Jak dotąd koronawirus najsilniej zaatakował Włochy. W rozmowie z portalem o2.pl polska pielęgniarka, pani Kornelia opisała sytuację w Bergamo. To tam Polka stara się pomagać chorym, choć przyznaje, że walka jest bardzo trudna. We Włoszech zmarło dotąd ponad 2100 osób.
Polska pielęgniarka pracująca w Bergamo w rozmowie z o2.pl przyznała, że koronawirus zbiera we Włoszech zatrważające żniwo. „Od ludzi, którzy mają ponad 70, 80 lat, po prostu nie pobiera się wymazów. Możemy się tylko domyślać, że to jest ten wirus, bo to jest niemożliwe, żeby pacjenci, którzy mają różne patologie, umierali w ciągu 2 czy 3 dni. I żeby było ich aż tylu. Codziennie odchodzi 4, 5 pacjentów.” – relacjonuje.
Polka przyznała, że na samym początku koronawirus nie był postrzegany, jako coś tak groźnego. „Na początku wszyscy wzięli to trochę na śmiech. Myślano, że to coś jak grypa, że przejdzie i będzie dobrze. Ale potem, niestety, zobaczyliśmy, jak nasi pacjenci odchodzą. Jak wszystko się zaczęło zamykać. Po 8 marca wszystko się zamknęło, bo przyszły dyrektywy z ministerstwa. Zamknięto nie tylko Lombardię, ale całe Włochy.” – opisuje.
Koronawirus zbiega śmiertelne żniwo we Włoszech
We Włoszech dotąd zmarło ponad 2100 osób i liczba ta rośnie każdego dnia. Jak informuje pani Kornelia, sytuacja jest tak trudna, że zaczynają się problemy ze składowaniem zwłok. „W niedzielę rano panowie z firmy pogrzebowej przyszli odebrać od nas pacjenta i powiedzieli, że w ciągu nocy zabrali 15 ciał.” – mówi.
„Nie mają gdzie ich układać, cmentarze są przepełnione. Nasze kościoły zaczynają wyglądać jak cmentarze, bo trumny w oczekiwaniu na pogrzeby są układane właśnie w kościołach. To jedyne duże i chłodne miejsca, które mogą je pomieścić.” – dodaje pani Kornelia.
Czytaj także: Koronawirus w Polsce. Są kolejne przypadki! Nowe informacje
Co gorsza, bliscy zmarłych mają bardzo ograniczone możliwości udziału w pogrzebach. „Do nas po prostu przychodzą panowie i ciała są od razu zamykane w workach, nie muszą być nawet ubrane. Nie są nawet pokazywane. Z rodziny przychodzą góra 2, 3 osoby, na więcej nie ma pozwolenia. Może jeszcze przyjść ksiądz. A tak to tylko wiadomość, że w tym i tym dniu ciało zostanie skremowane.” – relacjonuje.
Źr. o2.pl