Jeżeli okaże się, że wina za zatrucie Odry leży po polskiej stronie, Niemcy mogą wystąpić o gigantyczne odszkodowanie – twierdzi Karol Ciężak z Towarzystwa na Rzecz Ziemi w rozmowie z „Wprost”. Już teraz władze Brandenburgii domagają się wyjaśnień, również w kwestii opieszałości polskiej strony w informowaniu o zatruciu rzeki.
Wciąż nie wiadomo, co jest przyczyną katastrofy ekologicznej, do której doszło na Odrze. Początkowo strona niemiecka informowała o wysokim stężeniu rtęci, jednak nie zostało to potwierdzone polskimi badaniami. Od kilku dni sprawą zajmuje się prokuratura.
Pierwsze informacje o masowym śnięciu ryb w Odrze WIOŚ miał otrzymać jeszcze w lipcu, jednak dopiero nagłośnienie sprawy w ostatnich dniach sprawiło, że podjęto konkretne kroki. Jednocześnie Ministerstwo Rolnictwa, Środowiska i Ochrony Klimatu Brandenburgii domaga się od polskiej strony wyjaśnień dotyczących nie tylko przyczyn, ale też opieszałości w przekazywaniu informacji. Polska powinna zastosować się bowiem do planu alarmowego, który zobowiązuje do tego, by niezwłocznie powiadomić o całej sytuacji niemieckie władze. Tak się nie stało.
Karol Ciężak z Towarzystwa na Rzecz Ziemi w rozmowie z „Wprost” twierdzi, że jeżeli okaże się, że wina za zanieczyszczenie leży po polskiej stronie, Niemcy mogą domagać się odszkodowania. „Spodziewam się, że – jeśli okaże się, że wina leży po stronie polskiej – Niemcy wystąpią o gigantyczne odszkodowanie” – powiedział. „Doszło do zanieczyszczenia wspólnej rzeki na niewyobrażalną skalę. Koszt naprawy poniesiemy wszyscy, ponieważ instytucje będą wszczynać programy naprawcze z naszych pieniędzy. Ekosystem to nie jest kilka gatunków, ale cały układ. Jego naprawa, o ile w ogóle się to uda, potrwa wiele dekad i pochłonie miliony” – dodał.
Czytaj także: Dziennikarka TVN zabiera głos ws. Odry! Zwraca się do Kaczyńskiego i Morawieckiego
Źr.: Wprost