Dzisiaj praktycznie wszystkie kraje są zadłużone. Rządy poszczególnych krajów więcej wydają niż ściągają (rabują) od swoich obywateli. Wmawianie ludziom, że życie na kredyt to normalna sprawa jest zwykłą manipulacją. Fakt, że zabiera się ludziom więcej niż połowa ich dochodów jest „legalnym złodziejstwem”. To sprawa oczywista. Zasada, że każdy dług trzeba spłacić a że w tym przypadku zadłużane są przyszłe pokolenia, bo to właśnie one ten dług będą spłacać jest już czystym złem.
Jaka jest geneza tego zła? Na przełomie XIX i XX wieku żył niejaki John Maynard Keynes. Pisał on różnego rodzaju bzdury a to o interwencjonizmie państwowym a to o progresji podatków (tfu!) dochodowych. O tym, że to bzdury to materiał na inną opowieść jednak jedna z jego „naczelnych bzdur” zyskała aprobatę władców poszczególnych państw tworząc niemal podwaliny pod współcześnie rozumiane zarządzanie finansami publicznymi.
J.M. Keynes stwierdził, że w okresie dekoniunktury państwo poprzez interwencjonizm powinno starać się utrzymywać poziom aktywności gospodarczej na maksymalnie wysokim poziomie. Interwencjonizm ten polegać powinien na inwestycjach publicznych, które działają (przynajmniej według niego) niczym koło zamachowe na gospodarkę i przyśpieszają nadejście okresu ożywienia gospodarczego. Efektem ubocznym tych działań jest zadłużenie się, ale poprzez szybie ożywienie gospodarki, czego skutkiem jest zwiększenie wpływów budżetowych z tytułu podatków państwo może łatwo spłacić swoje zadłużenie. Następuje wtedy tzw. wyrastanie z długu.
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
Sytuacje tę można zobrazować przy pomocy młodego małżeństwa mieszkającego na wsi. Młode małżeństwo na wsi może znaleźć tylko słabo-opłacaną pracę. W tej sytuacji podejmują oni decyzję – zaciągniemy dług, kupimy mieszkanie w dużym mieście, tam znajdziemy dobrze-opłacaną pracę, spłacenie długu nie będzie problemem a my cieszyć się będziemy z większych dochodów.
Wszystko ładnie, jednak, dlaczego to nie działa? Gospodarka ma swój naturalny cykl. Po latach tłustych następują lata chude i jest to naturalna kolej rzeczy. Próby zaburzania tego cyklu powodują konsekwencje, które zwykle nie od razu są widoczne. Ograniczanie dekoniunktury jak to zakłada Keynes powoduje, że późniejsze ożywienie nie następuje z taką siłą jak to zakładaliśmy. Sinusoida cyklu gospodarczego spłaszcza się a co za tym idzie zakładane wyrastanie z długu nie następuje a zaciągniętą pożyczkę trzeba spłacać. Nasze małżeństwo nie przewidziało, że życie w dużym mieście jest o wiele droższe niż na wsi przez co wcale nie jest im łatwiej zaciągnięty dług spłacić.
Odwracając sytuację (teoretycznie) gdyby rząd chciał wywołać ogromne ożywienie gospodarcze.. najpierw musiałby wywołać ogromne spowolnienie. Nastąpiłoby wtedy pionowe rozszerzenie sinusoidy. Dzieję się tak, dlatego ponieważ gospodarka to układ samoregulujący się, który samoistnie dąży do równowagi.. więc, po co w ogóle w jakikolwiek sposób go regulować?
Jest jeszcze jeden aspekt powodujący, że zadłużenie. Ekonomia mówi, że pieniądze można przeznaczyć na konsumpcje bądź akumulacje. Mówiąc potocznie, kasę można albo przeżreć albo sobie coś kupić. Keynes chciał ją inwestować. A na co dzisiaj przeznacza się pożyczone pieniądze? Na wypłatę emerytur.. na zakup towarów z zagranicy.. na utrzymywanie biurokracji. Jednym słowem są one przeżerane.
Wracając do naszego młodego małżeństwa mieszkającego na wsi. Gdyby zaciągnęli oni kredyt, lecz zamiast mieszkania kupiliby sobie ekskluzywne wino, wykwintne żarcie oraz wycieczkę dookoła świata, to co by im po tym pozostało? Odpowiedź jest prosta. Tylko raty kredytu do spłaty..
Grzegorz Poręba
Tekst pierwotnie opublikowany tutaj.
Więcej znajdziecie u nas na Facebooku.