Drodzy Czytelnicy,
dzisiejszy wpis będzie totalnie inny niż każdy, jaki napisałem w przeciągu 6 lat istnienia bloga. Nie będzie on bowiem odnosił się ani do ekonomi ani geopolityki ani finansów. Będzie on dotyczył problemu stwardnienia rozsianego.
Mianowicie, prawie dekadę temu ktoś z mojej rodziny zachorował na stwardnienie rozsiane. Od wielu lekarzy – specjalistów z medycyny akademickiej usłyszeliśmy iż, jest to nieuleczalna choroba o podłożu autoimmunologicznym. W uproszczeniu, układ odpornościowy jest za silny i atakuje zdrowe komórki doprowadzając do stopniowego wyniszczenia układu nerwowego. Dostępne lekarstwa mogły co najwyżej spowolnić postęp choroby. To, co mówią lekarze przyjęliśmy za pewnik. Po trzech miesiącach „cudownej” terapii lekami immunosupresyjnymi okazało się że „lekarstwo” zabije cię szybciej niż choroba. Wszystkie leki czy zalecenia poszły w odstawkę.
Zacząłem czytać, czytać i czytać. Szybko natknąłem się na terapię komórkami macierzystymi, które błyskawicznie usuwają uszkodzenia rdzenia czy mózgu, ale nie rozwiązują problemu. Spróbowaliśmy, działa, ale co z tego skoro komórki mogą tylko kupić trochę czasu. Dalej szukałem przyczyny.
W 2010 roku trafiłem na wpis człowieka, u którego udrożniono zwężone w nienaturalny sposób żyły szyjne, w efekcie czego natychmiast cofnęło się wiele symptomów. Aby dotrzeć do jego wiedzy (mówiąc wprost) kupić jego wiedzę i kontakty zapłaciłem za kolejną operację, na którą bezskutecznie zbierał środki. Po kilku dniach miałem dostęp do 3 specjalistów z Austrii, Włoch i USA, którzy badali temat. Procedurę udrażniania żył u pacjentów z MS nazwano CCSVI.
Efekty stosunkowo prostego zabiegu angioplastyki były w niektórych przypadkach na tyle spektakularne, że pacjenci, dla których wcześniej nie było nadziei uwierzyli, że może jednak wyjdą z tego bagna. Niestety, jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać kliniki udrażniające żyły szyjne, traktując pacjentów jako dojne krowy. Dwudziesto minutowy zabieg w znieczuleniu miejscowym i następny proszę. Nikt się nie zastanawiał czy problemem są wyłącznie żyły szyjne czy może coś więcej. Co gorsza, były kliniki które niszczyły ludziom zastawki doprowadzając do pogorszenia stanu zdrowia. Po 3 latach metoda ta miała tylu zwolenników ilu przeciwników. Niektórzy widzieli w niej nadzieję. Inni próbowali jej zabronić. Ostatecznie sprzedaż leków, które co najwyżej mogą spowolnić postęp SM (jednocześnie wywołując inne problemy) jest bardzo dochodową gałęzią. Z drugiej strony, ciężko się dziwić negatywnemu nastawieniu środowiska medycznego do procedury niesprawdzonej w badaniach (za które niewiadomo kto miałby zapłacić), a które jednocześnie mogłaby dowieść, że pacjentów z MS leczono w niewłaściwy sposób przez ostatnie 30 lat.
Na zabieg w najbardziej znanych polskich klinikach się nie zdecydowaliśmy ze względu na wątpliwości co do jakości procedury oraz ryzyka. Po pewnym czasie pomogliśmy uruchomić program CCSVI w szpitalu Medicover w Warszawie. Poddaliśmy się operacji. Lekarz prowadzący mimo ewidentnych wskazówek z MRI (rezonans magnetyczny) nie znalazł problemów z odpływem krwi z mózgu. Tak widocznie miało być. Innym ta procedura pomogła w mniejszym lub większym stopniu. Najbardziej spektakularną zmianą było odzyskanie wzroku u 25-letniej pacjentki.
Fragment dokumentacji Anny B…..
„12 godzin po zabiegu obudziłam się w nocy i jakby ktoś zdjął zasłonę z mojego oka, mogłam czytać w telefonie tym chorym okiem. Po tygodniu od zabiegu oko całkowicie było zdrowe. Okulista z czeterdziestoletnim stażem był w szoku, nie chciał wierzyć, że nie przyjmowałam sterydów”
W każdym razie mój przyjaciel z Austrii (laureat złotego medalu INSDV za pionierskie badania nad przewlekłą mózgowo-rdzeniową niewydolnością żylną i jej związkiem z SM), stwierdził jasno: to nie jest tak, że deformacji nie ma. Lekarze wykonujący zabieg po prostu ich nie znaleźli. Kilka dni później pomógł mi umówić zabieg w Nowym Jorku.
Różnica drastyczna. W Polsce, jak i praktycznie we wszystkich klinikach tego typu na świecie, podawano płyn kontrastowy i przez kilkanaście sekund obserwowano jak krew odpływa z mózgu. W USA przez 3 godziny Prof Sclafani sondą z kamerą badał każdą żyłę od szyi w dół. Nie dziwi więc, że znalazł kilka deformacji, nie tylko w żyłach szyjnych, ale i w żyle nerkowej. Po zbalonowaniu feralnych miejsc i przywróceniu prawidłowego krążenia krwi natychmiast zniknęło 80% symptomów. Ktoś, kto przed zabiegiem mógł przejść 50-100 m, następnego dnia przeszedł 4 km. Przez kolejne 1,5 roku stan nieustannie się poprawiał, po czym niektóre symptomy zaczęły wracać.
Przyjaciel z Austrii na bazie MRI wypowiedział się jednoznacznie. Mamy do zoperowania deformacje, ale w żyłach wewnątrzczaszkowych. Problem jest taki, że nie operuje się tego nigdzie na świecie. Sal z NY wykonuje zabiegi na najwyższym poziomie, ale wyłącznie od podstawy czaszki w dół. Poza tym IVUS (usg wewnątrznaczyniowe) daje niezły obraz wnętrza żyły, ale kluczem do rozwiązania CCSVI jest zbadanie całego układu żylnego od zatok żylnych wewnątrzczaskowych po żyły nerkowe wraz z pomiarem ciśnienia, bo to co kamera przeoczy na pewno wychwycą czujniki ciśnienia.
Jeden z moich znajomych, u którego problem leżał w żyłach wewnątrzczaszkowych, próbował przy pomocy wpływowych znajomych utworzyć klinikę podchodzącą kompleksowo do CCSVI. Poza finansowaniem pewnych rzeczy nie chciałem bezpośrednio angażować się w temat.
Po roku braku rezultatów sam wziąłem się za utworzenie kliniki. Kilka lat chodzenia wokół CCSVI sprawiło, że łatwo udało mi się zebrać fantastycznych neurologów, neurochirurgów oraz radiologów interwencyjnych, którzy przygotowali projekt naukowy, który pozwoli zbadać korelację pomiędzy przewlekłą niewydolnością żylną (CCSVI), a objawami MS. Projekt został przedstawiony komisji bioetycznej, która zaopiniowała go pozytywnie, widząc w tym kompleksowe podejście do CCSVI, jak i ogromną szanse dla chorych. Bez ich zgody nie mógłbym nic zrobić, gdyż nie jest to zatwierdzona procedura medyczna i co gorsza nikt tego jeszcze na świecie nie robi.
W każdym razie, po prawie kolejnych 2 latach starań udało mi się uzyskać wszystkie pozwolenia, kupić niezbędny sprzęt, zatrudnić lekarzy i wynająć część szpitala, gdzie od grudnia przeprowadzamy zabiegi. Do tej pory zoperowaliśmy 5 osób. Stan 4 z nich natychmiast uległ poprawie. To niesamowite, ale różnice widać tuż po wybudzeniu pacjenta. W jednym przypadku niestety nie było poprawy, gdyż anatomiczna budowa czaszki wykluczała skuteczną interwencję.
Dziś wiemy, że aby pomóc ludziom musimy zrobić rezonans T3 (bardzo wysoka rozdzielczość), przeanalizować model układu żylego w 3D oraz wyszukać miejsca wymagające interwencji. Następnie przez 3-4 godziny pod pełną narkozą obejrzeć od wewnątrz cały układ żylny, począwszy od żył wewnątrzczaszkowych na nerkowych kończąc. Kamera, jak twierdził dr Franz z Austrii to jedno, ale czujniki ciśnienia pokazują więcej. Gdy znajdziemy deformacje żyły balonujemy ją, aby powiększyć jej średnicę i zapewnić prawidłowy przepływ krwi. Po kilkugodzinnej operacji dopiero widać na jakim poziomie było CCSVI 9 lat temu, a co możemy robić dziś.
Wpis umieściłem, gdyż do tej pory miałem ograniczone moce przerobowe ze względu na remont szpitala, gdzie wykonujemy zabiegi. Od kwietnia możliwości nam znacznie rosną, więc zaczynam publikować informacje nt kliniki. Tak, chorym na SM można pomóc wbrew temu, co sądzi większość środowiska neurologicznego. Co ciekawe naszym głównym badaczem jest właśnie neurolog. Problemem jest ciągle finansowanie. Kilka osób zoperowaliśmy z własnych pieniędzy, ale nie jestem studnią bez dna. Lista oczekujących na darmowy zabieg przekracza już 60 osób i przestaliśmy dopisywać kolejne osoby. Będę je operował wg możliwości. Jeżeli ktoś potrzebuje zabiegu i go na to stać, możemy w klinice to zrobić wcześniej. Równolegle prowadzę rozmowy z różnymi organizacjami nt pozyskania finansowania, gdyż większości osób nigdy nie będzie stać na zabieg, kosztujący kilkadziesiąt tysięcy.
Artykuły czyta ok. 25-30 tys osób. W tej grupie są na pewno osoby chore, 1/600 statystycznie, a także osoby mających bliskich chorych z rodziny lub wśród znajomych. Nie życzę Wam tego, ale statystyka jest nieubłagana. Jeżeli ktoś z Was potrzebuje więcej informacji znajdziecie je na stronie: www.ccsvi-clinic.com
Aby uprzedzić uwagi w komentarzach, że udrożnienie przepływów jest połowicznym rozwiązaniem problemu, gdyż nie wiemy czemu dochodzi do deformacji. Odpowiadam, iż sporo już wiemy. W niektórych przypadkach są to nadmiernie rozbudowane mięśnie szyi naciskające na delikatne żyły. Żyły także często są osłabione ze względu na określone patogeny. To też jest część badania, ale nie chcę Was zanudzać kwestiami technicznymi.
Przetestowaliśmy już całe mnóstwo terapii, zrobiliśmy dzisiątki badań, sprawdziliśmy wiele hipotez. Większość z nich wypiszę, aby nie pojawiały się w komentarzach. Są inne rzeczy, które mogą mieć wpływ na stan pacjenta:
• borelioza czy neroborelioza często mylona z MS
• zwężenie pnia trzewnego wywołująca podobne objawy,
• niedobór witamin, zwłaszcza B12, D3, K2,
• chlamydia pneumoniae osłabiająca naczynia,
• chelatacja eliminująca metale ciężkie,
• dożylne podawanie witamin i minerałów,
• eliminacja alergenów z żywności,
• cannabis zarówno niepsychoaktywny, jak i olej z konopii,
• prawidłowe ustawienie kręgosłupa, zarówno u najlepszych chiropraktorów, jak i poprzez reset pamięci komórkowej,
• LDN,
• oczyszczanie organizmu z patogenów,
• biorezonans,
• akupresura, akupunktura,
• terapia energią,
• hipnoza,
• aurotprogramowanie na poziomach podświadomych wraz z medycyną germańską.
Te i wiele innych przerabialiśmy, lecz w żadnym przypadku nie było tak silnej poprawy, jak przy CCSVI.
PS. Na koniec prośba. Dyskusję na tematy ekonomiczne kontynuujcie pod poprzednim artykułem.
Trader21