Po kolejnym zwrocie akcji i uzyskaniu pozytywnego wyniku testu na koronawirusa, Natalia Maliszewska opuściła izolację i wróciła do treningów. W rozmowie z Aleksandrem Dzięciołowskim z TVP Sport polska zawodniczka przyznała, że bardzo przeżywa ostatnie wydarzenia.
Z powodu pozytywnego testu na koronawirusa Maliszewska nie mogła wystartować w sobotę na swoim koronnym dystansie 500 m. Tymczasem w niedzielę rano okazało się, że ma… negatywny wynik testu i może wrócić do treningu. W rozmowie z TVP Sport nie kryła emocji. „Nie wierzę jeszcze w to, co się dzieje. W nic na razie nie wierzę. Cieszę się, że tu jestem, na treningu. Nie wierzę w to, że może się to wszystko udać. Nie wiem, czy ktoś mnie zaraz nie zawróci i nie powie, że znów żartowali” – kpiła.
Zawodniczka krytycznie oceniła organizatorów. „Odwalili kawał dobrej roboty. Idealnie im wyszło to, co ze mną zrobili, to, co myślę, to, jak to wszystko wygląda. Noce są trudne, bo nie wiem, czy nie będę musiała wrócić do Galaxy, hotelu” – mówiła Maliszewska.
„Pierwsze, co robię, gdy się budzę, to łapię za telefon z myślą, że dostanę wiadomość, że jestem znów pozytywna, albo że nie mogę wyjść na trening czy startować. To śmieszne i z drugiej strony straszne. Nie życzę tego nikomu” – dodała.
W niedzielę Maliszewska przeszła dwa testy na koronawirusa. „Mam dwa testy negatywne, jestem w wielkim szoku. Nie wierzę w te testy negatywne, jak i pozytywne” – podsumowała gorzko polska łyżwiarka.
Źr. TVP Sport