Mirosław Hermaszewski, polski kosmonauta, który jako dziecko ocalał z ludobójstwa na Wołyniu powiedział dla portalu natemat.pl: Nasi politycy co prawda na Ukrainę jeżdżą, wygłaszają tam płomienne przemówienia, ale za ich plecami powiewają banderowskie flagi. Czy oni ich nie widzą?
W wywiadzie dla portalu natemat.pl, Mirosław Hermaszewski przedstawia okoliczności, w których jako półtoraroczne dziecko cudem ocalał z napaści banderowców na jego rodzinną wieś:
(…) Ojciec był w oddziale samoobrony, nocą pełnił dyżury.
Mama każdemu dziecku – a miałem sześcioro rodzeństwa – przygotowała już zawczasu tobołek z najpotrzebniejszymi rzeczami na wypadek konieczności ucieczki. Dzieci otrzymały instruktaż, aby w razie ucieczki kierować się do lasu. Dwa tygodnie spaliśmy w gotowości w ubraniach, ale kiedy pojawiła się piękna księżycowa noc, mama powiedziała, że nie powinno się nic złego zdarzyć. Mama nas rozebrała, umyła, przebrała w koszule. Ledwie usnęliśmy i zaczęła się potworna strzelanina.
Napastnicy okrążyli wieś, otworzyli ogień z karabinów maszynowych; używano też zapalających kul. Domy był kryte strzechą lub gontem. Szybko stawały w ogniu. Wtedy banderowcy przystąpili do szturmu i rozpoczęli systematyczną rzeź.
W pierwszej fali szli uzbrojeni w broń palną, tuż za nimi pospolite ruszenie – z kosami, widłami i siekierami, potem okoliczni mieszkańcy, którzy grabili majątek. Mama pozrywała dzieci z łóżek, posadziła przy piecu i przykryła pierzynami. (…)
Opisuje też moment, w którym jako dziecko otarł się o śmierć z rąk banderowców:
Nagle wpadł tata z karabinem, kazał mamie uciekać. Sam wyskoczył bronić wsi. Wszyscy zaczęli uciekać, w różnych kierunkach. Mama ze mną na plecach, aż na drodze stanęło trzech banderowców. Nie zareagowała na rozkaz zatrzymania się, kule świstały. Jeden z oprawców dogonił mamę i z bliska strzelił w głowę. Kula przeleciała koło skroni, rozerwała ucho. Mama upadła nieprzytomna. Pojawiło się dużo krwi, banderowcy uwierzyli, że zabili.
Gdy wypadałem z rąk postrzelonej mamy, nie zauważyli mnie. Albo przykryła mnie własnym ciałem, albo wpadłem w zaśnieżone zarośla.
Rano tata z moim starszym bratem Władysławem poszli szukać poległych. Naliczyli 18 zabitych z całej rodziny – Hermaszewskich i Bielawskich. (…)
Tata zobaczył leżący na śniegu koc, w który byłem zawinięty. Wyglądałem na nieżywego, byłem blady. (…)
Hermaszewki przedstawia okoliczności śmierci ojca:
Przenieśliśmy się do miejscowości Berezne nad Słuczą. Zbliżał się okres żniw, tata pojechał z braćmi na pole. Był koniec sierpnia 1943 roku. Gdy wracali wozem został postrzelony w klatkę piersiową. Nieprzytomny spadł na drogę. My wiemy kto to zrobił, nawet znamy nazwisko. To był Ukrainiec, mieszkaniec Lipnik… (…) Kula naruszyła osierdzie i wyszła łopatką. Dziś byłaby to prosta operacja, wtedy okazała się śmiertelna.
Sytuacja po śmierci ojca była dla rodziny Hermaszewskich bardzo ciężka:
Mama została bez środków do życia (…). W tej krytycznej sytuacji pomagała nam pewna Ukrainka, która z litości nade mną ofiarowała jedną z dwóch kóz. To był przecież wtedy majątek! Dzięki temu przeżyłem. W tych tragicznych momentach byli także dobrzy Ukraińcy. (…)
Kosmonauta jednoznacznie ocenia tamte wydarzenia jako ludobójstwo:
Na wojnie ludzie giną, ale jeżeli dochodzi do eksterminacji ludności tak, jak stoją – od niemowlęcia do starca – i to w sposób, aby zadać jak najwięcej cierpień, to jak to inaczej nazwać? Tym bardziej, nie robiono tego pod wpływem emocji, ale kierownictwo UPA wydawało precyzyjne rozkazy, jak eliminować polską ludność. Tę treść można zawrzeć w trzech punktach: wyrżnąć Polaków, domy spalić, dobytek zabrać.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego nasz Sejm przyjął uchwałę, jakoby w imię jakich racji uznano, że rzeź wołyńska była tylko czystką o znamionach ludobójstwa. Napastnicy pastwili się nad kobietami, cięli piłami, odrąbywali ręce, wbijali gwoździe w głowy. To się nie mieści w jakichkolwiek kanonach współżycia między ludźmi.
Wspomina także o dzisiejszych politykach:
Nadzieję trzeba mieć zawsze, ale obawiam się, że w tym układzie politycznym nie ma co liczyć na zdecydowanie postępowanie w tej sprawie. Nasi politycy co prawda na Ukrainę jeżdżą, wygłaszają tam płomienne przemówienia, ale za ich plecami powiewają banderowskie flagi. Czy oni ich nie widzą?
Pytany o banderowskie pomniki na Ukrainie skwitował krótko:
Niech one znikną najpierw z Polski.
Czytaj także: Co o rzezi na Wołyniu myśli przeciętny Ukrainiec?
Jutro w GPC: Parówki zieją anty-ukraińską propagandą wykorzystując sowieckiego kosmonautę w polskim mundurze…. http://t.co/pphvNLXGlo
— Pitu Pitu (@minimal) April 5, 2015
Czytaj także: 362. sposoby UPA na mordowanie Polaków