Szokujące kulisy zablokowania startu Natalii Maliszewskiej w eliminacjach do finału biegu na 500 m. – Pojechała na lodowisko, bo wyników nie było, a brak wyników znaczy, że jest wszystko okej. Dopiero jak już Natalia była na lodowisku, to dostaliśmy komunikat, że jej test jest pozytywny – relacjonuje członek polskiej misji olimpijskiej na igrzyska w Pekinie w rozmowie ze sport.pl.
W sobotę informowaliśmy o dramacie Natalii Maliszewskiej. Wicemistrzyni świata z 2018 roku została pozbawiona szans na medal olimpijski po tym, jak ogłoszono, że uzyskała pozytywny wynik testu na COVID-19.
Co ciekawe, już po przybyciu do Pekinu Maliszewska znalazła się w izolacji z powodu wyniku testu. Sama łyżwiarka szybka przekonywała jednak, że nie ma żadnych objawów. Widać to zresztą w trakcie rozmowy z TVP Sport. – Czuję się zdrowa – mówiła.
"Jest mi ciężko w to uwierzyć, czuję się, jakby ktoś po prostu mnie oszukał." ? Natalia Maliszewska w rozmowie z @AlekthePole o "covidowej dziurze" i szansach na skrócenie nie do końca jasnej dla niej izolacji ??
— TVP SPORT (@sport_tvppl) January 30, 2022
Cała rozmowa ▶ https://t.co/QbS7mK7PD7#Beijing2022 #tvpsport pic.twitter.com/eJSaWR8bkG
Teraz światło dzienne ujrzały nowe okoliczności dzisiejszego zdarzenia. – Natalia przyjechała do wioski olimpijskiej w nocy. Rano poddała się normalnej, codziennej procedurze testowania, jak wszyscy. Później pojechała na lodowisko, bo wyników nie było, a brak wyników znaczy, że jest wszystko okej – tłumaczy Marcin Nowak z polskiej misji olimpijskiej w rozmowie z portalem sport.pl.
Wszystko zmieniła druzgocąca wiadomość, która pojawiła się, kiedy Maliszewska przygotowywała się do startu w finale. – Dopiero jak już Natalia była na lodowisku, to dostaliśmy komunikat, że jej test jest pozytywny. To było nieludzkie – podkreślił.