Helena Łygas, dziennikarka „Wirtualnej Polski”, postanowiła przeprowadzić ciekawy eksperyment. Udała, że jest w ciąży (w tym celu włożyła pod ubranie atrapę ciążowego brzucha) i ruszyła na tournee po warszawskich knajpach. Kobieta piła i paliła papierosy. Jak sama przyznaje – „takich reakcji się nie spodziewała”.
„Brzuch kupiłam na Allegro. Atrapy dostępne na polskim rynku dzielą się w zasadzie na dwie kategorie. Brzuchy „profesjonalne”, które nawet w dotyku przypominają skórę, dobiera się do rozmiaru i wzrostu noszącej” – pisze Łygas we wstępie swojego obszernego reportażu.
Po zamówieniu atrapy brzucha oraz umieszczeniu go pod swoim ubraniem, kobieta ruszyła na tournee po warszawskich barach oraz knajpkach.
Jak pisze, na pierwszy ogień wybrała jeden z nadwiślańskich barów. „W miejscu, które wybrałam może mnie zobaczyć jednocześnie kilkaset, jeśli nie kilka tysięcy osób. Nie spodziewam się może agresji fizycznej, ale nastawiam się, że kilka soczystych wiązanek usłyszę” – pisze.
Łygas przyznaje, że na początek zamawia duże piwo, które przynosi jej kolega. Zaczyna je pić jednocześnie rozglądając się na boki chcąc dostrzec reakcje zgromadzonych w knajpce ludzi. Ku jej zaskoczeniu, widok kobiety w ciąży nie robi na klientach baru wrażenia. Jedyna osoba, która zwraca na nią uwagę to kobieta, która nie gani jej za spożywanie alkoholu, lecz… chce dotknąć ciążowego brzucha. „Nie wiem, co miałabym na to odpowiedzieć, więc uśmiecham się i życzę miłego wieczoru” – relacjonuje.
Kolejny bar, do którego udaje się dziennikarka mieści się na Śródmieściu. Łygas przyznaje, że tym razem nie ma złudzeń – wie, że na miejscu czeka ją awantura z „obrońcami życia poczętego”. Gdy okazuje się, ze reakcji znowu nie ma, wysyła SMS-a do swojej siostry. „Po litrze piwa, 5 papierosach i 0 reakcji, piszę sms-a siostrze. Idzie na zaplecze i mówi znajomym z pracy, że w ogródku obok „siedzi jakieś babsko w zaawansowanej ciąży i pije piwo”. Zaczynają się dyskretne pielgrzymki do witryny. Potem dowiaduję się, że wzbudziłam sporo emocji, a obsługa prześcigała się w parafrazowaniu słowa „idiotka”. Jednak na hasło „co z tym robimy”, nikt nie zgłasza się na ochotnika. Nie takie rzeczy tu widzieli” – opisuje.
Wreszcie dziennikarka bierze sprawy w swoje ręce. Wstaje od stolika i zwraca się do kilku osób, które spędzają czas w tej samej knajpce, co ona. Jak przyznaje, tłumaczy im na czym polega cały eksperyment i pyta, dlaczego nikt nie zwrócił jej uwagi. Jedna z kobiet przyznaje, że „przeszło jej to przez myśl”, jednak ostatecznie uznała, że skoro dziennikarka jest „w zaawansowanej w ciąży” to zapewne piła i paliła wcześniej, więc jej reakcja niewiele zmieni.
Jeden z zaczepionych mężczyzn przyznał z kolei, że myślał, iż Łygas spożywa piwo bezalkoholowe. Dodał ponadto, iż nie lubi, gdy ktoś wtrąca się do cudzego życia, więc sam też tego nie robi.
„Nie jestem pewna, jak sama postąpiłabym w analogicznej sytuacji. Wchodzenie w konflikt z obcą osobą, a tak przeważnie kończy się zwracanie w Polsce uwagi nieznajomym, nie jest niczym przyjemnym (…) Można zacząć od dyskretnego reagowania, jeśli widzimy kobietę w ciąży pijącą alkohol. I to inaczej niż z pogardą. Być może jakimś cudem wiedza o szkodliwości alkoholu omijała ją szerokim łukiem i zrobimy właśnie prawdziwie dobry uczynek” – kończy dziennikarka.
Cały tekst znajdą państwo W TYM MIEJSCU.