Organizatorzy gali PunchDown muszą w ostatnim czasie mierzyć się z falą krytyki. To efekt tragedii z udziałem Artura Walczaka, który w krytycznym stanie trafił do szpitala. Wśród krytyków formatu znalazł się Marcin Najman.
Do tragedii doszło podczas gali PunchDown 5. Artur „Waluś” Walczak został w półfinale znokautowany przez Dawida Zalewskiego. Uderzenie było na tyle potężne, że były strongman doznał ciężkiego urazu głowy i w stanie krytycznym trafił do szpitala. Obecnie jest w śpiączce farmakologicznej, lekarze wciąż walczą o jego życie.
Na organizatorów gali spadła fala krytyki. W rozmowie z portalem o2 ostro w całej sprawie wypowiedział się Marcin Najman, który stwierdził, że w przypadku tej gali nie można mówić o sporcie. „To nie są sporty walki. W MMA czy boksie masz prawo atakować i bronić ciosy. W PunchDown dostajesz potężny „strzał” i nic nie możesz zrobić” – powiedział.
Najman nie ukrywał, że nie jest w stanie zrozumieć tej formuły i niejednokrotnie ją krytykował. „Każdy to robi świadomie, na własną odpowiedzialność i dostaje za to pieniądze. W PunchDown czeka się na uderzenie w głowę. Nie rozumiem tego show, bo to na pewno nie jest sport. To jest świadome odbieranie zdrowia. W wielu prywatnych rozmowach mówiłem, że tego nie rozumiem” – stwierdził.
Nie tylko Najman skrytykował galę PunchDown. W podobnym tonie wypowiadał się między innymi właściciel federacji FEN Paweł Jóźwiak. „PunchDown ze sportem ma niewiele wspólnego także dlatego, że nie występują tam profesjonalni zawodnicy, a raczej przypadkowe osoby. Jestem przeciwnikiem czegoś takiego. Co nam pozostanie za 10 lat? Ludzie będą rzucać w siebie nożami? Mam nadzieję, że po tym wydarzeniu popularność tego typu wydarzeń się zmniejszy” – powiedział w rozmowie z Onetem.
Czytaj także: Znokautowany zawodnik walczy o życie. Interweniuje prokuratura!
Żr.: o2, Onet