Maj 2013. Baraże o wejście do Premier League. Watford gra z Leicester City, jest doliczony czas gry. Wynik daje awans do finału Leicester, które dodatkowo właśnie wykonuje rzut karny. Bramkarz broni strzał, a chwilę później Watford strzela gola, który pozwala im przejść do kolejnej rundy. Kibice „Lisów” nie dowierzają. Pewnie żaden z nich nie uwierzyłby, że w kolejnych latach będą dziać się równie nieprawdopodobne rzeczy.
Wstęp do artykułu nie oddaje tego, co wydarzyło się wówczas na stadionie Watfordu. Dopiero po obejrzeniu poniższego nagrania można uświadomić sobie, jak daleką drogę przebyło Leicester do obecnego miejsca chwały.
Tamto spotkanie odłożyło awans Leicester o rok. W sezonie 2013/2014 Lisy awansowały do Premier League w niesamowitym stylu. 102 punkty w 46 meczach – ten wynik robił wrażenie. Druga w tabeli drużyna Burnley zdobyła wówczas o 9 punktów mniej. W tamtym sezonie 16 razy do siatki rywali trafił Jamie Vardy, czyli piłkarz, który wkrótce miał być na ustach kibiców z całego świata.
Czytaj także: Mistrzowski Manchester United: Triumf na pożegnanie sir Alexa
Zderzenie z rzeczywistością najwyżej klasy rozgrywkowej okazało się jednak brutalne. Leicester miało przebłyski (m.in. wygrana 5:3 z Manchesterem United), ale sytuacja w tabeli wyglądała dramatycznie. Na 9 kolejek przed końcem drużyna zajmowała ostatnie miejsce z 19 punktami zdobytymi w 29 meczach. Żaden zespół w historii Premier League nie zdołał się utrzymać, będąc w tak trudnym położeniu, w jakim znalazły się wówczas Lisy.
Wydarzył się jednak cud. Nie jest to może coś niebywałego w przypadku tej drużyny, ale godne zauważenia. 9 meczów – 7 zwycięstw, 1 remis, 1 porażka. Zespół, który przez wszystkie wcześniejsze miesiące wygrał 4 razy, nagle zaczął zdobywać punkty seryjnie, prezentując przy tym ofensywny styl. Leicester utrzymało się w lidze, zaliczając przy okazji jeden z najbardziej niewiarygodnych comebacków w historii piłki nożnej.
Chociaż końcówka sezonu wypadła wspaniale, z zespołem ostatecznie pożegnał się Nigel Pearson. Stery objął Claudio Ranieri, znany włoski trener, który w przeszłości pracował już w angielskiej piłce, prowadząc Chelsea Londyn.
Zmienił się trener, ale nie zmienili się piłkarze, wśród których wielu poczuło się znacznie mocniej po wywalczonym utrzymaniu w sezonie 2014/2015. Między innymi właśnie ten fakt sprawił, że od początku sezonu 2015/2016 zaczęły się dziać rzeczy, które długo były lekceważone przez dziennikarzy, ekspertów, ale również przeciwników Leicester City. Drużyna Ranieriego wygrywała na przekór wszelkiej logice. Jednorazowe baty w meczu z Arsenalem nie popsuły nastrojów w zespole, a z meczu na mecz coraz bardziej rozkręcał się Jamie Vardy, które strzelał piękne bramki zarówno w klubie, jak i reprezentacji Anglii.
Jednak nawet na półmetku rozgrywek nikt nie potrafił sobie wyobrazić, że napompowana finansowo liga zostanie zdominowana przez klub pozbawiony wielkich nazwisk i wielkiego budżetu. To był jednak odpowiedni moment – należąca do Romana Abramowicza londyńska Chelsea zaliczyła najgorszy sezon od lat, Manchester United nadal nie pozbierał się po odejściu sir Alexa Fergusona, a Arsenal i Manchester City zaliczały wpadki próbując pogodzić występy w różnych rozgrywkach. Leicester wykorzystało okazję i napisało jeden z najbardziej zdumiewających rozdziałów w historii piłki nożnej. Zważywszy na fakt, jak ważny dla Brytyjczyków jest futbol, możemy być pewni, że o kończącym się właśnie sezonie nakręconych zostanie kilka filmów.
Warto dodać, że w całej tej historii, swoje skromne miejsce zajmuje również polski wątek. Jego bohaterem jest Marcin Wasilewski, który w 2013 roku trafił do Leicester City i zaliczał regularne występy do końca sezonu 2014/2015. W obecnym sezonie Polak grał nieco mniej, głównie w Pucharze Anglii. Nie zmienia to jednak faktu, że w wieku 36 lat został Mistrzem Anglii.