaj także: 85. rocznica urodzin Jana Ciszewskiego