Istotą właściwie prowadzonych działań na arenie międzynarodowej jest wnikliwa analiza sytuacji a przede wszystkim – przewidywanie, opracowywanie różnych wariantów, planowanie strategii w taki sposób aby zawsze być kilka kroków przed przeciwnikiem. Jak mawiał Harry Truman „Kto w polityce rąbie pięścią w stół, powinien najpierw upewnić się, że nie leżą na nim pinezki. ” – tej umiejętności wyraźnie brakuje naszej klasie politycznej. Z nieukrywanym niepokojem spoglądam na kolejne działania naszego rządu, który za wszelką cenę stara się odegrać rolę rzecznika narodów i zyskać upragnione kilka procent w słupkach sondażu stawiając tym samym na szali znacznie więcej niż rzeczywiście jest do ugrania. Jest to taktyka nie tylko naiwna ale też niebezpieczna – o czym w dalszej części tekstu.
Trzeba otwarcie przyznać, że obecna sytuacja zdecydowanie przerosła naszych rodzimych polityków. Nie mówię tego wyłącznie w odniesieniu do działań kadry okupującej wygodne ławy okrągłego budynku przy ul. Wiejskiej w tej chwili, ponieważ zaniedbania w kwestii bezpieczeństwa kraju nie tworzą się z dnia na dzień. Jest to proces długotrwały, uprzedzony uporczywymi prośbami, ostrzeżeniami i nieukrywaną irytacją osób, dla których dobro Polski – było sprawą nadrzędną. Wystarczy wspomnieć chociażby postać gen. Polko, czy nieżyjącego już gen. Petelickiego, którzy wiele razy zwracali uwagę na długą listę niedociągnięć, które w ich ocenie – prędzej czy później odbiją się czkawką wszystkim. Dziś można to już stwierdzić. Realne zagrożenie z zewnątrz zastało nas biegających bezładnie w slipkach po pokoju, mocno spóźnionych, pośpiesznie łapiących ubrania na przysłowiowe „za pięć dwunasta”. Przynajmniej tak wygląda w mojej ocenie obietnica „100 mld zł, które zostaną zainwestowane bezpośrednio w modernizację polskiej armii „. Panie Premierze, teraz? Naprawdę wierzy Pan, że da się stworzyć, uzbroić i wyszkolić metodą „na wczoraj” ?
Lata pod rządami Platformy niebezpiecznie przyzwyczaiły nas do tego, że wszystkie obietnice składane są na fali społecznej afirmacji. Możliwe, że ma to swoje dobre strony pod warunkiem, że władza uważnie słucha, kieruje swoje działania zgodnie z wolą narodu w oparciu chociażby o referendum i posłusznie realizuje nakreślone tą drogą założenia. Jednakże naszą scenę polityczną cechuje niebywałe skostnienie materiału, który nauczył się wybierać spośród nawału problemów te mniej istotne społecznie, ale dające najbardziej pożądany skutek – wyższe poparcie – nie bacząc przy tym na usilne próby realizowania się narodu w roli suwerena. Tym oto sposobem dobrnęliśmy do momentu, w którym zdezorientowani włodarze na oślep rzucili się w wir obecnych wydarzeń pod wpływem społecznej tkliwości. Właśnie wtedy, gdy wstrzemięźliwość i rozwaga cenione są bardziej niż diament. Ta tendencja w zasadzie nie dziwi, ponieważ
Czytaj także: Geostrategia, czas na radykalne zmiany
„Opinia publiczna bywa ostatnią ucieczką polityków, którzy nie mają opinii własnej” – o czym już dawno wspominał M.B. Carter.
Prowadzimy więc politykę oślepłą – bez przygotowania, strategii i pomysłu ale za to z bezwiednym społecznym poparciem, które mimo wszystko – słabnie z dnia na dzień.
Listę grzechów obciąża też dziecinna naiwność. Obserwując sytuację odnoszę wrażenie, że pozostała część Europy wygodnie schowała się za plecami Donalda Tuska, który niesiony cichym, suflerskim wręcz dopingiem zza pleców usilnie stara się zrobić wokół siebie jak największy szum – grożąc Putinowi palcem. Jaki jest efekt widowiskowego wymachiwania szabelką? Władimir Władimirowicz w dalszym ciągu odbiera telefony od Baracka Obamy, Angeli Merkel ale od naszego Premiera – już niet. No cóż, od miłości do nienawiści – jeden krok. Tradycyjnie najlepszą formę wybrali wyspiarze. Brytyjski rząd powiedział ile musiał a za plecami prowadzi rozmowy w sprawie budowy przez rosyjski koncern – Rosatom – elektrowni atomowej na terenie Wielkiej Brytanii. Najważniejsze są własne interesy… i jak pokazała niejednokrotnie historia – na tej strategii nigdy nie wychodzi się źle. Idąc tym tropem, warto też wspomnieć Francję, która mimo nacisków NATO – nie odmówi sprzedaży broni dla Rosji, ponieważ czerpie z tego tytułu pokaźne zyski. Nauka płynie z tego taka, że należy wiedzieć kiedy odpuścić, bo jeśli już wchodzi się do klatki z niedźwiedziem – trzeba uważać, czy aby na pewno stojąca jeszcze przed chwilą za plecami brygada do pomocy – nadal trwa na posterunku. Czy naprawdę trzeba powiedzieć naszym włodarzom wprost, że ani Unia Europejska, ani Stany Zjednoczone nie pójdą umierać za Ukrainę i Krym? To nie ich strefa. To nie ich wpływy. To nie pachnie pieniędzmi. Po prostu – nie pójdą.
W przypływie dziecięcego entuzjazmu wyrażanym w doniosłym tupaniu nogą i uderzeniom pięści w blat biurka zapomniano o wartym uwagi spostrzeżeniu:
„Kto w polityce rąbie pięścią w stół, powinien najpierw upewnić się, że nie leżą na nim pinezki „.
Tymczasem na naszym biurku aż roi się od pinesek, a zdarzają się nawet gwoździe. Oprócz stosunkowo niewielkiego ale wartego odnotowania eksportu naszych towarów do Rosji, który można zaliczyć jako „pinezkę” – istnieje również gospodarczy „gwóźdź”, który nakazuje tonowanie rewolucyjnych nastrojów. Chodzi oczywiście o uzależnienie od gazu i ropy płynącej do nas gazociągami przez Białoruś i Ukrainę, którym już niejednokrotnie zakręcano kurek w celach czysto politycznych – co uderzało w nas niejako rykoszetem. Rosyjska polityka gazowa i tak nie oszczędzała sobie uszczypliwości względem Polski – jednego z największych odbiorców gazu w Europie. Co prawda od połowy 2012 roku, udało się dość znacząco obniżyć koszty importu to warto przypomnieć, że do tego czasu, po uwzględnieniu stosunku ilości do ceny kupowanego gazu – płaciliśmy najdrożej spośród krajów Europy. Przykład naszych wschodnich sąsiadów pokazuje, że szantaż gazowy jest jedną z bardziej lubianych i skutecznych metod prowadzenia polityki Kremla. Pewne jest, że wobec narastającego napięcia wokół Krymu i podejmowanych przez nasz rząd działań – istnieje realne ryzyko odczucia skutków wspomnianej taktyki na własnej skórze.
Istnieje jeszcze jeden powód, dla którego nie powinniśmy nadmiernie wysuwać się przed szereg w kwestii ukraińskiej, z którą delikatnie mówiąc – niewiele mamy wspólnego. Nasz rząd zapomniał, że w dalszym ciągu istotną kartą w grze pozostaje wrak Tupolewa, znana ze swojej fachowości rosyjska propaganda i gorący, polski temperament. Dzięki różnym zbiegom okoliczności, do wiadomości publicznej mogą trafić kolejne sensacyjne doniesienia w sprawie katastrofy smoleńskiej – skutecznie zajmując opinię publiczną, media i polityków. Odciągając uwagę w kierunku przeciwnym nie tylko zyskuje się czas, ale także umiejętnie manipuluje a jak powszechnie wiadomo „wojenka” polsko- polska zawsze była na rękę wrogom z zewnątrz. Nie jest to zarzut ale stwierdzenie faktu, który zawisł nad nami wskutek braku rzetelnego wyjaśnienia i niezrozumiałych decyzji rządu w kwestii smoleńskiej.
Jak widać zaniechania rządu mszczą się na każdym kroku. Obecnie prowadzona polityka zagraniczna ma się nijak do zdrowego rozsądku – a o ten z troską apeluję i ostrzegam – pinezki też kłują. Pamiętajmy, że pełnię konsekwencji będziemy ponosić my – naród, który przy urnie wykazuje zadziwiającą determinację w stąpaniu z zamkniętymi oczami po linie zawieszonej nad przepaścią – po cichu licząc, że nic się nie stanie.
Tekst pochodzi ze strony myśl24.pl