Tegoroczny polski sierpień niejednego zaskoczył bardzo wysokimi temperaturami oraz słoneczną i bezchmurną aurą. Oprócz radości większości urlopowiczów i zmartwień tych, którzy w tym miesiącu urlopu nie planowali, niespodziankę może budzić jeszcze jedna informacja – ograniczenia w dostawie energii elektrycznej dla największych jej odbiorców.
Upały oraz susze zawsze powodują obniżenie stanu wód, zarówno tych w rzekach, jak i gruntowych. Konsekwencje tego zjawiska są wielorakie – straty w rolnictwie, sadownictwie, hodowlach ryb i innych dziedzinach bezpośrednio zależnych od wody. Początkowym szokiem może okazać się jednak limitowanie poboru energii elektrycznej, której źródła produkcji oraz pochodzenia w Polsce z wodą mają bardzo niewiele wspólnego. Informacje podawane przez media oraz Regionalny System Ostrzegania wydają się niezrozumiałe do momentu bardziej teoretycznego zagłębienia się w problem. Długotrwałe utrzymywanie się wysokich temperatur wymusza intensywniejszą pracę wszelkich urządzeń chłodzących, takich jak klimatyzatory, chłodnie, wiatraki itd. Automatycznie przekłada się to na masowe zwiększenie zapotrzebowania na energię elektryczną. W przypadku gospodarki wolnorynkowej, gdzie dostawców energii konkurujących ze sobą na terenie całego kraju jest wielu, wzrost zużycia prądu traktowany byłby jako standardowy wzrost popytu. Generowałoby to zwiększone zyski dla poszczególnych firm energetycznych i stanowiłoby bardzo dobry czas dla ekspansji ich przedsiębiorczości.
Tymczasem w Polsce, która według zapewnień poszczególnych zmieniających się ekip rządowych, posiada gospodarkę wolnorynkową, zwiększenie popytu stanowi problem, który wymaga nakładania odgórnych restrykcji w celu jego zahamowania. Zjawisko takie oraz działania, które są podejmowane, jest charakterystyczne dla gospodarek centralnie planowanych oraz dla krajów tzw. trzeciego świata. Dzieje się tak dlatego, że w Polsce istnieje jedynie kilka firm energetycznych, które posiadają całkowity monopol na danych, odgórnie wyznaczonych oraz uregulowanych obszarach administracyjnych kraju. W interesie tych podmiotów nie jest i nigdy nie będzie modernizacja polskiej infrastruktury energetycznej, ponieważ są monopolistami, którym nie grozi żadna konkurencja. W związku z powyższym posiadają one w miarę stały, niezagrożony zbyt prądu energetycznego i przewidywalne przychody roczne. W interesie owych monopoli nie będzie priorytetem zwiększanie możliwości produkcyjnych, wiążących się ze znacznymi nakładami finansowymi. Każdorazowy ponadnormatywny wzrost popytu na energię elektryczną stanowi jedynie dodatkowy kłopot, zamiast być okazją do zarobienia dodatkowych pieniędzy.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Podobną sytuację możemy zaobserwować nie tylko w energetyce, ale również kolejnictwie, usługach telekomunikacyjnych czy autobusowych przewozach lokalnych. Niestety w Polsce pozostało jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Wydaje się, że mamy bardzo dużo zbędnych urzędów do likwidacji i dopiero wtedy będziemy mogli mówić o 25 latach polskiej wolności.
Fot. Wikimedia Commons