Ksiądz Rafał Działak jest jedną z osób, którym udało się przeżyć koszmarny wypadek polskiego autokaru w Chorwacji. Duchowny doznał poważnych obrażeń, ale jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. W rozmowie z mediami opisał przebieg katastrofy.
Ksiądz Działak przebywa w szpitalu na obserwacji. Choć doznał poważnych obrażeń, to zapewnia, ze czuje się dobrze. „Jestem trochę poobijany, trochę poszyty, trochę poobcierany. Mam złamanie kości krzyżowej, kazano mi leżeć, nie mogę ruszać nogami” – opisuje duchowny.
Duchowny dobrze pamięta chwilę tragedii. „Nie spałem od 3.15. Wprawdzie siedziałem w przedostatnim rzędzie, ale obserwowałem sobie wszystko. Na granicy z Chorwacją czekaliśmy jakieś 20 minut, była kontrola paszportowa. Pan Paweł, z którym jestem w pokoju mówił, że za przejściem granicznym kierowcy zatrzymali autokar i się wymienili. Ujechali niewiele i wydarzyło się to, co się wydarzyło” – relacjonuje ksiądz Działak.
Z jego relacji wynika, że mogło dojść do pęknięcia opony, co mogło doprowadzić do katastrofy. „Pan Paweł mówił mi, że w pewnym momencie usłyszał coś jakby wystrzał koła. Powiedział: jakby autobus złapał kapcia. Dla mnie to byłoby jakieś wyjaśnienie tego, dlaczego autobus nagle zjechał z prostej drogi. Pamiętam, że powiedziałem sobie: Boże drogi, jedziemy w pole, zaraz będziemy fruwać! Okazało się, że trafiliśmy prosto w wybetonowany rów. Autokar wbił się przodem, jego góra się przełamała” – wspomina ksiądz Działak.
„W autokarze w momencie wypadku wyrwane zostały wszystkie siedzenia. Wszystkie przedmioty, telefony, torebki, które każdy gdzieś miał poleciały, zaginęły. To dlatego nie wiadomo było, kto zginął, kto jest nieprzytomny i trafił na intensywną terapię” – powiedział ksiądz Działak.
Źr. Interia