Ukraina obawia się, że Aleksander Łukaszenka zdecyduje się jednak dołączyć do rosyjskiej inwazji. Jak podaje „Fakt”, powołując się na słowa byłego ambasadora Białorusi w Polsce Pawła Łatuszki, dyktator miał ściągnąć do siebie kilka tysięcy wagnerowców.
W ostatnim czasie ukraińskie służby obserwują coraz większą koncentrację białoruskich wojsk przy granicy. Również ostatnie wypowiedzi Aleksandra Łukaszenki wydają się coraz bardziej niepokojące. Białoruski dyktator wprawdzie oskarża przede wszystkim Polskę, że rzekomo ma chcieć zając terytorium zachodniej Ukrainy, ale może być to jedynie przykrywka do ataku. „Będziemy musieli zareagować. Bo nie możemy w ogóle pozwolić, by Polacy nas otoczyli. To niebezpieczna opcja. A ja kiedyś powiedziałem: Ukraińcy też poproszą nas i Rosjan, żebyśmy pomogli im zachować integralność” – mówił.
Paweł Łatuszka, były ambasador Białorusi w Polsce, a obecnie opozycjonista, w rozmowie z „Faktem” informuje, że na granicę ukraińską Białorusini wciąż ściągają dodatkowe jednostki. Co więcej, Łukaszenka miał sięgnąć już po pomoc Rosji. „Co gorsza, według naszych informacji, na Białoruś przyjechało w ciągu ostatniego miesiąca kilka tysięcy wagnerowców, tej prywatnej rosyjskiej armii. To wszystko może sugerować, że taka ewentualna możliwość zaangażowania się Łukaszenki w wojnę jest realna” – mówił.
Były ambasador wyjaśnia, że Łukaszenka potrzebuje pretekstu do tego, by uderzyć na Kijów. „Aby Łukaszenka mógł zaatakować, nawet rakietowo Kijów, czym ostatnio groził, to potrzebna jest mu jakaś mocna prowokacja na granicy i do tego mogą służyć wagnerowcy” mówił Łatuszka. „Może być taka sytuacja, że już niedługo, po zapowiedzianym spotkaniu Łukaszenki z Putinem, może dojść do kontrofensywy ze strony Rosji i Białorusi. To wszystko daje nam podstawę obawiać się, że przed nami mogą być ciężkie dni, lub tygodnie” – dodał.
Źr.: Fakt