Od kilku dni w mediach szeroko komentowana jest wypowiedź Donalda Tuska, dotycząca systemu podatkowego w Polsce. Premier raczył stwierdzić, że będąc w opozycji rzeczywiście postulował o niższe podatki, ale dziś, gdy piastuje najważniejszy urząd w państwie, dotarło do niego, że taki manewr jest niemożliwy do wykonania. Czy DT, wygłaszając swoją pełną pokory mowę, nie przyznał po prostu, że zrobił swoich wyborców w konia?
Z wypowiedzi Prezesa Rady Ministrów wypływa klarowny przekaz. Można obiecywać ile wlezie! Nawet największe absurdy. Byle tylko rządzić! Byle tylko mieć przywileje! A gdy swój cel się osiągnie, gdy zajmie się wygodną pozycję za sterem – wtedy się wszystko naprostuje. Powie się ludziom, że taki system, że taka opozycja, że taki klimat – cokolwiek. I tak są już na tyle otumanieni, że uwierzą we wszystko. Tusk, w wywiadzie dla Polsat News postanowił zagrać dokładnie w ten sam sposób. Rzecz jasna – w wersji ultra-ugrzecznionej. Przemawiał ze skruchą w głosie, odważnie bijąc się w piersi. Gdybym widział tego człowieka pierwszy raz w życiu – autentycznie bym mu uwierzył. Ot, biedak co to przeliczył siły na zamiary. O ciarki przyprawia mnie jednak świadomość, że są wśród nas osoby nadal ślepo wierzące w podobne spektakle. Wierzą, pomimo tego, że osobę premiera znają już szmat czasu i niejednokrotnie się na nim zawiedli (tego nigdy nie powiedzą głośno). W związku z tym, jest niemal pewnie, że DT zostanie niebawem wyniesiony pod niebiosa przez pro-rządowe media, które w swoich pochwalnych peanach będą gloryfikować jego odwagę. Och, jaki to nasz premier szczery! Jak to się potrafi przyznać do błędu! Zresztą, przerabialiśmy to przy okazji protestujących matek na sejmowych korytarzach. Na samo wspomnienie robi mi się niedobrze. Wracając do tematu. Nie wiem, może jestem niepoprawnym idealistą, ale w moim odczuciu – partia, czy kandydat, w momencie gdy widzą, że ich sztandarowe postulaty są nie do zrealizowania, powinni oddawać się do dyspozycji swoich wyborców. A nawet z miejsca ustępować z zajmowanych stanowisk. Żadne tam wicie rozumicie, żadne – chcieliśmy, ale nie wyszło. Nie! Skoro miałeś odwagę, żeby obiecywać złote góry, to teraz miej odwagę, żeby ponieść konsekwencje tego bezrefleksyjnego kłapania jęzorem. Tak, wiem. Utopia. W naszym kraju, rzecz nie do pomyślenia. Gdyby ktokolwiek przekazał przeciętnemu politykowi taki postulat, to schemat myślowy, zachodzący w jego głowie wyglądałby następująco: Jak to mamy się oddać do dyspozycji wyborców? Przecież… trzeba by nowe wybory, wcześniejsze… jak to tak? Tak szybko? Wszystko okraszone zmarszczonymi brwiami i nadmierną potliwością. Cóż, poziom przyssania się do przysłowiowego „koryta” jest w tym państwie niewyobrażalny. Poparcie dla partii rządzącej, od dłuższego czasu utrzymuje się na poziomie 25-28%. W skali całego kraju? Dramatycznie mało. Tymczasem premier z grobową miną oświadcza, że się pomylił. Owszem obiecał, ale to było dawno, kiedy jeszcze nie wiedział co z czym się je. Teraz już wie, więc wypowiedziane słowa cofa. A wyborcy? A wyborcy mają siedzieć cicho i czekać, aż pod stół spadną ochłapy. Przerażające. I dzieje się naprawdę.
Czytaj także: Stan współczesnej oświaty. Czy czas na radykalne zmiany?
Platforma Obywatelska jest jaskrawym przykładem trwania przy władzy za wszelką cenę. Nieważne, że zewsząd rzucają kamieniami, że zwymyślają. Politycy tej partii zachowują się trochę jak niechciany gość na imprezie. Niby cała reszta przyzwyczaiła się już do jego obecności, ale koleś nieustannie ich wkurza, więc przy każdej okazji sugerują mu, żeby jednak wyszedł. Czasem bardzo dobitnie. Plują do sałatki, czy sikają do napoju. On tymczasem udaje, że niczego nie widzi. Takim gościem jest PO. Niechcianym przez wyborców – co potwierdzają sondaże, i niezdolnym do jakiejkolwiek pokuty za popełnione błędy i obrócone w pył obietnice. Do tego butnym i zarozumiałym. Wasz czas się kończy panowie…
Fot. Wikimedia